Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Jak to z długiem brazylijskim było

0
Podziel się:

W ciągu informacji o spadającej koniunkturze, wzrastającym bezrobociu oraz coraz większej dziurze w budżecie wydaje się, że na próżno szukać dobrych informacji o polskiej gospodarce. A tym czasem okazuje się, że po cichu, z zachowaniem tajemnicy należnej sprawie, nasz rząd zarabia dla kraju ok. 1 mld USD

O czym mówię – oczywiście o wcześniejszej spłacie długu brazylijskiego. Jak wiadomo w świetlanych czasach Edwarda Gierka zdarzyło się Polsce kupować wszystko od wszystkich, także od Brazylii. A że była odwilż chętnych nie brakowało. Takim chętnym była np. Brazylia, która zwietrzyła w handlu z Polską świetny interes, gdyż partner był mało wymagający jakościowo i wszystko można mu było wcisnąć. Problem jedynie w zapłacie, w właściwie w jej formie. Ponieważ był rok 1972 i dolarów amerykańskich nie było w kraju zbyt wiele, udało się zawrzeć umowę z rządem brazylijskim o kupowaniu na kredyt. Nie mieliśmy w spadku po okresie rządów Gomułki żadnego zadłużenia zagranicznego, więc linie kredytowe były otwarte i z Brazylii szerokim strumieniem popłynęły towary, zarówno te potrzebne jak i niepotrzebne.
Brazylia nie przewidziała jednak, że Edward Gierek podobnie postąpi nie tylko z Brazylią. W taki to oto sposób już wkrótce nasz dług zaczął rosnąć lawinowo, zaś odsetki zaczęliśmy spłacać posiłkując się kolejnymi długami, tym razem już dewizowymi zaciągniętymi w bankach komercyjnych. Po wprowadzeniu stany wojennego rząd reganowski przykręcił śrubę płatności i okazało się że mamy gigantyczne długi. Na szczęście Lech Wałęsa pojeździł po świecie i udało się wspólnymi siłami rządów solidarnościowych zredukować zadłużenie wraz z odsetkami o ok. 50% i rozłożyć je na raty.

Była pierwsza połowa lat 90-tych i nikt nie spodziewał się, że na progu przełomu tysiącleci będziemy mieli znów kryzys finansów publicznych. Ponieważ wówczas gospodarka zaczynała się rozkręcać postanowiono zaplanować spłatę długu na lata 2002-2009, wówczas była to bardzo odległa perspektywa, zakładano w niej znaczący rozwój Polski doganiającej wzrostem gospodarczym najbiedniejsze państwa UE.
Jednak zapału do reformowania nie starczyło, nie przewidziano wówczas również złego sprzężenia demograficznego i koniunkturalnego w latach 2003-2008. Do tego rok 1997 był pierwszym sygnałem nadciągającego kryzysu, który przetoczył się najpierw przez Azję, potem przez Rosję, następnie zahaczył o Amerykę Południową, w tym zwłaszcza o Brazylię. Okazało się wówczas, że Brazylia chętnie wzięłaby wcześniej swoją działkę wierzytelności, bo dolary są jej koniecznie potrzebne do ratowania własnej waluty i gospodarki. Zaczęły się negocjacje. W międzyczasie robił się coraz większy kryzys światowy, z którym z coraz większym trudem walczyły USA i Europa Zachodnia, natomiast w który zupełnie popadła Japonia. Wrócił on również ze zdwojoną siłą do Argentyny, a w 2001 roku pojawił się również w Polsce.

Sprawy długu brazylijskiego były nadal negocjowane, Brazylijczycy zgodzili się na wykup za 75% wartości, tak naprawdę to sami zabezpieczyli własne długi wierzytelnościami polskimi. W zamian za polską aprobatę mieliśmy zarobić prawie 1 mld USD na czysto i w dodatku bez zagranicznych pośredników finansowych. Po analizie zagadnienia Klub Paryski zgodził się na transakcję. Ta zgoda była wymagana, bo uczestników porozumienia redukcji polskiego długu wobec państw z pierwszej połowy lat 90- tych obowiązywała zasada solidaryzmu w czekaniu na spłatę. Jednak pozostałe państwa uznały, że powaga sytuacji (czytaj możliwy potężny kryzys finansowy w całej Ameryce Południowej) pozwala na tą operację.

Problem był tylko w tym, że nasz rząd nie miał tych bagatela ok. 2 mld 500 mln USD na zaspokojenie owych ok. 3 mld 500 mln US długu wobec Brazylii. Miał 8 mld USD dziury w budżecie na rok 2001 i spodziewał się 9 mld USD dziury w 2002 roku, zaś za pasem były wybory, w których miał marne szanse. Zdecydowano się więc zwrócić do NBP o pomoc – pożyczkę pieniędzy z rezerw walutowych, które urosły nam pomimo permanentnego deficytu obrotów bieżących do ponad 27 mld USD. Leszek Balcerowicz zgodę wyraził, pod warunkiem że przyszłe dochody z prywatyzacji w pierwszym rzędzie pójdą na spłatę tego długu, nie zaś na łatanie dziury budżetowej. Nowy minister Belka umowę sfinalizował bez oporów.
Jakby nie patrzeć rządowi wpadło nieoczekiwanie do „garnka” ok. 4 mld zł. Można bowiem przecież wyemitować papiery dłużne na rynku zagranicznym o tej samej wartości i na czysto (bez powiększania długu publicznego) mieć ok. 4 mld zł. Prawie dokładnie tyle, ile złupi z nas minister Marek Belka w przyszłym roku na skutek zmian w podatku PIT i wprowadzeniu podatku od odsetek. Może więc (to taka nieśmiała i konstruktywna zarazem propozycja) nie ruszać podatków osobistych a w zamian za te pieniądze skonsumować zyski z operacji wykupu długu brazylijskiego.
Mam również nadzieję, że rząd odda jak najszybciej dług na rzecz NBP, jednak oznaczać to może że wpływy dla załatania budżetu z tytułu prywatyzacji sięgną nie 10 mld zł. ale zaledwie 1 mld zł. – chyba, że rząd SLD-UP-PSL przyśpieszy prywatyzację, na co się nie zanosi. Podsumowując, wydaje się że wobec tak trudnej sytuacji budżetowej jaka jest teraz, wszystkie dodatkowe pieniądze, jakie się trafiają Polsce powinny iść na pierwszy front walki z dziurą, zaś wszelkie propozycje nowych lub wyższych podatków powinny iść do odwodów.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)