*Ostatnio kryształowo czyści politycy i dbający o przejrzystość życia publicznego dziennikarze licytują się świętym oburzeniem z powodu wysokości odprawy, jaką dostał odchodząc z Polskiej Telefonii Cyfrowej obecny szef ABW ppłk Krzysztof Bondaryk. *
Podzielając ich zrozumiałą zazdrość, bo sam chciałbym zarobić przynajmniej trzecią część tego, co - według niektórych mediów - otrzymał od operatora Ery GSM Bondaryk, przyłapałem się na dużo bardziej perwersyjnej przypadłości.
Otóż postanowiłem pochylić się nad stanem prywatnego majątku szefa CBA Mariusza Kamińskiego, który stoi na czele instytucji sprawdzającej wiarygodność oświadczeń polityków i funkcjonariuszy publicznych. Z lektury dokumentu zamieszczonego na stronie www.cba.gov.pl dowiedziałem się jedynie, że szef Biura nie posiada własnego domu, mieszkania, gospodarstwa rolnego ani innych nieruchomości. Nie zgromadził też zasobów pieniężnych w złotych, walucie obcej lub papierach wartościowych.
Nie jest również właścicielem mienia ruchomego (np. samochodu) o wartości wyższej niż 10 tys. złotych. Spłaca natomiast kredyt mieszkaniowy wysokości 85 tys. złotych zaciągnięty w instytucji finansowej, której nazwa została zakreślona markerem. Dodatkowo o stanie majątku szefa CBA wiadomo tylko, że wystąpił z roszczeniem wobec osób trzecich o ustanowienie odrębnej własności lokalu mieszkalnego o powierzchni 39,2 metrów kwadratowych i przeniesienie na siebie prawa własności do tej nieruchomości, której wartość - według Mariusza Kamińskiego - wynosi 300 tys. złotych.
Mnie jednak przede wszystkim zastanowiło, że żyjący skromnie szef CBA nie zgromadził żadnych oszczędności, mimo iż jego roczny dochód za 2007 rok wyniósł 179 tys. 298 złotych. Oznacza to bowiem, że otrzymując brutto 14 tys. 941, 5 złotych miesięcznie wszystko wydawał. Nurtujące jest pytanie na co, bo jeśli nawet uwzględnimy, że szef CBA spłaca niewysoki kredyt złotówkowy i łoży ustalone przez sąd alimenty na rodzinę, to i tak zostaje mu do dyspozycji całkiem wysoka suma.
ZOBACZ TAKŻE:href="http://news.money.pl/artykul/cba;donosi;do;prokuratury;na;szefa;abw,191,0,403647.html">
A przecież ze znacznym prawdopodobieństwem można założyć, że Mariusz Kamiński nie wydaje pieniędzy na komunikację, gdyż wozi go służbowy szofer, i jada w rządowej stołówce. Nigdy w każdym razie publicznie nie krążyły żadne informacje o upodobaniu szefa CBA do stołowania się w znanych warszawskich lokalach gastronomicznych, w których można spotkać np. niektórych polityków PO. Nadal więc mimo żmudnych wysiłków nie zbliżyliśmy się ani o jeden cal do rozwiązania zagadki rozchodzenia się przychodów Mariusza Kamińskiego.
Wyjaśnienie tej tajemnicy jest tym trudniejsze, że w przeciwieństwie do szefa ABW, o którym wiadomo przynajmniej, że czytuje literaturę historyczną, w wolnych chwilach wędkuje nad jeziorem i lubi sobie smacznie zjeść, nie wiemy prawie nic o pasjach i zainteresowaniach Mariusza Kamińskiego. Pewne jest tylko, że nie lubi dawnych komunistów, o czym jako cierpiący na tę samą przypadłość, wiem akurat dobrze, że jest to hobby, które nic nie kosztuje. Kto wie, może jest bibliofilem i znaczną część swych poborów przeznacza na wzbogacanie zbiorów bibliotecznych? Albo rujnuje się wydając tysiące na rzadkie okazy znaczków pocztowych?
Cóż, mimo ponawiania rozpaczliwych prób odkrycia tajemnicy szefa CBA, wciąż skazani jesteśmy tylko na coraz bardziej żałosne spekulacje. Tymczasem, żeby być bliżej postulowanego przez piewców rewolucji moralnej stanu przejrzystości życia publicznego, powinniśmy wiedzieć nie tylko skąd i za co otrzymują pieniądze szefowie tajnych służb, ale także na co je wydają i czym się interesują.
Jestem osobliwie pewny, że Maksymilian Robespierre, gdyby żył, podpisałby się oburącz pod tym wnioskiem, który poraża swą jakobińską konsekwencją i logiczną spójnością.
Autor jest dziennikarzem specjalizującym się w tematyce bezpieczeństwa narodowego