*Przez pierwsze trzy kwartały sprawowania władzy ekipa PO-PSL była przekonana, iż gospodarka jest samograjem i wystarczy jej nie psuć, by pieczone gołąbki same zaczęły iść do gąbki. *
Z tego snu zaczął wybudzać dopiero globalny kryzys, który dotknął rynki finansowe nie omijając Polski jeszcze całkiem niedawno przedstawianej jako bezpieczna wyspa przez prominentnych przedstawicieli rządu. Równo rok po powołaniu gabinetu Donalda Tuska niedostatki jego polityki w obszarze finansów widać coraz wyraźniej.
Zapewne jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest to, że na czele ministerstwa finansów stoi dogmatyczny przedstawiciel środowiska akademickiego. Nie jest on zdolny do podejmowania decyzji i niechętnie modyfikuje swe sądy o zmieniającej się szybko rzeczywistości.
ZOBACZ TAKŻE:href="http://news.money.pl/artykul/jest;mapa;drogowa;rzad;obiecuje;euro;w;2012,13,0,380429.html">
Tymczasem to właśnie minister finansów w obecnej sytuacji powinien być katalizatorem dynamicznych działań rządu. To on powinien nadawać ton pracom rządu, by jak najpilniej uchwalić plan działań na wypadek utraty płynności przez banki. Okazuje się, że inne kraje takie plany przewidujące nacjonalizację miały już wcześniej przygotowane albo błyskawicznie je opracowały.
Kolejny nierozwiązany problem stojący przed formacją rządzącą to brak gwarancji dla rynku międzybankowego. Rynek wprawdzie lekko się uspokoił, ale banki nadal nie pożyczają sobie pieniędzy, w następstwie czego zamarła dynamika przyrostu akcji kredytowej.
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja przyszłorocznego budżetu. Jego założenia są nierealistyczne, o czym wiedzą już wszyscy - ministerstwo finansów planuje wzrost PKB o 4,8 proc podczas gdy Komisja Europejska zrewidowała prognozę wzrostu w Polsce do 3,8 procent. Co i tak według wielu ekspertów jest przejawem daleko posuniętego optymizmu i wiary w naszą gospodarkę. W niektórych krajowych instytucjach finansowych - znajdujących się pod kontrolą państwa - szacuje się nawet, że wzrost PKB nie przekroczy 3 procent.
ZOBACZ TAKŻE:href="http://news.money.pl/artykul/polska;moze;byc;ciezko;doswiadczona;przez;recesje,157,0,380061.html">
Tak wielki rozziew pomiędzy pobożnymi życzeniami ministra Jana Rostowskiego a niewesołą rzeczywistością świadczy o prowadzeniu nieodpowiedzialnej polityki informacyjnej rządu. W końcu jednak będzie musiał się przyznać do błędu w wyliczeniach przed wyborcami tłumacząc im, dlaczego np. od nowego roku trzeba podnieść podatki albo zwiększyć składkę emerytalną.
Również łatanie dziury budżetowej poprzez sprzedaż obligacji w dobie kryzysu i słabego zaufania inwestorów zagranicznych do polskiej gospodarki może okazać się wielkim problemem dla gabinetu Donalda Tuska.
Koalicja PO-PSL nie jest przygotowana do stawienia czoła narastającym skutkom kryzysu. O ile za błędy popełnione w pierwszych trzech kwartałach można było koalicjantów oceniać mniej surowo, o tyle niedopuszczalna pasywność w ostatnim okresie wymaga pokazania Donaldowi Tuskowi i jego kolegom żółtej kartki.
Politykom, którzy jak obecny premier zwykli spędzać wiele czasu na murawie stadionu, nie trzeba chyba tłumaczyć, jaki jest kolor następnej kartki i co oznacza wyciągnięcie jej przez sędziego.