Kaczyński pomógł Tuskowi wykończyć Schetynę

Utworzenie Centralnego Biuro Antykorupcyjnego spotkało się w 2006 roku z szeroką krytyką. Pojawiały się od razu zarzuty, że w ten sposób PiS zapewnił sobie policję polityczną, którą będzie mógł instrumentalnie wykorzystywać we własnym interesie. Partia ta jednak szybko straciła władzę, na rzecz ugrupowania Donalda Tuska, który obiecywał, że krytycznie rozprawi się z dorobkiem PiS i jego _ nieprawościami _. Dziś jednak wyraźnie widać, że twórczo rozwija to, o co sam miał kiedyś pretensje.

Świadczą o tym informacje o działaniach CBA z ostatnich tygodni. Dwa dni temu Biuro aresztowało sześć osób w związku z domniemanymi nieprawidłowościami przy zawieraniu kontraktów przez MSWiA. Wśród nich znaleźli się dwaj byli dyrektorzy MSWiA z czasów rządów Platformy. Wydawać by się mogło więc, że CBA nie tylko spełnia swoje podstawowe funkcje, ale jest też zupełnie niezależna od polityków, którzy akurat znajdują się u władzy. Niestety jest zupełnie na odwrót.

Tak się składa, że zatrzymane osoby, pracowały w MSWiA za czasów, gdy jego szefem był Grzegorz Schetyna. O możliwych nieprawidłowościach, które miały wtedy zaistnieć, mówiono już ponad rok temu, po audycie, jaki w resorcie przeprowadził następca Schetyny, Jerzy Miller. Sprawa jednak znalazła swój dalszy bieg dopiero po ostatnich wyborach, gdy Donald Tusk zajął się wykańczaniem marszałka Sejmu. Przypadek? Raczej nie.

Zobacz, skąd wzięła się potęga Grzegorza Schetyny

Dużo dobrej woli trzeba też mieć, by uznać też za przypadek kontrole CBA, które spadły po wyborach na plantatorów papryki. Pamiętajmy, że najsłynniejszy z nich ośmielił się zakłócić w trakcie ostatniej kampanii _ gospodarską _wizytę Donalda Tuska, a następnie poparł publicznie Jarosława Kaczyńskiego. Czy teraz on i jego koledzy mają się nauczyć, że takich rzeczy się nie robi?

Nie jest oczywiście wykluczone, że w resorcie kierowanym przez Schetynę dochodziło do nieprawidłowości. Tylko dlaczego zamiast wyciągać konsekwencje od razu, zajęto się tym dopiero w momencie, gdy zapadł na niego partyjny wyrok? Plantatorzy papryki też mogli zawyżać jakieś liczby we wnioskach o odszkodowania. Dlaczego jednak nie weryfikują ich powołani do tego urzędnicy, tylko służba specjalna, która ma walczyć z korupcją? Co ciekawe, tych pytań nie zadają politycy PiS, choć przecież wydają się być dla nich samograjem. Czyżby sami czuli się winni?

Wygląda bowiem na to, że przed pięcioma laty powołali do życia służbę, która zamiast dbać o wysokie standardy w życiu publicznym, tylko dodatkowo je obniża. Okazało się, że umocowania prawne CBA nie chronią jego niezależności od rządzącej w danym momencie ekipy. Biuro nie patrzy władzy na ręce, tylko posłusznie wykonuje jej zlecenia. Zamiast więc zwalczać nadużycia, nowa służba jest tylko kolejnym polem do ich popełniania, na którym Donald Tusk bardzo dobrze się odnalazł.

Autor jest redaktorem portalu Money.pl