Money.pl: Rząd pracuje nad nowelizacją kodeksu pracy. Według tego projektu pracownik będzie mógł wziąć jednorazowo tylko jeden dzień urlopu na żądanie. Po co taki zapis?
Joanna Kluzik-Rostkowska*, poseł PiS, była wiceminister pracy i polityki społecznej: *Myślę, że w ten sposób pracodawcy chcą się zabezpieczyć przed masowym braniem urlopów na żądanie w przypadku protestów. Jednak nie jest to leczenie przyczyn protestu, a jedynie minimalizowanie skutków. Nie znam przypadków, że gdy jest dobrze w przedsiębiorstwie to 3/4 załogi bierze jednocześnie urlop na żądanie. Takie sytuacje pojawiają się tylko wtedy, gdy w przedsiębiorstwie jest problem.
Money.pl: To nie jedyne zmiany. W rządowym projekcie znalazł się też zapis, że gdy pracownik będzie chciał urlop na żądanie to musi pisemnie uzasadnić - dlaczego?
Joanna Kluzik-Rostkowska: Ale przecież taki urlop bierze się nagle, nie planuje się go dwa tygodnie wcześniej. Więc jeżeli miałoby to wymagać jakiś pisemnych uzasadnień to prowadzi do zbędnej papierologii. Bo rozumiem, ze wtedy pracownik musiałby przyjść do firmy i dostarczyć takie uzasadnienie. A może wysyłałby faksem lub mailem? Ja sobie tego nie wyobrażam.
Money.pl: Zresztą to mogłoby prowadzić do nadużyć ze strony pracodawców.
Joanna Kluzik-Rostkowska: Oczywiście, że tak. Bo przecież mógłby stwierdzić, że nie przekonuje go uzasadnienie. Zresztą wszyscy mamy ograniczoną liczbę dni urlopowych, więc ten urlop na żądanie bierzemy tylko w wyjątkowych sytuacjach, kiedy naprawdę potrzebujemy, a nie kiedy nam się podoba.
Money.pl: Czyli co zrobić z urlopami na żądanie?
Joanna Kluzik-Rostkowska: Najlepiej zostawić w spokoju w obecnej formie. Ale jeżeli chcemy podejść poważnie do tej kwestii, to trzeba by przeprowadzić badania. Zapytać pracodawców w jakich sytuacjach pracownicy biorą urlopy na żądanie. I dopiero wtedy w oparciu o badania, spróbować wyeliminować te niepożądane. To nad czym pracuje teraz rząd to pójście na łatwiznę.