Donald Tuskgasi kolejne pożary. Tym razem premier - by zachęcić celników do powrotu do pracy - obiecał, że będzie gwarantem podwyżek dla tej grupy zawodowej. To groźny precedens.
Szef rządu wkroczył na bardzo niebezpieczny teren. Na pole minowe - choć często słusznych, to zdecydowanie przekraczających możliwości budżetu - żądań płacowych. Nieostrożne po nim stąpanie, może skończyć się fatalnie.
Oto bowiem zamiast ministra finansów, któremu podlega Służba Celna, albo nawet odpowiedniego podsekretarza stanu, sam premier zadeklarował, że osobiście dopilnuje, by podwyżki dla celników były. Na pozór ryzyko jest niewielkie. Te kilkaset złotych na głowę dla kilkudziesięciu tysięcy funkcjonariuszy budżetu nie rozsadzi.
ZOBACZ TAKŻE: Do pracy przyszła połowa celników
Ale teraz w kolejce do szefa rządu mogą ustawić się kolejne grupy: nauczyciele, których jest 700 tys., kolejarze, górnicy, lekarze. I będą mieli pełne prawo domagać się osobistych gwarancji premiera dla spełnienia swoich postulatów. Bo skoro celnicy takie otrzymali, to dlaczego oni mają być gorsi? Dlaczego premier nie może uroczyście obiecać, że będą pieniądze i dla nich. A tego budżet może nie wytrzymać.
Tymczasem eksperci już ostrzegają, że koniunktura się pogarsza. Polacy też widzą co się dzieje i z mniejszym optymizmem patrzą w przyszłość. Dlatego zamiast gwarantowania podwyżek wolałbym, by premier stał się gwarantem budżetu i twardej polityki fiskalnej - o której mówił na Kongresie Pracodawców.
Niech premier dobrze zapamięta wypowiedziane wtedy słowa: _ - Lepiej nie możemy pomóc ludziom, jak tylko trzymać dyscyplinę finansów _. Święta prawda. Bo na tym skorzystamy wszyscy, nie tylko kiepsko opłacani pracownicy budżetówki.
Autor jest dziennikarzem Money.pl