Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Łukasz Pałka
|

Orłowski: Polska miała w kryzysie mnóstwo szczęścia

0
Podziel się:
Orłowski: Polska miała w kryzysie mnóstwo szczęścia

Money.pl: Dzisiaj GUS opublikuje dane o PKB w trzecim kwartale. Najprawdopodobniej po raz kolejny okaże się, że Polska jest _ zieloną wyspą _ na mapie Europy. Jest się z czego cieszyć?

Prof. Witold Orłowski, doradca ekonomiczny PricewaterhouseCoopers, były doradca ekonomiczny prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego: Oczywiście, że jest się z czego cieszyć. Nie rozumiem osób, które temu zaprzeczają. Przecież prawda jest taka, że gdyby dwa lata temu ktoś powiedział, że będzie wielki kryzys i że tylko jeden kraj w Europie uniknie recesji, to bardzo niewiele osób wskazałoby Polskę.

Co więcej, pewnie najwięcej pesymistów byłoby właśnie u nas w kraju. Rzecz jasna, mieliśmy w tym wszystkim masę szczęścia, bo mogło nas przecież czekać coś znacznie gorszego.

Szczęścia?

Chodzi mi o to, że wiele niezależnych od nas czynników miało bardzo korzystny wpływ na naszą gospodarkę. To chociażby fakt, że kraje zachodnie wprowadziły u siebie pakiety stymulacyjne, z których także my skorzystaliśmy. Przecież nasz sektor motoryzacyjny uratował się tylko dzięki pakietowi niemieckiemu.

Więc polityka _ pasażera na gapę _, za którą rząd był tak krytykowany, okazała się skuteczna.

Na pewno nie było to głupim pomysłem. Mieliśmy dużo szczęścia, że Niemcy pomimo świadomości, że spora część pieniędzy z pakietów wcale nie zostanie spożytkowana u nich, zdecydowali się jednak pośrednio wesprzeć inne kraje.

ZOBACZ TAKŻE: Petru: węgierski kryzys nie pogrąży Polski. Słowem, wiele w tym kryzysie od nas nie zależało.

Nie można tak do końca powiedzieć. Od nas w ogromnej mierze były zależne losy złotego. Proszę sobie przypomnieć panikę z początku roku i ucieczkę inwestorów zagranicznych. Problem polegał na tym, że nikt wówczas nie zastanawiał się nad tym, czym Polska różni się od Węgier czy Łotwy. Zadanie rządu polegało na tym, by zawalczyć o naszą wiarygodność i pokazać, że jednak różnica pomiędzy kondycją gospodarek poszczególnych krajów jest znaczna.

ZOBACZ TAKŻE: Linia kredytowa MFW ma ochronić złotego. Sięgnęliśmy jednak po pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Ale proszę zobaczyć, w jaki sposób. Nie skorzystaliśmy z kredytu ratunkowego, a jedynie MFW uruchomił linię kredytową, która wcale nie musiała zostać wykorzystana. Nie sprawiliśmy więc wrażenia kraju na skraju bankructwa, a jedynie zapobiegawczego i pokrzywdzonego przez sytuację na świecie.

Pana zdaniem rząd dobrze to zatem rozegrał?

Można tak sądzić patrząc na złotego, który się uspokoił. Chociaż jest słabszy niż w 2008 roku, to nikt na to nie narzeka. Gdyby był mocniejszy, to eksporterzy mieliby większy problem i bezrobocie zapewne szybciej by rosło. Z kolei słabszy złoty to gorsze portfele kredytowe banków i tym samym większe problemy naszego sektora finansowego.

ZOBACZ TAKŻE: Kluza: Przybywa złych kredytów, ale to naturalne. Sektora, który wyszedł z kryzysu obronną ręką. Komisja Nadzoru Finansowego wykazała się zapobiegliwością.

To pana zdanie. Moim zdaniem niekoniecznie. KNF to nie najlepsza instytucja, która w pewnym momencie kompletnie nie wiedziała, jak się zachować.

Przecież pojawiły się rekomendacje ograniczające zbyt luźną politykę kredytową banków.

To prawda, ale działania były zbyt słabe i zbyt późne. Gdyby kryzys przyszedł później, mogliśmy wpaść w tarapaty. Przecież co prawda do 2008 roku sektor nie był mocno wystawiony na ryzyko, ale potem banki bardzo mocno poluzowały politykę kredytową. Obniżały wymagania przy udzielaniu kredytów walutowych. Szczęśliwie trwało to niecały rok. Myślę, że trzy lata takiego tempa mogły poprowadzić nasz sektor finansowy w stronę Węgrów czy Łotyszy.

ZOBACZ TAKŻE: Gomułka: Tusk od początku nie chciał reform. Ale scenariusz węgierski i tak się u nas realizuje. Mówi o nim chociażby profesor Stanisław Gomułka.

Interpretuję to jako stwierdzenie ostrzegawcze. Na razie powodów do paniki nie ma, bo do sytuacji Węgier nam jeszcze daleko. Oczywiście deficyt rośnie, ale tego można było się spodziewać. Teraz chodzi o to, by rząd znów zaczął go kontrolować. Mam nadzieję, że się to uda i nasi politycy nie wykażą się tak skrajną nieodpowiedzialnością jak węgierscy.

Więc to co najgorsze już za nami?

Wiem, że niektórzy twierdzą, że prawdziwy kryzys przyjdzie do nas z opóźnieniem. Ale to bzdura. Moim zdaniem w przyszłym roku gospodarka przyspieszy, choć nie zobaczymy tego _ z miejsca _. Bezrobocie powoli będzie jeszcze wzrastać, a płace nie będą szły w górę. Liczy się jednak to, że nie ma paniki. A to oznacza chociażby, że ludzie nie zniechęcą się do konsumpcji, co niezwykle pomaga wzrostowi PKB.

Raport Money.pl
*Deficyt 2010. Kwota rekordowa, ale było gorzej * Minister finansów zapowiada, że w budżecie państwa na 2010 rok zabraknie ponad 52 mld złotych na sfinansowanie zaplanowanych wydatków. Czytaj w Money.pl
wiadomości
wywiad
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)