Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

PGNIG i PZU wiele łączy i wiele dzieli

0
Podziel się:

Szybka dymisja prezesa PGNiG dowodzi, że gdyby PZU też było spółką publiczną musiałoby sprawniej radzić sobie podczas burz i sztormów wywołanych niekorzystnymi publikacjami prasowymi.

PGNIG i PZU wiele łączy i wiele dzieli

Szybka dymisja prezesa PGNiG dowodzi, że gdyby PZU też było spółką publiczną musiałoby sprawniej radzić sobie podczas burz i sztormów wywołanych niekorzystnymi publikacjami prasowymi.

PGNiG i PZU. Te dwie spółki tyle samo łączy, co dzieli, o czym mieliśmy okazję przekonać się w ostatnich dniach. Łączy je, a właściwie upodabnia do siebie wielkość obu korporacji i olbrzymia skala prowadzonych przez nie operacji gospodarczych. Cechą wspólną jest też większościowy (w przypadku PZU nie jest to już tak oczywiste jak w PGNiG) udział Skarbu Państwa w strukturze własności i wynikający z tego stopień uzależnienia od zmian politycznych.

W minionych dniach bardziej jednak uwidoczniły się różnice między największym polskim ubezpieczycielem i paliwowo-wydobywczym potentatem. Różnice te przemawiają zdecydowanie na korzyść PGNiG, które dużo lepiej niż PZU wychodzi z opresji spowodowanych ujawnienieniem przez media informacji stawiających spółkę w niepożądanym dla niej świetle. Obserwując ostatnie wydarzenia wokół obu firm i analizując ich reakcje na bieg wypadków można odnieść wrażenie, że firma notowana na giełdzie, którą jest PGNiG, so wiele zręczniej broni swego wizerunku przed trwałym uszczerbkiem niż PZU. Dowodzi tego casus byłego już prezesa PGNiG Bogusława Marca, który podał się wczoraj do dymisji. Stało się to po tym jak "Dziennik" ujawnił, że jest on podejrzewany przez prokuraturę o działanie na szkodę Stoczni Remontowej Gryfia w Szczecinie, której był prezesem, i że na wniosek ABW został pozbawiony dostępu do informacji niejawnych w PGNiG.

Marzec nie czekał z dymisją do planowanego w najbliższych dniach posiedzenia rady nadzorczej, która i tak musiałaby się zająć jego przypadkiem. Czy reakcja szefa na publikację prasową szefa PGNiG byłaby równie szybka, gdyby akcje firmy nie były notowane na parkiecie? Można mieć poważne wątpliwości, zwłaszcza patrząc na to, co się dzieje w PZU. Wątpię, czy przedstawiciele akcjonariuszy PZU, gdyby było ono spółką publiczną, w imię ochrony wizerunku firmy nie zmusiliby prezesa Jaromira Netzela do podania się do dymisji. Nie dlatego, że Netzel jest winny zarzucanych mu przez "Rzeczpospolitą" czynów (pranie pieniędzy, nielegalne wyprowadzanie majątku spółek etc.).

Jak dotąd jest to dopiero prawdopodobne. Wszak dla dobra czołowego towarzystwa ubezpieczeniowego na coraz bardziej konkurencyjnym rynku konieczne jest, by jego prezes był poza wszelkimi podejrzeniami. Jak żona cezara, bo dla firm finansowych najważniejszym kapitałem jest bezgraniczne zaufanie klientów, które łatwo stracić. I niech nikt z PiS nie mówi, że publikacje o Netzelu są obroną niedawno odwołanego ze stanowiska prezesa PZU Cezarego Stypułkowskiego, bo pod koniec lat 90, gdy były szef naszego narodowego ubezpieczyciela kierował jeszcze Bankiem Handlowym w Warszawie, grupa osób bliskich pewnemu środowisku w Prawie i Sprawiedliwości nie miała oporów przed doradzaniem menedżerowi z komunistycznym rodowodem. Także wcześniej gdy Wiesław Walendziak był prezesem TVP, a szef Handlowego przewodniczącym rady nadzorczej publicznej telewizji, nikt nie zatykał nosa z powodu pracy młodego Stypułkowskiego w amerykańskim banku odgrywającym ważną rolę w operacjach FOZZ. Czyżby teraz obowiązywały inne standardy wyboru
kandydatów na ważne stanowiska, które obsadza państwo? Ci, którzy wymagają wiele od innych, niech sami wymagają przede wszystkim od siebie.

Autor jest dziennikarze tygodnika Wprost

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)