Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Płaskoń
|

Płaskoń: Bumerangu nie da się wyrzucić

0
Podziel się:

Andrzej Lepper coraz bardziej przypomina babę, która nachodzi cyklicznie lekarza, aż ten wreszcie nie wytrzymuje i zżyma się, żeby przestała, bo ludzie się już śmieją.

Płaskoń: Bumerangu nie da się wyrzucić

Andrzej Lepper coraz bardziej przypomina babę, która nachodzi cyklicznie lekarza, aż ten wreszcie nie wytrzymuje i zżyma się, żeby przestała, bo ludzie się już śmieją.

Różnica między dowcipami a realem jest taka, że baba za każdym razem miała nowy dylemat, natomiast wódz Samoobrony powtarza w kółko i z coraz większą częstotliwością tę samą mantrę. Odejdzie z koalicji, jeśli prof. Gilowska nie obniży akcyzy na biopaliwa albo odejdzie, jeśli nie nastąpi przyspieszenie w skupie świniaków, ewentualnie odejdzie, jeśli Macierewicz nie odejdzie.

Gdy natomiast rozjuszeni rolnicy stawili się grupą pod Ministerstwem Rolnictwa, wicepremier nie zdobył się nawet na to, żeby wystawić głowę ze swojego gabinetu. A przecież okazja była niepowtarzalna. Manifestujący skandowali powszechnie znany slogan Leppera, tyle że w miejscu Balcerowicza, który musi odejść, na ustach chłopstwa pojawił się onże sam. Mógł więc wyjść i poprowadzić protestujących ulicami stolicy, co zresztą zapowiadał niedawno na konferencji. Groteska byłaby niepoślednia, zaś Polska znów miałaby szansę trafić na czołówki gazet nawet w Mozambiku.

A tak pożywkę do kształtowania naszego zewnętrznego image'u musi dostarczać ród Giertychów, ponieważ pani minister spraw zagranicznych ma na wszystko jedną dyplomatyczną formułkę: bez komentarza. Ledwie senior Maciej ogłosił swoje odkrywcze dzieło na temat przywar Żydów, wywołując poruszenie w kręgach brukselskich i zmuszając prezydenta Kaczyńskiego do odcięcia się od antysemickich treści, a już w ślady ojca ruszył minister Roman i na konferencji w Heidelbergu uświadomił narody Europy w sprawie ukrócenia tolerancji dla homoseksualistów oraz powszechnego zakazu aborcji. Niemieckie media wyraziły gremialne oburzenie, czemu trudno się dziwić. Oni tam przecież nie czytali naszego Mickiewicza ani Słowackiego, no to skąd mają wiedzieć, że mamy zagwarantowaną przez wieszczów skłonność do pouczania wszystkich i do panowania nad światem.

Na miejscu też zresztą czyta się niewiele. Gdyby było inaczej, to mniej dziwilibyśmy się parafiańszczyźnie naszej prawicy. Wystarczy poszperać co nieco w osiągnięciach polskiej przedwojennej endecji, a do tego uwzględnić fakt, że do władzy pcha się dziś każdy motłoch, i wszystko staje się jasne. My jednak nawet bajkopisarza Sienkiewicza czytamy powierzchownie, a przynajmniej nie wyciągamy ponadczasowych wniosków z niektórych jego złotych myśli.

Obrońcy Bronisława Wildsteina podnoszą larum, głosząc jak bardzo polityczne było odwołanie go z szefa publicznej telewizji. Niektórzy w dowód solidarności porzucają robotę w TVP. Nawet zaprogramowana na braci Kaczyńskich Elżbieta Kruk doznaje nagłego olśnienia i zawiadamia opinię, że nie powinno się spuszczać prezesa na trawkę w trybie nagłym. A jak było z poprzednikiem Wildsteina - Janem Dworakiem? Zdaje się, że też wypadł z dnia na dzień i wtedy dla dzisiejszych krytyków miało to wymiar politycznie słuszny. Wildstein objął funkcję w wyniku konkursu czy dostał etat po rozmowie w cztery oczy z szefem PiS, obecnym premierem? A może powołanie KRRiTV, której pani Kruk przewodniczy, nie było operacją stricte polityczną? Z rozgrzanej pustyni kłania się sienkiewiczowski Kali i jego krówka, której podprowadzenie było dobre lub złe, w zależności od kontekstu.

Z Polską jest trochę tak jak z bumerangiem. Pewien Australijczyk kupił sobie nowy i długo nie mógł pojąć, dlaczego nie udaje mu się wyrzucić starego.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)