Trudno zrozumieć wściekłość, z jaką rzucili się posłowie SLD na zwolenników zasilenia przez budżet państwa kwotą 40 mln zł konta budowy Świątyni Opatrzności Bożej. Wszak w tym samym dniu Lech Kaczyński powiedział, że tylko Pan Bóg zna naszą przyszłość.
No to kogo wspomagać? Gospodarkę, która sama się kręci, jeśli tylko politycy się nie wtrącają? Emerytów, z których puli ma pochodzić zabukowana kwota? Całkiem bez sensu. Emeryci prędzej czy później umrą i to jest jedyny pewnik ze skarbnicy wiedzy Pana Boga, który ujawnia człowiekowi już na początku życia. A ZUS i tak niebawem zbankrutuje, przed czym 40 mln go nie uchroni.
Prezydent udzielił tak wyczerpującej odpowiedzi na pytanie dziennikarza, w jaki sposób Polska odniesie się do amerykańskiej propozycji usadowienia na naszym terytorium tarczy antyrakietowej. Bóg jeden raczy wiedzieć. Tylko on. Przyjmijmy tę bezsporność do wiadomości, a wtedy wszystko stanie się dużo prostsze. Przestaniemy złorzeczyć na indolencję tzw. politycznych elit i na paranoję, jaka wylewa się od rana do zmierzchu z serwisów informacyjnych. Bo skoro tak się dzieje, to widać czemuś to służy, a czemu - okaże się na końcu, kiedy Pan Bóg uchyli już rąbka tajemnicy.
Weźmy najbardziej banalną sprawę z kartoteki osiągnięć IV RP. W kraju mieniącym się państwem prawa średnio zdolny prokurator, jeśli już musiałby się angażować, potrzebowałby góra tydzień, żeby ustalić kto jest ojcem jakiegoś dziecka. Po prostu przycisnąłby mamusię prostym argumentem, że jeśli nie przestanie wpuszczać w maliny wymiar sprawiedliwości, to sama zostanie oskarżona. U nas jest to niemożliwe. Minęło Boże Narodzenie, niebawem nadejdzie Wielkanoc, a śledczy myślą i myślą, czemu trudno się dziwić, skoro tylko Pan Bóg zna prawdę.
W normalnym kraju taka bzdura nie powinna w ogóle zajmować opinii publicznej. W Polsce, gdy tylko trafi się dzień wolny od newsów z obszaru psychiatrii politycznej, natychmiast na czołówkach pojawia się doniesienie o tym, komu teraz będą badać DNA. Niech naród wie, że Pan Bóg jeszcze nie ujawnił. Ujawni wtedy, gdy ziemska władza zdecyduje, czy Lepper jest jej jeszcze potrzebny, czy też można go spuścić do rynsztoka historii.
Weźmy sprawy poważniejsze. Sejm uczcił minutą ciszy pamięć Ryszarda Kapuścińskiego, a chwilę potem Wysoka Izba tradycyjnie zaczęła skakać sobie do oczu. Gdyby poselstwo znalazło jeszcze pięć minut i zapytało wiedzących, o czym pisał wybitny reportażysta, to musiałoby usłyszeć, że głównie o konfliktach. O tym, że notoryczne judzenie jednych przeciwko drugim, nieustanne dzielenie społeczeństwa i poniżanie przeciwników kończy się prędzej czy później narodową tragedią. Kapuściński był wielki, ponieważ w kolejnych swych książkach odkrywał, iż nie tylko Pan Bóg wie jaka zawsze jest puenta zbiorowej nienawiści.
W noc, kiedy odszedł pisarz, ktoś z jego przyjaciół powiedział w telewizji, że dobrze by było, aby Polacy wyciągnęli wnioski z dzieł, które po sobie zostawił, choć opisywał w nich odległe światy. W przeciwnym razie możemy znów trafić w takie meandry dziejów, że tylko Opatrzność Boska nam pozostanie. Jak już nieraz na przestrzeni wieków bywało.