Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Płaskoń
|

Płaskoń: Prokuratorzy na tropie gnijących gałęzi

0
Podziel się:

Podejrzana sprawa. Prokuratura nie zajęła się dotąd Januszem Kochanowskim.

Płaskoń: Prokuratorzy na tropie gnijących gałęzi

Podejrzana sprawa. Prokuratura nie zajęła się dotąd Januszem Kochanowskim, choć przynajmniej od kilkunastu dni wiadomo, że w łonie Rady Europy coraz silniej dochodzi do głosu koncepcja, iż nie było żadnej pandemii grypy, natomiast Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła ją tylko po to, żeby nakręcić biznes firmom farmaceutycznym.

Przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego RE nazwał to największym skandalem medycznym w historii i zapowiedział powołanie komisji śledczej w celu wyjaśnienia szwindla. A przeczcież nasz rzecznik praw obywatelskich, jak nikt innym w tym kraju, naciskał na to, żeby rząd bezzwłocznie kupił szczepionki, które teraz można jedynie utylizować. Kochanowski straszył minister zdrowia Ewę Kopacz organami ścigania jeszcze wtedy, gdy inne kraje zachodnie zaczęły się spektakularnie wycofywać się z zakupów, węsząc zapewne globalne oszustwo.

Powiązanie rzecznika z międzynarodową siecią korupcyjną już na pierwszy rzut oka jest absurdalne. Niemniej jednak prokurator powinien dogłębnie rzecz całą przebadać, a na koniec ogłosić, że wykonał kawał dobrej i nikomu niepotrzebnej roboty. Prokuratorzy bowiem metodycznie nie odpuszczają takich okazji. Najświeższym przykładem postawienie zarzutów dwojgu dziennikarzy podejrzanych o ujawnienie tajemnicy państwowej.

[

WHO zbada, czy nie przesadziła w sprawie A(H1N1) ]( http://news.money.pl/artykul/who;zbada;czy;nie;przesadzila;w;sprawie;ah1n1,12,0,576012.html )
Krakowska prokuratura naharowała się w pocie czoła, żeby na zasadzie chwytania lewą ręką za prawe ucho znaleźć śladowe ilości logiki, czyli dowieść, że reporterzy wyjęli na światło dzienne to, co już dawno temu zostało upublicznione. Zresztą przez samych prokuratorów, którzy w okresie szczytowania Zbigniewa Ziobry przygotowali słynny monodram o wędrówce ministra Karczmarkapo korytarzach jednego z warszawskich hoteli.

Nie przebrzmiały jeszcze echa sukcesu ścigaczy spod Wawelu, gdy prokurator krajowy obwieścił, że ich wytężona praca zdała się psu na budę, ponieważ nie przeprowadzili podstawowych czynności i pominęli zasadnicze okoliczności. W konkluzji - postawienie zarzutów było bezzasadne. Akta zostaną przekazane innej prokuraturze, domyślnie w celu wrzucenia zarzutów do kosza.

Nieszczęścia chadzają parami, więc tego samego dnia popłynęła w eter wiadomość o kolejnym sukcesie aparatu przestrzegania prawa. Małżeństwo biednych staruszków zbierało chrust w lesie, bo nie mieli czym napalić w piecu. Usłużny obywatel uprzejmie doniósł, po czym ruszyła machina. Nadleśnictwo wezwało policję, policja prokuraturę, sąd napracował się nad wyrokiem, a komornik zajął nędzarzom i tak już głodowe renty.

Gdy poruszeni dramatem telewidzowie zaczęli im słać pieniądze, nadleśniczy spłonął rumieńcem i bąknął do kamery, że w takim razie nie będzie już egzekwował od biedaków 11 tys. zł zasądzonych w majestacie prawa. Opinia publiczna nie dowiedziała się natomiast ile zapłacił podatnik za to, że armia państwowych urzędników zajmowała się przez kilka miesięcy tropieniem gnijących na skraju lasu gałęzi.

Prokurator krajowy też nie chciał powiedzieć, jakie konsekwencje poniosą krakowscy prokuratorzy, którzy na koszt obywateli poszukiwali sprawców ujawnienia dawno ujawnionej tajemnicy. A to jest kwestia zasadnicza. W różnych miejscach Rzeczpospolitej spotykamy się bowiem coraz częściej z nonszalancją rozmaitych funkcjonariuszy, którym się wydaje, że dostają wypłatę od ministra, wojewody czy starosty.

Niedawno od urzędniczki ZUS usłyszałem, że chyba postradałem rozum, twierdząc, że skoro jej płacę, to mogę wymagać należytej obsługi. Kobieta była święcie przekonana, że dostaje pensję od swego dyrektora.

Autor jest wiceprezesem Krajowego Klubu Reportażu

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)