Kolejną rozgrywkę w zarządzaniu miastem zakończył bowiem takim samobójem, że opozycja zarówno z lewa, jak i z prawa zapowiedziała zdecydowanie, że przygotowuje referendum w sprawie odwołania prezydenta.
Od chwili ogłoszenia radosnej nowiny, że finały Piłkarskich Mistrzostw Europy odbędą się w Polsce, Zembaczyński i jego klubowi radni podkręcali się tą okolicznością tak, jakby UEFA obiecała im przynajmniej pałac sułtański z zestawem dziewic.
Umyślili sobie bowiem, że z bliżej niewiadomych powodów niektóre odsłony Euro nastąpią w Opolu, które ma jeden niedokończony stadion spadkowej Odry oraz półwiekową halę sportową, którą trzeba szybko rozebrać, bo grozi zawaleniem, a na remont brakuje pieniędzy.
*ZOBACZ TAKŻE: *Jakubiak: Rząd nie ma pomysłu na Euro 2012 W typowej dla Polaków euforii, jaka wybucha zawsze w dniach naszego tryumfu i czeźnie nazajutrz po ogłoszeniu, że teraz trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty, prezydent powtarzał niczym mantrę swój sen o mistrzostwach. Wybudujemy olbrzymi kompleks sportowy za unijne pieniądze, ponieważ Opole musi gościć na treningach przynajmniej jeden europejski zespół.
To się nam należy i już!
Gdy parę miesięcy temu wicemarszałek województwa pojechał do Wrocławia i chyba taktycznie zapomniał zabrać wstępny projekt Opola na prezentację regionalnych ofert przed Euro, wybuchła karczemna awantura, mimo że cały projekt liczył dwie strony maszynopisu i został chyba przygotowany w ostatniej chwili na kolanie.
Po co pisać więcej, skoro nam się należy!
Jeszcze w listopadzie prezydent przymilał się do kamer i zapewniał, iż zbudujemy dla piłkarzy zaplecze, jakiego dotąd Europa nie widziała. Raptem po Trzech Królach, gdy minął czar świątecznych klimatów, Ryszard Zembaczyński oświadczył z podniesioną przyłbicą, że zapominamy o Euro, bo po pierwsze nie mamy armat.
To znaczy miasto nie posiada nawet skrawka ziemi, która udźwignęłaby ciężar boisk. Po co więc było obiecywać bajki? Bo ludzie generalnie bajki lubią.
No i się zaczęło. Opozycja natychmiast oświadczyła, że zaczyna zbierać podpisy w celu zarządzenia referendum. Prezydent natomiast nie potrafi ukryć zdziwienia. O co chodzi - pytał publicznie - skoro on powiedział prawdę i tylko prawdę? Właściwie powinien więc dostać medal, premię, a kiedyś może nawet pomnik przy głównej ulicy.
Od razu zebrało się kierownictwo regionalnej PO, czyli macierzystej partii Zembaczyńskiego i postanowiło, że prezydent ma walczyć o Euro bez względu na to co o tym myśli. Ma przeorać wszystkie plany, aż znajdzie kawałek ziemi. Ma nie wychodzić z ratusza, dopóki nie napisze projektu.
Bo tu wcale nie chodzi o to, czy jakaś drużyna wstąpi do Opola choćby na kawę. Chodzi natomiast o ogromnie unijne pieniądze, które z okazji Euro można wyrwać na budowę boisk i szatni. Oby ten przypadek nie okazał się proroczy dla całego kraju, w myśl staropolskiej zasady: zastawmy się, a postawmy się.
Z jej powodu byliśmy już nieraz pośmiewiskiem dla świata.
Autor jest wiceprezesem Krajowego Klubu Reportażu
i redaktorem naczelnym "Panoramy Opolskiej".