Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Płaskoń
|

Płaskoń: PSL będzie toczył abonamentową krew

0
Podziel się:

Ludzie Waldemara Pawlaka chcą, żeby haracz zwany abonamentem utrzymać i ściągać obowiązkowo wraz z opłatami za energię elektryczną.

Płaskoń: PSL będzie toczył abonamentową krew

Stanisław Żelichowski nie załapał się tym razem na ministra, więc jako szef klubu PSL zajął się serwowaniem odgrzewanych kotletów.

Wybierany niezmiennie w okręgu elbląskim magister inżynier leśnictwa kierował resortem ochrony środowiska w rządach Pawlaka, Oleksego, Cimoszewicza i Millera, a poselski mandat wykonuje jeszcze dłużej, bo od 1985 roku.

Do klasyki parlamentaryzmu przeszedł Żelichowski jako autor nowej definicji polityka. Dobry polityk - to według niego - taki facet, który wypija krew, nie zostawiając rany.

Nie wiadomo, czy na Żuławach aktyw PSL jest jakoś szczególnie skoligacony z wampiryzmem, faktem natomiast jest, że pan poseł chce utoczyć nieco krwi koalicjantowi. W czasie boju, który rozpoczęła Platforma w następstwie zapowiedzianej przed wyborami likwidacji abonamentu RTV przewodniczący klubu ludowców wyskoczył niczym Filip z konopi i obwieścił, że PSL przygotowuje na ten temat własną nowelizację. Ludzie Waldemara Pawlaka chcą, żeby haracz zwany abonamentem utrzymać i ściągać obowiązkowo wraz z opłatami za energię elektryczną.

Koncepcja taka pojawiła się już kiedyś i była, zdaje się autorstwa, SLD, co w tym przypadku jest wyrazem oczywistej konsekwencji. Lenin stawiał bowiem elektryfikację na pierwszym miejscu. Ale Wincenty Witos? Toż w jego rodzinnych Wierzchosławicach jeszcze długo używano lamp naftowych, kiedy centralną Polskę rozświetlały żarówki. Może więc bardziej na miejscu byłoby doliczanie abonamentu do chleba albo mięsiwa jako tradycyjnych produktów ludu pracującego wsi oraz przysiółków?

ZOBACZ TAKŻE:

Batalia w sprawie abonamentu obnaża do cna prawdziwe intencje partii oraz biznesu mediowego. Właściciele prywatnych stacji nie ugną się przed likwidacyjnymi zamiarami Platformy, ponieważ pozbawiona publicznych dotacji TVP odgryzłaby im kawał reklamowego tortu.

PiS będzie walczył do ostatniej kropli krwi, nie bacząc na rany, gdyż nie pozbędzie się dobrowolnie przed kolejnym wyborami dużej tuby propagandowej. Akceptacja kandydatury Piotra Gadzinowskiego do rady programowej TVP najlepiej pokazuje, co w PiS-ie znaczą żelazne zasady, a niespodziewana argumentacja liderów Jarosława Kaczyńskiego o potrzebie pluralizmu brzmi jak szyderstwo niedawno przerwanej historii.

SLD już się odwdzięcza, zapowiadając zdecydowanie, że nie poprze projektu Platformy i próbując przy okazji dopieścić swój topniejący elektorat poprzez zwolnienie z abonamentu wszystkim emerytów, rencistów i bezrobotnych oraz odliczenie go od podstawy opodatkowania. Jeśli Olejniczak z Napieralskim zaczną jeszcze przeprowadzać staruszki przed jezdnię, to lewica pod tym szyldem ma jakieś szanse utrzymać się w następnym parlamencie, wbrew pesymistycznym prognozom.

W całej tej hecy, jak zwykle, rozmywa się sedno problemu, a sprowadza się ono do prostego pytania. Czy radio i telewizja mają być nadal publiczne tylko dlatego, że utrzymuje je bez swojej woli część społeczeństwa, czy też miano to spowoduje, że stacje przestaną być wreszcie propagandową tubą określonych opcji?

Jeśli dotychczasowy stan ma trwać dalej, niech poseł Żelichowski zgłosi projekt doliczania abonamentu do składek. Partyjnych.

Autor jest wiceprezesem Krajowego Klubu Reportażu i redaktorem naczelnym _ Panoramy Opolskiej _.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)