Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Płaskoń
|

Płaskoń: Zając puka, zając dzwoni

0
Podziel się:

Wielkanocne zające przychodziły kiedyś prawie wyłącznie do dzieci, a w dodatku we właściwym terminie, wynikającym z samej nazwy zająca. Nie zdarzało się raczej, żeby zwierzak dostarczał prezenty już w wielkim poście czy tym bardziej rozpytywał najpierw obdarowanego, jaki wariant bardziej mu odpowiada.

Płaskoń: Zając puka, zając dzwoni

Wielkanocne zające przychodziły kiedyś prawie wyłącznie do dzieci, a w dodatku we właściwym terminie, wynikającym z samej nazwy zająca. Nie zdarzało się raczej, żeby zwierzak dostarczał prezenty już w wielkim poście czy tym bardziej rozpytywał najpierw obdarowanego, jaki wariant bardziej mu odpowiada.

Chyba że zając był na bani lub wrócił wcześniej z zagranicznej delegacji i nie zdążył ukryć zakupów przed latoroślami. Nowa świecka tradycja narodziła się wraz ze zmianą kalendarza wschodniego na zachodni, co w pierwszej fazie zaowocowało pojawieniem się na ulicach przenośnych marketów w postaci łóżek.

Dzieci nie przyjmowały już do wiadomości faktu, że prawdziwe sklepy składają się przeważnie z pustych półek i zaczęły się domagać od rodziców rozszerzenia zakresu działania zająca. Mniej więcej w taki sposób, żeby kłapouchy wkraczał do akcji, gdy tylko swoją powinność zakończą Mikołaj z Dziadkiem Mrozem.

Postulaty najmłodszych bardzo szybko przeniknęły do świata dorosłych, w związku z czym zające nie znają dziś dnia ani godziny. Jedna zajęczyca chciał mnie wysłać na wielkanocny wypoczynek już w lutym. Nieporozumienie się wyjaśniło, gdy w końcu przerwałem jej wykuty na blachę monolog o wyjątkowej i niepowtarzalnej okazji zjedzenia jajeczka w tropikach. Chodziło faktycznie o kwiecień, a biuro tej pani wymyśliło akcję z zającem już w czasie karnawału, żeby ubiec konkurencję.

Nieprawdziwe było natomiast zapewnienie o ograniczonym czasie promocji. Miesiąc później oferta okazała się cenowo jeszcze bardziej korzystna. Dlatego nie należy ufać bezgranicznie stworzeniom z innych bajek.

Zające, jak wiadomo, mają to do siebie, że rozmnażają się w tempie niebywałym. Muszą więc dokładać starań, abyśmy byli przekonani, że należymy do grona absolutnych wybrańców. Tylko w ostatnich dniach znalazłem się w zestawie szczęśliwców zakwalifikowanych do całkowicie bezpłatnego pobytu w adriatyckim kurorcie. Pod warunkiem wszakże, że wykupię w tym hotelu na minimum tydzień wyżywienie. Po 80 euro dziennie.

Mogłem też dostać w prezencie od zająca niepowtarzalną wielkanocną kolekcję książek. Gdybym tylko zechciał kupić od niego regał. Z sieci pizzeryjnej zadzwoniono natomiast z wiadomością, że numer mojego telefonu został szczęśliwie wylosowany i jeszcze przez tydzień po świętach mogę spałaszować margeritę z 40-procentową zniżką. W tym przypadku musiało sypnąć szczęściem dokoła, bo kogo nie zapytałem, też okazywał się wybrańcem. Widać zające dorwały się do obszernej bazy teleadresowej.

Z natury rzeczy najbogatsze prezenty oferuje sektor bankowy, co zdaje się przeczyć domniemaniom o rosnącym kryzysie i prognozom, że już niebawem większość Polaków nie będzie się w stanie wywiązać z powinności finansowych. Jeśli skorzystałbym tylko z części ofert ozdobionych pisankami i barankami, jakie codziennie sypią mi się na adres mailowy, mógł-bym zafundować sobie najbardziej beztroskie święta w życiu.

Szkoda tylko, że te zające mają przykrą skłonność. Wracają zawsze po świętach. W dodatku z wyciągniętymi łapkami.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)