Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Podatek jeszcze dochodowy, czy już przychodowy?

0
Podziel się:
Podatek jeszcze dochodowy, czy już przychodowy?

W naszym kraju tylko w grudniu nie dyskutuje się o podatkach. Z reguły dlatego, iż wówczas obowiązuje miesięczny okres ochronny, w którym nie można uchwalać zmian podatkowych na rok następny. Jednak od 1 stycznia do 30 listopada każdego roku toczą się boje pomiędzy skarbem państwa reprezentowanym przez rząd, posłami oraz rozmaitymi grupami lobbingu i interesów o to, kto będzie utrzymywał ten nasz rozdęty do gigantycznych rozmiarów biurokratyczny twór.

Z roku na rok twór kosztuje coraz drożej, zaś jego finansowe perspektywy są co najmniej niepokojące. Z roku na rok kolejne rządy podnoszą podatki, aby tego molocha nakarmić. Jedynym dylematem, jaki pozostaje do uchwalenia, to odwieczne pytanie - komu zabrać tym razem?

Rządowi nie zależy specjalnie na niczym, poza ograniczaniem rozmiarów molocha i utrzymaniem władzy jak najdłużej. _ Rząd jednak w tym roku za dużo już narozdawał i naobiecywał. I za plecami Pani premier Gilowskiej jest już ściana. Ściana rosnącego deficytu, której skutki właśnie przerabiają Węgrzy, zaś my jesteśmy tuż za nimi i już pukamy do tych samych drzwi kryzysu walutowego. _Prowadzi więc swoistą grę, dzięki której podatki rosną i to z reguły dla tych, którzy mają ograniczone możliwości lobbowania. Grupy interesu dbają tylko o to, aby to nie im tym razem odebrano, a jak się uda to nawet dołożono coś ekstra.

W rezultacie, w szczycie światowej koniunktury (która właśnie się kończy) rozwijamy się w tempie 3-4 proc. PKB, podczas gdy czołowe kraje rozwijające robią to trzy razy szybciej. Beztrosko też zadłużamy się jako kraj i obywatele w tempie rekordowym nawet na warunki światowe, przejadając te pożyczone pieniądze na głównie na konsumpcję ponad stan, jaki wynikałby z naszych dochodów i wydajności.

Ostatni tydzień - to była już prawdziwa rzeź niewiniątek - w roli tych ostatnich wystąpili naukowcy i twórcy. W tle pobrzękiwały w tym czasie nadal trąby bojowe lekarzy oraz górników. Otóż premier Gilowska postanowiła "skończyć" z patologiami, jakimi jej zdaniem są tzw. koszty uzyskania przychodów. Według naszej rządowej wojowniczki o przejrzystość fiskalną, podatek dochodowy od osób fizycznych w zasadzie powinien być podatkiem przychodowym. Ludzie bowiem, w odróżnieniu od podmiotów prawnych (w tym też zagranicznych), nie ponoszą żadnych kosztów, kiedy pracują lub coś świadczą (pracę, usługi). Żyją za darmo, przenoszą się też za darmo, myślą za darmo, nie zużywają prądu czy paliwa - nie trzeba ich ogrzewać, modernizować ani konserwować. Wreszcie nie istnieje wobec nich możliwość odpisania amortyzacji - nie zużywają się.

Wszyscy, którzy podnieśli ręce na naukowców czy innych twórców, tak naprawdę chcą podatku przychodowego. Tylko że kij ma dwa końce, np. przedsiębiorcy, którzy płacą zryczałtowany ZUS, także powinni płacić składkę wynikającą z ich przychodu a nie ryczałt. O tzw. "ryczałtowcach” ewidencjonowanych to już nawet mi się nie chce wspominać - wszystkich ich należy zagnać do płacenia PIT-u na zasadach ogólnych i jeszcze nie pozwolić na odliczanie jakichś tam kosztów. Rolnicy też powinni skończyć z płaceniem podatku od ilości hektarów, a zacząć płacić od uzyskiwanego przychodu - oczywiście z odpowiednią składką na ZUS.

Tak to jest - jak się KUP-ę (Koszty Uzyskania Przychodu) widzi u innych, a nie widzi jej u siebie. Bo przecież Panowie i Panie z rządu większość kosztów swojego funkcjonowania przerzucają na tzw. fundusze reprezentacyjne ministerstw. A nam każą płacić, płacić i płacić. A potem się dziwią, jak im w ciągu roku 2 miliony obywateli pryska za granicę.

Rząd jednak jest ślepy i niczego złego widzi w tym, aby górnicy domagali się pieniędzy z zysku "wypracowanego” przez kopalnie - bo im się należy jako tzw. nagrody z zysku. Ba, część wicepremierów zaczęła coś bredzić o należnych im dywidendach. Otóż, o ile mi wiadomo, to górnicy za swoją pracę to dostali już pensje i to w porównaniu z resztą kraju wcale nie takie małe. Zaś zyski to się należą kapitałowym właścicielom spółki, w tym przypadku Skarbowi Państwa, który jak będzie chciał, to może sobie ich całość wypłacić do budżetu. Jeśli kopalnie zostaną sprywatyzowane, to górnicy nabędą prawa do 15 proc. akcji i wówczas te 15 proc. dywidendy przypadnie im, o ile wcześnie nie sprzedadzą akcji za bezcen a kasy nie przejedzą.

Rząd jednak w tym roku za dużo już narozdawał i naobiecywał. I za plecami Pani premier Gilowskiej jest już ściana. Ściana rosnącego deficytu, której skutki właśnie przerabiają Węgrzy, zaś my jesteśmy tuż za nimi i już pukamy do tych samych drzwi kryzysu walutowego.

Niech no tylko jeszcze zakwitną jabłonie (czytaj - niech no tylko spadną notowania PiS-u, a wzrosną PO, Samoobrony i LPR), a okaże się że świat nie znowu taki zły (czytaj - a ruszymy znów do ofensywy i pokażemy PiS-owi gdzie raki zimują za te doznane upokorzenia). A patrząc na to, co się dzieje w ostatnich dniach na giełdzie, to chyba lepiej już było.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)