Polskie wojny. Potem już tylko na Moskwę

Wyszło nieco sztubacko, jak w czasie pamiętnej wizyty Jarosława Kaczyńskiego w sklepie. Szef PO dawno widać nie bywał wśród normalnych ludzi, więc zapomniał, że w knajpie nikt nie pyta kelnerki, czy przypadkiem nie przeszkadza, zamawiając kufelek.

Przekaz poszedł w eter i Europa przekonała się na własne oczy, że w stolicy panują jeszcze swobody obywatelskie, a nawet oznaki demokracji. Po występie Zbigniewa Ziobro na forum Parlamentu Europejskiego mogło bowiem u niezorientowanych powstać wrażenie, że zostaliśmy zaanektowani przez Białoruś. Później pojawiło się co prawda domniemanie, że przenosząc na Zachód wojnę polsko-polską były minister chciał faktycznie zaatakować własnego prezesa, ale kto tam ma czas, żeby wnikać w szczegóły.

Tym bardziej gdy Jan Pospieszalski grzmi na łamach _ Rzeczpospolitej _, iż wojnę mamy permanentną, a w dodatku niewypowiedzianą. Z kolei Kazimierz Marcinkiewicz ujawnia, że Prawo i Sprawiedliwość prowadziło wobec niego działania wojenne od pierwszych dni sprawowania funkcji szefa rządu. Objawiało się to przesłuchiwaniem przez wysokich rangą oficerów PiS osobistego asystenta premiera, którego rozpytywano o kontakty, telefony oraz bezpośrednie spotkania szefa. Prezydent Poznania Ryszard Grobelny zapewnia natomiast, że Kaczyńskiemu nie uda się wciągnąć władz miasta w kolejną wojnę, nawet gdyby powtarzał od świtu do zmierzchu, że wszyscy są tu skorumpowani.

Wobec stanu ciągłego i wielopłaszczyznowego zagrożenia nie powinien zatem dziwić projekt powołania przez PiS lotnych brygad, zrzeszonych w Korpus Ochrony Wyborów. Już w czasie kampanii prezydenckiej Jarosław Kaczyński wyznawał zadawnioną miłość do Edwarda Gierka, od którego przecież niedaleko do Włodzimierza Lenina. A dalej wiadomo: wierzyć, ale sprawdzać, ufać, ale kontrolować i jeszcze sprawdzać kontrolujących oraz kontrolować sprawdzających.

Lotne brygady będzie można wezwać, dzwoniąc na ogólnodostępny numer, tak jak obecnie telefonuje się na 112 albo sextelefon. Mają liczyć nawet 30 tysięcy osób wyposażonych w aparaty fotograficzne do utrwalania dowodów wyborczych przekrętów.

Nic na razie nie wiadomo o środkach przenoszenia tak sporej armii. Mając jednak na względzie aspekty polityki historycznej, należałoby wziąć pod uwagę transport konny, który w razie zwycięstwa PiS mógłby zostać od razu użyty do defilady. Jarosław Kaczyński na Kasztance. W drugim szeregu posłanka Kempa na krwistym ogierze, europoseł Ziobro na smukłej klaczy oraz reszta dowództwa.

Za nimi owe 30 tysięcy wojów, może nawet cały elektorat. Szybki przemarsz Krakowskim Przedmieściem. A potem już tylko na Moskwę.