Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Płaskoń
|

Prawo łaski, czyli zdążyć przed Lechem Kaczyńskim

0
Podziel się:

Sprawa ułaskawienia byłego wiceministra Zbigniewa Sobotki spowodowała przegrupowanie kamer i mikrofonów z rządowych gabinetów na pałac prezydencki.

Prawo łaski, czyli zdążyć przed Lechem Kaczyńskim

Sprawa ułaskawienia byłego wiceministra Zbigniewa Sobotki spowodowała przegrupowanie kamer i mikrofonów z rządowych gabinetów na pałac prezydencki.

Pałac tymczasem zachowuje się niczym Watykan, czyli nie komentuje burzy, którą Aleksander Kwaśniewski rozpętał w ostatnich tygodniach swojej prezydentury. Jedyną odpowiedzią na podwyższoną temperaturę opinii publicznej są rachunki zamieszczone na oficjalnej stronie internetowej głowy państwa.

Dowiadujemy się z nich, że na 22 tysiące próśb o ułaskawienie Lech Wałęsa rozpatrzył pozytywnie 3454, natomiast obecny prezydent ułaskawił w pierwszej kadencji 3295 osób spośród 20998 proszących o litość oraz 974 z 25197 występujących o ten nadzwyczajny akt w kadencji mijającej.

Statystyki bywają nieraz zawodne, a zwłaszcza te statystyki, które nie wiadomo czemu mają służyć. Jeśli kancelaria prezydencka chciała w ten sposób złagodzić objawy gorączki informacją, że Zbigniew Sobotka nie jest pierwszym ani ostatnim obywatelem starającym się o ułaskawienie, to wybrała najgłupszą metodę perswazji. Były wiceminister spraw wewnętrznych nie zalicza się bowiem do kategorii zwykłych obywateli, którym powinęła się noga na paragrafach. Należy do obozu politycznego, z którego wywodzi się Aleksander Kwaśniewski i który to obóz, wedle marzeń części jego liderów, prezydent ma odbudować po wyborczym krachu. Jakby zatem nie patrzeć, Kwaśniewski w ostatnich tygodniach swej prezydentury dał zdumiewający sygnał, że polityka nie musi trzymać się z dala od jurysdykcji, a to, bez względu na finał procesu ułaskawieniowego, może się dla niego i dla obozu skończyć jeszcze większa plajtą.

Prawo łaski nie służy w demokratycznym państwie do negowania ani podważania wyroków sądowych. Stosuje się je wówczas, gdy zaistnieją okoliczności dopuszczające darowanie lub złagodzenie kary, takie jak stan zdrowia skazanego czy trudna sytuacja rodzinna. Tymczasem Zbigniew Sobotka po uruchomieniu przez prezydenta procedury wyznał, że napisał prośbę o ułaskawienie, ponieważ został skazany niesłusznie, na podstawie poszlak, czyli według niego – pomówienia. Z taką motywacją nie powinien zatem szukać sprawiedliwości w rozstrzygnięciach głowy państwa, lecz w instancji kasacyjnej, a potem ewentualnie w Strasburgu.

Kancelaria prezydencka analizuje i rozpatruje każdą prośbę o ułaskawienie. Gdyby więc w przypadku ministra Sobotki prezydent polecił wszcząć normalną procedurę, nie doszłoby do politycznego trzęsienia w strukturach państwa. Błędem Aleksandra Kwaśniewskiego było nadanie tej sprawie nadzwyczajnego tempa, żeby uwinąć się przed 23 grudnia, gdy do pałacu prezydenckiego wprowadzi się Lech Kaczyński. Ponieważ w zestawie do ułaskawienia znalazł się też były prezydencki prawnik Ryszard Kalisz, intencje odchodzącego prezydenta nie mogą pozostawiać w odczuciu społecznym żadnych wątpliwości.

W Wigilię Bożego Narodzenia Aleksander Kwaśniewski znajdzie się w położeniu faceta z anegdoty Leszka Millera, który miał być rozpoznawany nie po tym jak zaczyna, ale w jaki sposób kończy. Jeśli Kwaśniewski nie zdąży przed Kaczyńskim, przegra on i Zbigniew Sobotka. Jeśli zdąży, przegra wraz z nimi obóz rozbitej lewicy. Możliwy jest też taki finał, że prezydent po rozpatrzeniu sprawy nie ułaskawi wiceministra, ale wówczas wszyscy wymienieni też będą przegrani. Społeczeństwo już bowiem wie, że republika kolesiów po tej stronie sceny politycznej jest zdobyczą niezniszczalną.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)