Nikt nie ma złudzeń - wszystko wskazuje na to, że przepis wprowadzający tę stawkę zostanie szybko zaskarżony do Trybunału Konstytucyjnego, jako niezgodny z wcześniejszym orzecznictwem Trybunału. Nie będzie bowiem zachowane tzw. vacatio legis, zgodnie z którym dodatkowe obciążenia dla podatników powinny być publikowane w Dzienniku Ustaw najpóźniej 30 listopada. Ale i tak to niewiele zmienia, bo zaliczki na PIT pobierane będą już od stycznia.
Nową stawkę, którą przyjęli posłowie i senatorowie, a teraz zaakceptował prezydent, będą musieli płacić najlepiej zarabiający w Polsce, czyli około 4 tys. osób. Według szacunków ma to zapewnić budżetowi państwa około 240 mln zł. Ale wpływy będą zapewne dużo mniejsze. Powiększą się natomiast straty dla całego państwa.
Najwięcej zarabiają bowiem w Polsce menedżerowie zatrudnieni w zagranicznych koncernach. Można się zatem spodziewać, że nie wielu z nich będzie chciało oddać 50 procent swoich dochodów. I nic dziwnego... Zrobią więc wszystko, aby podatki płacić za granicą. A to nie jest wielką sztuką.
Tym sposobem, Rzeczpospolita straci. Nie tylko pieniądze, ale także przychylne spojrzenie zagranicznych decydentów, którzy wybierają kraje, w których ich firmy będą inwestowały. Jaki bowiem rozsądny, bogaty człowiek będzie chciał prowadzić biznes w kraju Janosika, gdzie co chwilę zmieniają się ustawy, przepisy, rozporządzenia, i na miesiąc przed nowym rokiem podatkowym zwięszka się obciążenia? Żaden.
I znów strategiczni inwestorzy ominą Polskę. Koncerny z wielkimi pieniędzmi wybiorą Słowację, Czechy, może Węgry. A my – Polacy – po raz kolejny będziemy się zastanawiać dlaczego. Wówczas nasi ministrowie – tak, jak było to w przypadku Hyundia – raz jeszcze powiedzą, że w Kobierzycach nie było bocznicy kolejowej.
Pozostaje tylko wierzyć, że w końcu zobaczą, że bocznicę to my już mamy – podatkową!