Z sondaży wynika, że czeka nas najniższa frekwencja w historii - pisze "Życie Warszawy" Niektórzy uważają, że niska frekwencja jest dowodem słabości demokracji, inni podkreślają zaś, że możliwość niepójścia do wyborów to część demokratycznych swobód - czytamy w gazecie.
Dziennik zauważa, że o 460 mandatów poselskich i 100 senatorskich ubiega się w tym roku rekordowa liczba 11 tysięcy kandydatów, czyli dwa razy więcej niż poprzednio. Ale coraz mniej Polaków ma ochotę poprzeć rozrastającą się klasę polityczną - zauważa "Życie Warszawy". Dodaje, że z badań jednego z amerykańskich ośrodków wynika, iż spośród 247 krajów branych pod uwagę przy badaniu frekwencji w latach 1990-2000 Polska zajęła 217. miejsce, między Czadem i Ghaną.
Gazeta podaje, że w sierpniu tego roku aż 58 procent badanych przez CBOS deklarowało, że będzie głosować w wyborach parlamentarnych. Podobnie mówi 62 procent respondentów TNS OBOP. Dziennik twierdzi jednak, że jest to wynik poprawności politycznej. Ludzie wiedzą, że wypada iść do wyborów. W rzeczywistości frekwencja będzie znacznie niższa, realnie zagłosuje 35-40 procent wyborców - czytamy w dzisiejszym "Życiu Warszawy".
"ŻW"/jurczynski/dabr
