Senyszyn: Nieszczere przeprosiny nic nie dadzą

Joanna Senyszyn, europoseł SLD : To jest dość nowe, bo zaczęło się w 2005 roku kiedy rządy przejął Jarosław Kaczyński i PiS. Wtedy były nie tylko słowa nienawiści, ale i czyny. Gdyby oni dłużej porządzili, to wysadziliby całą Polskę. Na szczęście nie zdążyli.

Teraz jako poszkodowani w Łodzi, chcą to politycznie wykorzystać i na fali współczucia dobrze wypaść w wyborach samorządowych. Na ich miejscu absolutnie bym tej zbrodni nie upolityczniała. To się mogło każdemu przydarzyć. Przecież ten morderca i pod Rozbratem czatował i pod Pałacem Prezydenckim. Nie można takiego jednostkowego, tragicznego wydarzenia, które nie powinno się było zdarzyć, upolityczniać. To jest najgorsze co można zrobić.

Już słyszę, że Jacek Kurski, czy poseł Ziobro mają ochronę. Jeżeli się boją, to zamiast narażać Polskę na koszty związane z ochroną niech przezimują w Brukseli. Przecież oni są europosłami, niech siedzą w Brukseli, tam jest bezpiecznie. Po co tutaj przyjeżdżają?

Tak, tylko że w moim odczuciu liczy się kto pierwszy zaczął. Później już to jest obrona przez atak.

Jeżeli ktoś miałby przepraszać, to jako pierwszy Jarosław Kaczyński, a jako drugi Ziobro. Chociaż też na niewiele by się te przeprosiny zdały, dlatego że przekonaliśmy się że to nie są politycy, którzy mówią prawdę.

Ale nie podobał mi się sposób w jaki prezydent Komorowski powiedział przepraszam. Dlatego, że kiedy jest się prezydentem, to nie można sobie robić żartów, a jeśli to nawet nie był żart, to nie można powiedzieć niczego co będzie budziło wątpliwości. To jest urząd, na którym na niewiele można sobie pozwolić.

Przeprosiny Komorowskiego brzmiały trochę jak w starym dowcipie – człowiek skazany na przeproszenie sąsiada zrobił to w taki sposób, że zapukał do sąsiada i pyta: - Czy zastałem pana Malinowskiego? – Nie, tutaj taki nie mieszka. – A to przepraszam.

O przeprosinach, które nie płyną z serca, nie warto mówić, bo one niczego nie dają. PiS chce łódzką tragedię wykorzystać na swoją korzyść. A zatem nie chodzi o to żeby było łagodnie, tylko żeby osiągnąć polityczne korzyści.

Przecież w tym celu są te nawoływania do przeprosin. Gdybym to ja coś takiego napisała, nikt by się do tego nie przyczepił i każdy by powiedział, że bardzo słusznie. A że to zrobił Kaczyński to od razu doszukujemy się jakiś złych rzeczy.

Nie czarujmy się, komisja etyki poselskiej to jest raczej taka żartobliwa komisja, która może pogrozić posłowi palcem, a poseł i tak będzie robił swoje. Ostateczną instancją jest wyborca i zobaczymy na kogo wyborcy będą głosować za rok w wyborach parlamentarnych.