Prawie 1400 oddziałów, blisko milion członków oraz 3,4 mld depozytów. W ofercie ROR-y, lokaty, kredyty, karty, ubezpieczenia, fundusze inwestycyjne i IKE. O kim mowa? Może się wydawać, że to opis wielkiego banku. Pozory jednak mylą. Takim stanem posiadania mogą się pochwalić Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo – Kredytowe, w skrócie SKOK-i. Jak to możliwe, że na przestrzeni 12 lat powstała tak wielka organizacja praktycznie z niczego?
Źródeł pochodzenia SKOK - ów jest kilka: z jednej strony bardzo popularne w USA i Europie Zachodniej spółdzielcze kasy oszczędnościowo – kredytowe, z drugiej przedwojenne kasy Stefczyka oraz bardzo rozpowszechnione w latach PRL-u kasy zapomogowo-pożyczkowe.
Idea i sposób założenia kasy były bardzo proste. Wystarczyło, że pracownicy jednego zakładu pracy lub członkowie jednej organizacji społecznej (stowarzyszenia, fundacji itp.) opłacą wpisowe i wniosą wkład członkowski. Następnie utworzone w ten sposób kasy będą gromadzić oszczędności swoich członków i z tych pieniędzy udzielać pożyczek.
Pomysłodawcą przeniesienia tego prostego mechanizmu na grunt nowej rzeczywistości gospodarczej był bliski współpracownik Lecha Wałęsy, dyrektor Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” Grzegorz Bierecki, który w 1992 roku zaraził tym pomysłem kolegów związkowych. SKOK-i zaczęły powstawać w największych zakładach, gdzie związek miał silną pozycję: m.in. Elektrociepłownia Gdańsk, Huta Katowice.
Aby nie stracić kontroli nad swoim dzieckiem Bierecki postanowił stworzyć organizację nadrzędną nad rozproszonymi kasami: Krajową Spółdzielczą Kasę Oszczędnościowo – Kredytową. Według założeń miała ona być gwarantem bezpieczeństwa finansowego i stabilności kas. Na fotelu prezesa Krajowej SKOK zasiadł sam „ojciec”, zaś członkami zarządu zostali jego najbliżsi współpracownicy: Lech Lamenta i Wiktor Kamiński.
W pierwszych latach działania SKOK-ów nic nie wskazywało na to, że w przyszłości może to być tak wielka organizacja – w 1995 roku oszczędności 85 tysięcy członków Kas wynosiły ok. 90 mln zł. Wszystko zmieniło się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w momencie gdy Sejm przyjął w 1995 roku ustawę o spółdzielczych kasach oszczędnościowo – kredytowych. Według zapisów ustawy – wniesionej do Sejmu przez klub Unii Pracy, a dokładniej przez posła tej partii Bogusława Kaczmarka – SKOK-i nie podlegają obowiązkowi odprowadzania rezerw do NBP (banki odprowadzają 4,5 proc. depozytów), nie podlegają nadzorowi bankowemu, nie wpłacają środków na bankowy fundusz gwarancyjny. Dodatkowo ustawa nałożyła obowiązek przynależności wszystkich Kas do Krajowej SKOK. Dzięki temu Bierecki, Lamenta, i Kamiński oraz wspierający ich: Jarosław Bierecki (brat „ojca”) i Adam Jedliński (gdański prawnik, faktyczny autor ustawy o SKOK) osiągnęli pełnię władzy nad SKOK-ami w Polsce.
Nazywana nieoficjalnie Wielką Piątką, wierchuszka jest alfą i omegą SKOK-ów. Od decyzji Krajowej SKOK nie ma praktycznie możliwości odwołania. A Krajowa SKOK dużo może i dużo wymaga. Przykładowo każdy SKOK od nowego członka musi odprowadzić na rzecz Kasy krajowej od 20 do 40 zł z wpisowego oraz od 50 do 70 zł z wkładu członkowskiego. To nie wszystko. SKOK-i mają obowiązek ubezpieczać się Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych SKOK oraz wpłacać na konto Krajowej SKOK 5 proc. z funduszu pożyczkowego. Co najdziwniejsze wymogi te nie są pochodną zapisów ustawy, a jedynie odgórnych decyzji Krajowej SKOK. Jedynym obowiązkiem SKOK-ów, wynikającym z ustawy, jest przymus odprowadzania 1,22 proc. aktywów na tzw. fundusz stabilizacyjny. Środki z funduszu służą do finansowania programów naprawczych SKOK-ów, które mają kłopoty finansowe.
Jedyną rzeczą, jakiej nie udało się przeforsować w Sejmie posłowi Kaczmarkowi było zwolnienie z podatku dochodowego. Veto na taki zapis w ustawie postawiło ministerstwo finansów, które argumentowało, że na podobnych zasadach jak Kasy działają banki spółdzielcze, a one podatek płacą. Przedstawiciele SKOK nie przyjęli do wiadomości tej interpretacji twierdząc, że ich działalność ma charakter non profit. A jeżeli już pojawią się zyski, to są one przeznaczane na zwiększenie kapitału.
Co się jednak odwlecze to nie uciecze. Zgodnie z tym starym przysłowiem posłowie kolejnej kadencji Sejmu (1997-2001) udzielili ulgi podatkowej SKOK-om. Szczególne zasługi na tym polu miał poseł AWS Stanisław Grzomkowski, który był w tym czasie... członkiem rady nadzorczej Krajowej SKOK. Zwolnienie z podatku dochodowego co roku jest przedłużane, a każda próba odebrania tego przywileju spotyka się z wielką nagonką medialną.
Nie są to jedyne przykłady, gdy politycy z lewa i prawa pomagają SKOK-om. Najświeższym przykładem takich działań były próby pisania pod kasy dwóch ustaw wniesionych do Sejmu przez klub parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości (głównym orędownikiem takich rozwiązań był poseł tego klubu, wcześniej związany ze SKOK-ami – Przemysław Gosiewski). Chodzi o projekt dotyczący upadłości konsumenckiej (według niego bankiem zarządzającym majątkiem bankruta miała być instytucja finansowa o największej liczbie placówek – czyli de facto SKOK). Drugim jest natomiast ustawa o limicie oprocentowania kredytów - tzw. lichwie, z której miały być wyłączone pożyczki poniżej 500 zł. Nic jednak z tych pomysłów nie wyszło. Po publikacjach „Gazety Wyborczej” oraz „Polityki” PiS wycofał się z „przepychania” przez Sejm tych zapisów.
W tym miejscu warto przybliżyć pokrótce co oferują SKOK-i. Generalnie, jak było powiedziane na wstępie, ich oferta praktycznie niczym nie różni się od tego co udostępniają klasyczne banki. Podstawę stanowią jednak lokaty członków (oprocentowane na poziomie 6-7 proc.) oraz niewielkie, krótkookresowe (kilku-, kilkunastodniowe) pożyczki gotówkowe tzw. chwilówki, których oprocentowanie osiąga w skali roku nawet 270 proc.
Kasy mogą również udzielać kredytów mieszkaniowych, ale nie dłuższych - tak wynika z ustawy o SKOK - niż 5 lat. I w tym wypadku SKOK starał się wpłynąć na decyzję posłów. W 2001 roku Stanisław Grzonkowski (ten od zwolnienia podatkowego) starał się przekonać swoich kolegów posłów do wydłużenia tego okresu do 20 lat. Tym razem nie pozwolił na ten krok NBP. Jak się jednak okazało i z tym problemem sobie poradzono. Kasy udzielają kredytów na 15 lat wspólnie ze swoją spółką zależną Towarzystwo Finansowe SKOK.
Podobnego fortelu użyto przy ubezpieczeniach. SKOK-i, zgodnie z ustawą, nie mogą prowadzić działalności ubezpieczeniowej, a więc założyły własne Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie oraz Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych SKOK (ubezpieczenia mienia) i poprzez swoje placówki jedynie pośredniczą w zawieraniu umów ubezpieczeń. Od września 2004 roku oferują na tych samych zasadach także Indywidualne Konta Emerytalne prowadzone przez Towarzystwo Ubezpieczeń SKOK na Życie.
W obrębie SKOK-ów dzieje się wiele innych ciekawych rzeczy - np. podnajem lokali pod placówki SKOK im. Stefczyka (największej w kraju) od władz tejże kasy – tak przynajmniej podał tygodnik „Polityka”. Według gazety, mechanizm tej operacji jest bardzo prosty. SKOK kupuje lokal, który następnie jest odsprzedawany członkowi władz, który płaci pieniędzmi z kredytu zaciągniętego w SKOK. SKOK płaci właścicielowi czynsz, z którego spłaca on kredyt.
SKOK-i miały być odpowiedzią na coraz większe zaangażowanie kapitału zagranicznego w polski sektor bankowy. Niestety, po raz kolejny bardzo dobra w swoim zamyśle idea stała się polem do wynaturzeń, do robienia wielkich pieniędzy przez wąską grupę ludzi.