Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Strajk pracowników sektora publicznego w Wielkiej Brytanii

0
Podziel się:

Protestują nauczyciele, pracownicy administracji, służby zdrowia i straży pożarnej.

Strajk pracowników sektora publicznego w Wielkiej Brytanii
(EPA/ANDY RAIN)

Około milion osób bierze udział w 24 godzinnym, ogólnokrajowym proteście płacowym. Demonstrują nauczyciele, pracownicy administracji, służby zdrowia i straży pożarnej. Premier David Cameron zapowiedział podjęcie działań mających ograniczyć władzę związków zawodowych. Tymczasem mimo ożywienia gospodarki płace realne i siła nabywcza obniżają się.

Nauczyciele protestują przeciwko niskiej płacy, rosnącemu obciążeniu obowiązkami i pogorszeniem warunków odprawy emerytalnej. Pracownicy innych sektorów przeciwko ograniczeniu przyrostu płac do 1 proc. rocznie, po dwóch latach ich zamrożenia, co przy obecnej inflacji oznacza realny spadek wartości ich wynagrodzeń.

Przed budynkami sądów, ratuszami miejskimi, bibliotekami, szpitalami, strajkujący zorganizowali pikiety. W Londynie na Trafalgar Square odbył się wiec. Członkowie związku zawodowego nauczycieli (NUT) nieśli dużych rozmiarów nożyczki symbolizujące sprzeciw wobec cięć płac.

_ - Rząd chce, byśmy wnosili większy wkład w nasze zaopatrzenie emerytalne, później przechodząc na emeryturę, ale emerytura i tak będzie warta tyle samo, co teraz _ - powiedział mediom strażak uczestniczący w wiecu.

Sekretarz centrali związkowej GMB Brian Strutton poinformował w komunikacie prasowym, że strajkujących i protestujących jest więcej niż wynosi liczba członków związków zawodowych, które poparły strajk, ma on zatem szerokie poparcie społeczne.

Protest unieruchomił całkowicie ponad 3 tys. szkół; sparaliżował lokalne władze samorządowe, zwłaszcza w środkowej i północnej Anglii. Do strajku przyłączyli się także pracownicy biura paszportowego, administracji sądowej, zakładów oczyszczania miasta i londyńskiego transportu.

W ocenie Adama Bienkova - komentatora portalu politics.co.uk - premier David Cameron, który zasygnalizował, że chce ograniczyć ustawową dopuszczalność strajków, dąży do konfrontacji ze związkami zawodowymi.

Bienkov nie wróży mu sukcesu, ponieważ obecna sytuacja kraju jest zupełnie inna niż była w latach 80., gdy podczas próby sił między ówczesną premier Margaret Thatcher a związkami zawodowymi opinia publiczna poparła rząd.

Obecnie - zdaniem Bienkova - przeważająca część Brytyjczyków uważa, że związki zawodowe rzetelniej przedstawiają sytuację w budżetówce niż rząd oraz że prywatyzacja służby zdrowia i oświaty jest niepożądana, ponieważ sprywatyzowanie takich usług jak dostawy gazu, prądu, wody, a także kolejnictwa, czy poczty, doprowadziło do wzrostu kosztów, niekoniecznie przekładając się na poprawę standardu usług.

_ - Cameron nabrał pewności siebie odniósłszy sukces w sporze ze związkami zawodowymi w sprawie ograniczenia zatrudnienia. Wprawdzie opinia publiczna rozumiała potrzebę jego redukcji w okresie recesji, ale nie zanosi się na to, by dała się namówić do ideologicznej wojny, w której stawką jest ograniczenie praw związków zawodowych _ - ocenił Bienkov.

Sektor publiczny zatrudnia w Wielkiej Brytanii około 5 mln pracowników. Konserwatyści po dojściu do władzy w 2010 roku zamrozili w nim płace, a od 2012 roku wprowadzili regułę dopuszczającą przyrost płac tylko o 1 proc. rocznie, co według niektórych wyliczeń oznacza, że realnie zarobki w ostatnich czterech latach zmniejszyły się o ok. 2 tys. funtów.

Związki zawodowe zwracają uwagę, że ograniczenia płacowe najbardziej uderzyły w kobiety, które stanowią 70 proc. pracowników oświatowych, 75 proc. siły roboczej samorządów lokalnych i służby zdrowia, 80 proc. pracowników opieki socjalnej.

Cameron zapowiedział w środę w parlamencie, że będzie dążył do ograniczenia prawa związków zawodowych do organizowania strajków. Zaproponował m.in., by wprowadzić zasadę, że usługi uznane za społecznie istotne, np. publiczny transport, nie mogą być kompletnie sparaliżowane i muszą funkcjonować przynajmniej na minimalnym poziomie. Obecnie temu ograniczeniu podlega tylko policja i straż pożarna.

Czytaj więcej w Money.pl
Putin pożycza pieniądze Białorusi. Na co? Kredyt jest oprocentowany na 4 proc. w skali rocznej i ma być spłacona w 14 równych ratach co pół roku, poczynając od 2017 r.
Komisja Europejska pozwie Polskę. Za co? Polsce grozi za to kara finansowa w wysokości ponad 96 tysięcy euro za każdy dzień uchybienia.
UE chce większej współpracy. USA niechętne Unia Europejska chce zniesienia restrykcji w handlu energią i surowcami ze Stanów Zjednoczonych, m.in. w eksporcie amerykańskiego gazu do wspólnoty.
wiadomości
wiadmomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)