Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Polska w strefie euro. Prof. Danuta Hübner: nasz kraj traci na braku wspólnej waluty

249
Podziel się:

Efekt 500+ jest krótkoterminowy i za chwilę wygaśnie. Tego zdania jest prof. Danuta Hübner. A po Brexicie, jeśli Polska w końcu nie wejdzie do strefy euro, to przestanie mieć wpływ nie tylko na te ważne, ale na jakiekolwiek decyzje zapadające na forum UE.

- Nie powinniśmy porównywać wzrostu w krajach rozwiniętych, takich jak Niemcy czy Irlandia, ze wzrostem krajów "doganiających", którym dalej jesteśmy - mówi prof. Danuta Hübner
- Nie powinniśmy porównywać wzrostu w krajach rozwiniętych, takich jak Niemcy czy Irlandia, ze wzrostem krajów "doganiających", którym dalej jesteśmy - mówi prof. Danuta Hübner (Bartosz KRUPA/EAST NEWS)

Efekt 500+ jest krótkoterminowy i za chwilę wygaśnie. Tego zdania jest prof. Danuta Hübner. A po Brexicie, jeśli Polska w końcu nie wejdzie do strefy euro, to przestanie mieć wpływ nie tylko na te ważne, ale na jakiekolwiek decyzje zapadające na forum UE.

Filip Urbaniak: Jak pani zdaniem wydarzenia polityczne ostatniego roku wpływają na perspektywę inwestycyjną w Polsce?

Prof. Danuta Hübner, przewodnicząca Komisji Spraw Konstytucyjnych w Parlamencie Europejskim: Potencjał inwestycyjny w Polsce mamy ogromny, ponieważ ciągle jesteśmy na takim etapie rozwoju gospodarczego, na którym inwestorzy widzą duże szanse na wzrost. Na przykład, konsumpcja pozostaje na dość niskim poziomie w porównaniu z najbardziej rozwiniętymi krajami Europy.

Należy jednak postawić pytanie, co dla inwestorów jest najważniejsze. Czy to, co Polska dziś sobą reprezentuje, zachęca inwestycje? Odnoszę wrażenie, że dla inwestorów ważna jest pewność prawna, która pozwala na przedsięwzięcia długoterminowe, a tego w Polsce, niestety, dzisiaj nie mamy.

Jak to pogodzić z zapowiedziami wejścia do naszego kraju takich gigantów jak JP Morgan, kolejnych ogromnych inwestycji Daimlera i LG czy faktem, że Polska dalej pozostaje regionalnym liderem i jednym z największych odbiorców zagranicznego kapitału inwestycyjnego w całej Europie?

Trudno oszacować jakiej wielkości inwestycje i wzrost gospodarczy mielibyśmy dziś w Polsce, gdyby środowisko inwestorskie miało zagwarantowaną stabilność prawną. Jeśli przyjrzymy się tempu wzrostu gospodarczego na świecie lub w Unii Europejskiej, to okazuje się, że nasz wzrost nie jest wcale taki duży. Powinniśmy zdać sobie sprawę, że potencjał rozwojowy dzisiaj uzasadniałby wzrost PKB w Polsce na poziomie 6-7 proc.

Zobacz także: Danina na niepełnosprawnych. Balcerowicz: zginie w budżecie

Ale w 2017 roku wzrost PKB Niemiec był dwa razy słabszy od polskiego.

Nie powinniśmy porównywać wzrostu w krajach rozwiniętych, takich jak Niemcy czy Irlandia, ze wzrostem krajów "doganiających", którym dalej jesteśmy.

A czy rosnący wzrost gospodarczy w Polsce nie jest w dużej mierze zasługą programu 500+, który, jako keynesowski zastrzyk, pobudził konsumpcje i pomógł PKB?

Długo będziemy badać źródła dzisiejszego wzrostu. Jest trochę za wcześnie, by mówić o takim efekcie, ponieważ reforma dopiero niedawno została wprowadzona. Nie ulega wątpliwości, że konsumpcja wewnętrzna była czynnikiem, który napędził wzrost. Jednak to inwestorzy i ich inwestycje są kluczowe dla rozwoju gospodarczego, a zmiany po stronie konsumpcyjnej mogą się nie przekładać na wzrost inwestycji.

Uważam, że efekt 500+, który przełożył się na konsumpcję, jest krótkoterminowy i niebawem wygaśnie. Ponadto 500+ było jednym z czynników, które przyczyniły się do usunięcia z rynku pracy ponad 100 tys. kobiet w ostatnim czasie.

To będzie miało wpływ na zubożenie polskiego rynku pracy, ponieważ te kobiety szybko utracą zdolność do wykonywania zawodu z powodu zmieniających się wymagań kwalifikacyjnych. Jest to problem dla naszego starzejącego się społeczeństwa, ponieważ z tej perspektywy podcina długoterminowe zdolności rozwojowe.

Czy dobrze wykorzystujemy dziś obecny wzrost na poprawę kondycji i jakości naszej gospodarki?

Mamy dziś brak bodźców w gospodarce, które by rzeczywiście służyły podnoszeniu jakości siły roboczej. Od lat funkcjonuje przekonanie, że Polska nie wyrwała się z pułapki opierania swojego wzrostu na czynnikach tradycyjnych, co jest widoczne w hasłach politycznych, na przykład, dotyczących kwestii polskich pracowników delegowanych. Wciąż wykorzystujemy te rezerwy i proste rozwiązania, stosowane od lat. Jest to widoczne na wszystkich listach i rankingach badających rozwój i poziom innowacyjności w Europie, na których Polska cały czas widnieje na samym końcu.

Co w takim razie musimy zrobić, by nie zostać tzw. "back officem" Europy i zachęcić inwestorów do tworzenia większej liczby miejsc pracy dla osób z wysokimi kwalifikacjami?

Poprzednie rządy podejmowały pewne wysiłki w obszarze inwestycyjnym, na przykład, pobudzanie start-upów. W tej kwestii potrzebne są kolejne działania, gdyż w Polsce wciąż nie ma tradycji, by akceptować ryzyko. Start-upy to z natury ryzykowne przedsięwzięcia, którym powinniśmy zapewnić bezpieczeństwo.

Ponadto, należy umożliwić rozrastanie się tej rodziny innowacyjnych firm, które potrafią także zadbać o pozyskanie kapitału inwestycyjnego na dalszy wzrost, bo to one powinny rozwijać nasz rynek. Powinniśmy również pomyśleć nad tym, jak na dalszych etapach rozwoju zabezpieczyć te firmy przed przejęciami, głównie przez duże koncerny amerykańskie, choć to akurat problem nie tylko polskich, ale także i innych firm z całej Europy.

W trakcie dyskusji o Unii Europejskiej podczas LSE Polish Economic Forum 2018 nie po raz pierwszy wypowiedziała się pani za wprowadzeniem euro. Dlaczego powinniśmy przyjąć europejską walutę?

Euro jest fundamentalnie istotne na dwóch płaszczyznach. Korzyści gospodarcze są kluczowe, ale równie ważny pozostaje argument na poziomie politycznym. Kraje UE poza strefą euro będą tworzyły tylko około 15 proc. dochodu całej wspólnoty. W przyszłości będzie to grupa krajów, która będzie miała dużo mniejszą wagę polityczną i której zabraknie sił do budowania mocnej pozycji swoich gospodarek.

Ponadto po Brexicie rozłożenie sił w Unii Europejskiej jeszcze mocniej przesunie się w kierunku krajów strefy euro. Decyzje podejmowane na szczeblu wspólnej waluty kreują cały wspólny rynek i są politycznie ważne dla wszystkich członków UE. Polska znajdzie się więc poza głównym nurtem decyzyjności.

Jakie zagrożenia dostrzega pani w kontekście wprowadzenia w Polsce waluty euro?

Wydarzenia w Grecji i Portugalii pokazały, jak wiele zależy od odpowiedzialnego podejścia rządów do wspólnej waluty. Euro wymaga ogromnej rozwagi władz w kwestii prowadzenia polityki gospodarczej. Nie może być traktowane jako szansa na umycie rąk od reformowania i podejmowania trudnych decyzji.

Dla przykładu tańszy kredyt jest wielką szansą dla gospodarki, gdyż pobudza wzrost i odciąża budżet, jednakże może być on także pokusą do nieodpowiedzialnej polityki. Aczkolwiek, używanie takiego hipotetycznego argumentu przeciwko powiększeniu strefy euro jest błędem.

Ostatecznie przecież, w każdej kwestii gospodarczo-finansowej w Unii można założyć, że któryś z członków będzie prowadził nieodpowiedzialną politykę i nie stosował się do wspólnych zasad. To prawda, że euro nie rozwiązuje wszystkich problemów, ale odpowiedzialna polityka gospodarcza państw członkowskich znacznie redukuje finansowe zagrożenia.

Nie obawia się pani nierówności handlowych w eurostrefie? Niemcy od lat są krajem z ogromną nadwyżką handlową, a Polska przez lata była krajem deficytowym. W razie problemów, po wprowadzeniu euro nie będziemy mogli uciec się, na przykład, do dewaluacji waluty.

Opieranie się na argumentach dotyczących utraty ważnego instrumentu, jakim jest kształtowanie kursu walutowego, dla podnoszenia konkurencyjności, jest bardzo szkodliwe. Ta dyskusja w ekonomii istnieje, ale wstyd o tym mówić, gdyż dziś nikt nie buduje konkurencyjności gospodarki na manipulowaniu kursem walutowym. W praktyce kraj, który ucieknie się do manipulacji wartości swojej waluty w celu przywrócenia konkurencyjności, być może sprzeda swoje produkty trochę taniej, ale będzie musiał liczyć się z droższym kosztem importu, a to ma negatywny wpływ na inflację.

Konkurencyjność gospodarki zależy od jej struktury, innowacyjności, edukacji, kapitału ludzkiego. Niewchodzenie do strefy euro i trzymanie się tego tradycyjnego instrumentu tylko dlatego, że coś negatywnego ekonomicznie w przyszłości może się zdarzyć, jest wielką stratą dla gospodarki. Pamiętajmy też, że znaczna część naszych obrotów handlowych jest denominowana w euro, a utrzymywanie dwuwalutowości wiąże się z ryzykiem kursowym i kosztami wymiany walut, co w konsekwencji ma negatywny wpływ na budżet gospodarstw domowych.

Załóżmy, że jesteśmy w strefie euro i przychodzi kryzys. Czy w kontekście ostatniej finansowej zawieruchy w strefie euro nie powinniśmy obawiać się narzucania polityki zaciskania pasa, która doprowadziła do jeszcze większego deficytu i zapaści gospodarczej, jak w przypadku Portugalii?

Uważam, że wszyscy w Europie wyciągnęliśmy wnioski z ostatniego kryzysu i sposobu reagowania na gospodarcze zapaści. Strefa euro została radykalnie zreformowana, można rzec, wymyślona na nowo. Powstała, na przykład, Unia Bankowa. Dawniej przecież nie mieliśmy np. funduszy stabilizacyjnych, reguł pozwalających wyłapywać nieprawidłowości w prowadzeniu polityk gospodarczych państw członkowskich i innych instrumentów, które służą zapobieganiu kryzysowi czy też łagodzeniu jego skutków.

Wdrażane są także reformy, mające na celu redukowanie ryzyka w różnych obszarach gospodarki, w szczególności w systemie finansowym. Odrobiliśmy takie lekcje w kwestii przyznawania ratingów czy zasad udzielania kredytów przez banki. Proszę też zwrócić uwagę, że pomimo członkostwa w strefie euro, Portugalia była w stanie zmienić kurs swojej pokryzysowej polityki gospodarczej.

A czy błędem euro nie było tworzenie najpierw unii politycznej, a następnie dorabianie Unii Gospodarczo-Finansowo-Bankowej? Czy przez to udane dokończenie reformy struktury eurostrefy nie będzie niemożliwe?

Nie sądzę, że inna kolejność wdrożenia tego ogromnego projektu była możliwa. Unia Europejska zawsze była projektem wielkich zmian, a euro było wielkim skokiem integracyjnym. To z kolei wywołało szereg pozytywnych zmian, szczególnie w kwestii integracji zamożniejszych państw z tymi mniej zamożnymi, na przykład, poprzez transfery pieniężne, które przyspieszają wzrost gospodarczy słabiej rozwiniętych państw. To z kolei pomaga nam wszystkim, ponieważ rozwija wspólny europejski rynek.

A czy rzeczywiście te obecne transfery są wystarczające? Kraje rdzenia takie jak Niemcy, które notują nadwyżki handlowe, zatrzymują przecież swoje dochody u siebie, więc nierówności rozwojowe nie są korygowane tak jak w przypadku Stanów Zjednoczonych, gdzie zamożniejsze stany pomagają finansowo tym uboższym.

Debata na temat nierówności handlowych jest ciągle podnoszona w Unii Europejskiej, choć jest to temat politycznie nieco trudniejszy. Trzeba również pamiętać, że Unia nie jest organizacją pomocy charytatywnej. Mimo to, wszystkie transfery, które idą z budżetu europejskiego od krajów zamożniejszych, służą integracji z państwami mniej zamożnymi. Ten mechanizm występuje w różnych formach i służy całej Unii.

A jak w takim razie euro wdrożyć w Polsce? Kilka lat temu powiedziała pani w jednym z wywiadów, że silny argument merytoryczny jest kluczem do przekonania Polaków do euro. Czy dziś, w czasach "fake news", kryzysu medialnego i pogardy dla ekspertów, to wystarczy?

Punktem wyjścia każdej debaty musi być wyważony dialog i rzetelna informacja. W Polsce zaś zaprzestano tej debaty choćby poprzez zlikwidowanie instytucji publicznych, czy to w NBP czy w Kancelarii Premiera. Przystąpienie Polski do strefy euro powinno być przedmiotem szeroko zakrojonych debat, dyskusji, zarówno po stronie politycznej, akademickiej i z przede wszystkim, obywatelami.

Potrzeba nam też społecznego zaangażowania. Istnieje wiele mitów i nieprawdziwych przekonań na temat euro, które głoszą politycy niechętni wspólnej walucie. Na przykład, wielu przedstawicieli obecnego rządu propaguje przekaz, że strefa euro się rozpada i nie ma sensu do niej wstępować. Nie wiadomo, skąd to się bierze, bo determinacja do reformowania i zapobiegania przyszłym kryzysom jest ogromna. Wszystkie reformy ostatnich lat służą wzmocnieniu wspólnej waluty.

Każdy obywatel, poczuwający odpowiedzialność za przyszłość Polski, powinien walczyć z tymi _ fake newsami _. Sama uczestniczę na przykład w spotkaniach na uniwersytetach trzeciego wieku, na których słyszę wiele obaw w kontekście wspólnej waluty. Nikt nie wytłumaczył, że zarówno emerytury tych osób, jak i ceny produktów, które kupują, będą przeliczone według tego samego kursu walutowego.

_ Prof. Danuta Hubner, przewodnicząca Komisji Spraw Konstytucyjnych w Parlamencie Europejskim wzięła udział w panelu o przyszłości Unii Europejskiej podczas LSE Polish Economic Forum 2018, które w drugiej połowie kwietnia odbyło się w Londynie. _

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(249)
Cinmar
6 lat temu
Jakieś referendum czy Polska chce czy nie ... Jeżeli tak to bierzemy i ma być jeżeli nie to na 3 lata spokój
misia
6 lat temu
potrzebne nam to jak zającowi dzwonek podczas polowania !
Sylwan
6 lat temu
Lecz się stara kobieto i módl się o lekką śmierć . W sumie to po co ma się leczyć ,módl się !
angela :(
6 lat temu
szukaliście kreta no to macie go !!!!działa w polskim iteresie tak samo ja ten rudy !
hans
6 lat temu
dlaczego ona nie jest łysa !!!!! ma brązowy nos od włażenia merkel w .....
...
Następna strona