Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Sytuacja przemysłu ciężkiego

0
Podziel się:

Stocznia Szczecińska powoli odchodzi w społeczne zapomnienie. Nie pomogły szumne hasła rządowe, nie pomogły gwarancje Agencji Rozwoju Przemysłu, nie pomogły wreszcie kilkutysięczne marsze protestu organizowane przez stoczniowców.

Jedyne co wywalczono, to ochłapy wynagrodzeń za marzec i kwiecień i zapomogi socjalne z urzędu miasta w Szczecinie. Formalnie to stocznia jeszcze nawet nie upadla, bo bystrość polskiego wymiaru sprawiedliwości jest jak zwykle rekordowo opieszała.

Mity o utworzeniu na gruzach starego przedsiębiorstwa nowej, prężnej spółki działającej na nowoczesnych zasadach zdrowego rachunku ekonomicznego coraz usilniej się rozwiewają. Obecnie mówi się już tylko o dokończeniu 5 statków w celu uniknięciu płacenia olbrzymich kar. Każdy jednak wie, że koszt dokończenia i tak jest wyższy niż cena sprzedaży. Zatrudnienie znajdzie ok. 700-800 osób. Mówi się, że nawet dziś zatrudnienie może znajdzie kolejne 200 osób. Łącznie więc pracować miałoby ok. 1 tys. osób. Tym czasem pozostały 5,5 tys. załogi czeka, już tylko biernie, bo po prawie 5 miesiącach bezczynności zmęczenie bierze górę nad determinacją. Oczywiście rząd karmi nas wraz z kolejnymi nowymi zarządami wizją 5,5 tysiąca etatów do końca tego roku. Należałoby jednak przejąć wszystkie kontrakty od upadłej starej stoczni, a do tego pozyskiwać nowe. Dzięki osłabieniu złotego, zwłaszcza w stosunku do EUR, oraz możliwości znacznego obniżenia kosztów płacowych przy wyśrubowaniu w górę norm wydajnościowych, być może
stocznia uzyskała niską rentowność, co przy tanim kredycie obrotowym na budowę statków może zapewnić przekroczenie progu rentowności.

Problem jednak wg mnie jest znacznie poważniejszy. Spodziewam się bowiem, że jeśli stocznia będzie w stanie dostosować się do cen rynkowych - to rządy państw UE zwiększą dotację do swoich stoczni. Ponadto nie jest wykluczona dalsza konkurencja cenowa ze strony stoczni chińskich i południowo-koreańskich, które szybko się uczą jakości a ich koszty są niższe.

Po drugie, skąd dotychczasowi kooperanci stoczni wezmą pieniądze na produkcje dla nowej stoczni, skoro należności ze strony starej są praktycznie nie do odzyskania. Oczywiście spółki same również przestały płacić swoim kooperantom, a na taki łańcuszek zatorów płatniczych z coraz większą bojaźnią patrzą banki kredytujące te podmioty.

Wicepremier prof. Grzegorz Kołodko zapewne umorzy wszystkie zobowiązania tych firm wobec skarbu państwa, ale może okazać się to za mało. Zapowiedział więc zwolnienia i ulgi w podatkach oraz różne kredyty podatkowe w zamian za nie redukowanie zatrudnienia. To jednak będzie sporo kosztować budżet państwa, i inni podatnicy będą musieli zapłacić za hojność wicepremiera.

Tymczasem na scenie pojawił się Marian Jurczyk, montując Ogólnopolski Komitet Protestacyjny - OKP. Marian Jurczyk chce zbiorowych rozwiązań dla upadających zakładów, takich porozumień z władzą jak na początku lat 80-tych. Postulaty mówią nawet o ogłoszeniu stanu klęski żywiołowej w przemyśle, nie bardzo jednak wiadomo pod jaki żywioł podczepić obecny stan. Osobiście współczuję stoczniowcom, jednak nie są oni pierwszym dużym zakładem który upada i nie będą ostatnim.

Tak już jakoś jest, że nasze pracochłonne gałęzie przemysłu, na które przypada większość zatrudnienia muszą konkurować z podmiotami chińskimi. Proszę zauważyć, że chińskie górnictwo, hutnictwo, przemysł stoczniowy, lekki wparły z rynków zagranicznych naszą rodzimą produkcję. Wg mnie tu jest pies pogrzebany i szukanie kozłów ofiarnych w postaci prezesów mniej lub bardziej skorumpowanych nic nie da. W Chinach też jest korupcja, a jednak jakoś są bardziej konkurencyjni od nas. Trzeba zbadać przyczyny tej przewagi konkurencyjnej i zastosować jakiś całościowy plan obrony naszego przemysłu. Gospodarka chińska rozwija się w tempie 7,5% rocznie i to przede wszystkim w tych branżach, które były specjalnością krajów wschodzących - takich jak Polska. Ponieważ rynek konsumencki nie rozwija się w tempie 7,% rocznie - siłą rzeczy chińskie przedsiębiorstwa muszą wypierać z rynku światowego firmy z innych krajów. Wystarczy prześledzić światowe statystyki gospodarcze.

Chiny w przeciwieństwie do nas mają ogromną nadwyżkę w handlu, szybko zmieniają swoją infrastrukturę, maja kolosalne rezerwy taniej siły roboczej, inwestycje zagraniczne pchają się dzwiami i oknami. Nie ma wysokich kosztów pozapłacowych, wszechobecnej biurokracji, integracji z UE, zaś strach przed władzą centralną jest tak duży, iż żądania socjalne nie istnieją.

My, ze swoją biurokracją, ZUS-em, VAT-em, podatkiem dochodowym, polityką socjalną, wysokim i wciąż pogłębiającym się długiem publicznym przegrywamy. Nie jesteśmy przy tym w stanie konkurować wysokimi technologiami, turystyką, czy tanim rolnictwem. Boję się, że obecna dewaluacja i wtrysk pieniędzy państwa do kasy przedsiębiorstw pomoże tylko na krótką metę, w dłuższym okresie znów zaczniemy przygrywać, zwłaszcza że przyszłość demograficzna jest dla nas daleko gorsza niż dla krajów Azji. Jedyną naszą przewagą jest położenie geograficzne - mamy bardzo dobre warunki tranzytowe oraz tzw. rentę geograficzną. Jeśli udałoby nam się obalić biurokrację, znieść obecny obowiązkowy system ZUS-owski oraz obniżyć podatki, to wówczas przy nieco lepszej myśli technicznej niż chińska mielibyśmy szansę.

Podsumowując - ratowanie stoczni w Szczecinie to nie tylko działania doraźne. Potrzebne są działania systemowe, obejmujące całą sferę produkcji, inaczej bowiem za kilka lat sytuacja demograficzna nie pozwoli nam na wyjście z kryzysu.

przemysł
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)