Około 200 szpitali w całym kraju bierze dziś udział w strajku bezterminowym. O rozpoczęciu protestu ciągłego lekarzy zdecydował w piątek Krajowy Komitet Strajkowy Lekarzy.
Protestujący domagają się podwyżek płac do 5 tysięcy złotych brutto dla lekarzy, a dla specjalistów - do 7,5 tysiąca brutto miesięcznie. Podkreślają jednocześnie, że nie chodzi im tylko o podwyżki, ale przede wszystkim o reformę systemu opieki zdrowotnej.
Wiceminister zdrowia Bolesław Piecha tłumaczy, że pieniędzy na kolejne podwyżki nie ma, a on sam rozumie żądania lekarzy. "One nie są wygórowane, ale nie są do spełnienia już" - dodał. Minister powiedział telewizyjnym Wiadomościom, że każdy dzień protestu szpitali to strata nie tylko dla pacjentów. NFZ nie zapłaci za niewykonane usługi - tłumaczy wiceminister.
_ Każdy pacjent dostanie pomoc - zapewnia wiceminister zdrowia, Bolesław Piecha. _
Podczas strajku chorzy mogą mieć problem z uzyskaniem porady lekarskiej. Placówki medyczne będą pracowały jak na ostrym dyżurze. Przyjmowani będą tylko pacjenci z zagrożeniem życia. Szpitale będą oflagowane, a pacjentom będą rozdawane ulotki. Niektórzy lekarze biorą w tym dniu urlop "na żądanie".
W akcji nie biorą udziału lekarze ze szpitali na obszarze łódzkim i lubelskim, natomiast w świętokrzyskim do lekarzy dołączyły pielęgniarki, które domagają sie podwyżek i zwiększenia obsady na oddziale.
Po południu na wspólnej konferencji prasowej z premierem, minister zdrowia poinformował, że pod koniec ma ma zostać zaprezentowana ustawa o koszyku świadczeń kwalifikowanych.