Ta rozmowa byłaby inna, gdyby nie cisza wyborcza

*Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego: *Nie jestem zwolennikiem _ ciszy wyborczej _. Kiedyś miała na celu wystudzenie atmosfery, by w rozemocjonowanej demokracji po przemianach w ostatniej chwili nie dochodziło do ekscesów. Teraz mamy problemy zupełnie odwrotne. Jest niska frekwencja i zaangażowanie bardzo powierzchowne.

Bardziej podoba mi się rozwiązanie anglosaskie, to znaczy nie można agitować tylko w lokalu wyborczym. Poza nim można do ostatniej chwili namawiać na głosowanie i przekonywać do poszczególnych partii. I nie ma w tym niczego złego. To mogłoby pomóc, żeby ten balon zainteresowania w ostatniej chwili nie opadł, szczególnie jeśli gwałtownie zmieni się pogoda.

Można znaleźć różne inne usprawiedliwienia, żeby nie iść zagłosować. Jest _ cisza wyborcza _, nie ma więc tego elementu podgrzewania atmosfery i wywoływania zainteresowania. Nie widzę więc argumentów przemawiających za zakazem agitacji.

Dokładnie. Rozumiem jeszcze, gdyby ten przekaz znikał. Ale to jest tak, że wszystko co zostanie oblepione na ulicach czy wrzucone do internetu - zostaje tam. Każdy może sobie do tego wejść i obejrzeć wszystkie spoty na YouTube. Nie bardzo więc rozumiem, dlaczego zabrania mu się nowych treści, ale wszystkie zamieszczone do północy w piątek może przeglądać. Nie jest to jakiś dramat, ale prowadzi do sztuczności, założę się, że pan też podczas ostatnich wyborów dostawał sms-y z wynikami od znajomych.

Widzi pan. Ta cała cisza jest sztuczna. We Francji też było kiedyś takie embargo i skończyło się to tym, że gwałtownie wzrosła oglądalność belgijskiej i szwajcarskiej telewizji. Te telewizje podawały informacje, których nie mogła podać telewizja francuska.

Na drugiej stronie - komu zależy na utrzymaniu ciszy wyborczej

Takie rozwiązanie też jest możliwe. Jak na razie _ cisza wyborcza _ jednak obowiązuje. Trzeba jakoś z nią żyć. Jak stanie się tak, że będzie już wszystkich uwierała, albo będzie już śmiesznym przepisem, zostanie zmieniona.

Nie wydaje mi się, żeby jakiejkolwiek partii pomagała. Zresztą politycy słabo wykorzystują te możliwości, które teraz mają, więc wątpię żeby wykorzystali dodatkowe dwa dni w jakiś wyjątkowy sposób.

Bo jeszcze okazałoby się, że na zmianie ktoś może stracić. Bo kto zyskiwał na tym, co było do tej pory? Ci co wygrywali, więc po co zmieniać coś co mogło nam pomóc?! Wydaje się więc, że jesteśmy na taki zakaz agitacji skazani. Trzeba się tą błogą ciszą cieszyć.