Waszyngton wstrzymał bez podania powodu rozmowy z UE o programie „Open Skies”. Bruksela protestuje przeciw protekcjonizmowi USA wobec linii lotniczych.
Waszyngton wstrzymał bez wyraźnego powodu rozmowy nad programem „Open Skies”. "Teraz musi wskazać drogę wyjścia z tej ślepej uliczki. Do tej pory nie widać politycznej gotowości Stanów Zjednoczonych do otwarcia komunikacji lotniczej", powiedział rzecznik Jacques Barrot, komisarz ds. transportu.
_ Wycofanie się USA z planów liberalizacji transatlantyckiej komunikacji lotniczej to „negatywny sygnał”, słychać było wczoraj w brukselskich kręgach unijnych. _Rząd USA wycofał się z projektu ustawy, dzięki której europejskie linie lotnicze mogłyby w większym stopniu, niż ma to miejsce obecnie, nabywać udziały w amerykańskich liniach lotniczych.
Jako powód tej decyzji, minister transportu Mary Peters podała duży opór lobby przemysłowego USA oraz Kongresu. Zapowiedziała ona również ponowne podjęcie rozmów z UE na początku roku 2007.
UE przyjęła ofertę, zgłosiła jednak wątpliwości, co do jej powagi. Barrot będzie podążał dalej „drogę dialogu”, powiedział jego rzecznik. Wynik jest jednak zupełnie otwarty. Tymczasem w Brukseli ruszyły już poszukiwania alternatyw dla „Open Skies”. Umowa, nad którą UE i USA pracują od roku 2003, ma zastąpić dotychczasowe dwustronne porozumienia. Trybunał Europejski uznał je za nielegalne.
Europejskie linie lotnicze mają nadzieję, że „Open Skies” ułatwi im dostęp do amerykańskiego rynku lotniczego. Lufthansa mogłaby latać z każdego portu lotniczego UE bezpośrednio do USA. Jak dotąd jest to możliwe tylko z lotnisk w Niemczech. Poza tym linie lotnicze domagają się podniesienia 25 procentowej granicy przy nabywaniu udziałów amerykańskich linii lotniczych. W roku 2004 Waszyngton zaoferował możliwość podniesienia tej granicy do 49 procent. Oferta ta była jednak dla UE niewystarczające.