Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Większy apetyt na ryzyko, nadchodzą lepsze czasy dla rynku akcji

0
Podziel się:

Po decyzji Sejmu wiemy już, że to obecny rząd przygotuje projekt nowego budżetu. Można się jednak obawiać, że taki, zostawiony konkurencji politycznej budżet (mimo obietnic premiera) będzie mało realny.

Większy apetyt na ryzyko, nadchodzą lepsze czasy dla rynku akcji

Duży wpływ na wzmocnienie złotego miał ubiegłotygodniowy komentarz Fed, ponieważ część inwestorów uwierzyła, że Alan Greenspan się nie myli i inflacja jest niegroźna i nadal najwięcej można zarobić w krajach rozwijających się. Podobnie zachowywały się waluty innych krajów regionu.

I. Rynek amerykański

Ubiegły tydzień to kolejny, trzeci dobry tydzień dla amerykańskich rynków akcji. Tak naprawdę rozpoczął się on w piątek 29 kwietnia, kiedy to indeksy mocno wzrosły na skutek spadku ceny ropy. W minionym tygodniu podstawowym czynnikiem nadającym rynkom kierunek był komunikat po posiedzeniu FOMC. Zgodnie z oczekiwaniem, stopy procentowe zostały podniesione o 25 pb., ale komentarz był niejednoznaczny. Co prawda zachowano sformułowanie mówiące o tym, że FOMC będzie „stopniowo” podnosił stopy, ale zasygnalizowano również, że członkowi FOMC widzą rosnącą presję inflacyjną. Najważniejsze sformułowanie podano jednak w zaiste kuriozalny sposób. Okazało się, że w komunikacie Fed omyłkowo (sic!) opuszczono stwierdzenie, że „w dłuższym okresie inflacja jest pod kontrolą”, a uzupełnienie podano po półtorej godziny, na 15 minut przed końcem sesji na giełdach akcji. Stwierdzenie to było na tyle ważne, że indeksy giełdowe ruszyły na północ, a dolar EUR/USD gwałtownie powrócił nad trzyletnią linię trendu. Prawdę mówiąc
ciężko sobie wyobrazić taką sytuację nawet w kraju trzeciego świata. Fed w tym komunikacie zostawia sobie otwartą drogę. Jeśli dane makro będą się poprawiały to i stopy ruszą mocniej do góry. Jeśli będą złe to przestanie podnosić, co bardzo zaszkodziłoby zarówno dolarowi jak i akcjom. Inwestorzy zaczęliby się wtedy bardzo przejmować stanem gospodarki.

Dzięki temu komentarzowi rynki finansowe zmieniły kierunki. Rynek akcji rósł (z pomocą kupującego coraz więcej akcji General Motors miliardera Kirka Kerkoriana), a dolar tracił. Nawiasem mówiąc ktoś musi się bardzo mylić: albo Kerkorian albo agencja ratingowa Standard&Poor’s, która zdecydowanie obniżyła rating kredytowy zarówno dla GM jak i dla Forda.

W zeszłym tygodniu zarówno komunikat Fed jak i pogłoski o możliwym uwolnieniu juana wyhamowały umacnianie się dolara, ale piątkowe dane z rynku pracy odwróciły ten kierunek – EUR/USD znowu wrócił pod linię trendu i powstała duża szansa wykreowania podwójnego szczytu z zakresem spadku do 1,19 USD. Podobnie było na rynku obligacji, gdzie rentowność do piątku spadała. Co prawda nie wszystkich obligacji, ponieważ departament skarbu zapowiedział, że rozważy przywrócenie sprzedaży obligacji 30-letnich (przestano je sprzedawać w 2001 roku), więc inwestorzy zaczęli je wyprzedawać w obawie o zwiększenie podaży. Dzięki temu może się zmniejszyć nachylenie krzywej rentowności, co utrudni „carry trade” i przyhamuje gwałtowny rozwój rynku budowy domów. Tego jednak rynki na razie nie zauważają. Wolą wierzyć, że nie ma problemu inflacji zapominając, że Fed mówił o „długim terminie”, a to sformułowanie nie musi oznaczać, że tak będzie w ciągu kolejnych 12 miesięcy.
Dane makro były zróżnicowane. Indeks ISM dla sektora produkcyjnego spadł do poziomu najniższego od lipca 2003 roku i jest bliski poziomu 50 pkt, który odgranicza rozwój od recesji. Spadł również Indeks ISM – usługi, ale tutaj do 50 pkt jest jeszcze bardzo daleko, a to właśnie usługi decydują o sile gospodarki amerykańskiej. Zamówienia fabryczne w marcu wzrosły symbolicznie, ale oczekiwano spadku. Warto zauważyć, że zamówienia na dobra trwałego użytku spadały systematycznie od stycznia aż do marca. Najwyraźniej biznes nie jest wcale przekonany, że obecne spowolnienie jest tymczasowe i woli akumulować gotówkę czekając na wyjaśnienie sytuacji. Są jednak i pozytywy takie jak na przykład duży (5,7 proc.) wzrost sprzedaży samochodów. Bardzo dobra sytuacja panowała też na rynku pracy. Jednak, jak patrzy się na indeks Baltic Dry (BDI), który pokazuje jak kształtuje się koszt transportu morskiego (im wyższy tym lepsza koniunktura w gospodarce) to widać, że spada on od grudnia 2004 roku, a w połowie kwietnia nastąpiło
załamanie. Nic dziwnego, że Fed nawet nie sygnalizuje chęci szybszego podnoszenia stóp.

W tym tygodniu dla rynku walutowego bardzo ważne będą dane o bilansie handlu zagranicznego i deficycie budżetowym. Dolar od trzech lat traci w obawie przed wzrostem tych deficytów, więc mogą one mieć decydujący wpływ na ruchy walut. Mogą, a nie muszą, ponieważ dane zbliżone do prognoz nie wywołają gwałtownego ruchu. Istotne będą też dane o sprzedaży detalicznej. Im będzie większa tym lepiej dla dolara i dla akcji. Dla rynku akcji istotne będą również wyniki kwartalne spółek, ale będzie ich zdecydowanie mniej niż to ostatnio bywało. Sezon raportów kwartalnych powoli wygasa. Sytuacja techniczna jest obecnie korzystna dla byków. Na bardzo solidnym wolumenie opory techniczne zostały przełamane, a formacja podwójnego szczytu na S&P 500 została anulowana. Dlatego też początek tygodnia będzie miał dla rynku akcji decydujące znaczenie. Jeśli pierwsze sesje nadal będą pokazywały przewagę byków to S&P 500 będzie dążył do 1.210 pkt. Powrót pod 1.165 pkt. byłby sygnałem, że poprzednie przebicie było tylko pułapką, a
indeks będzie dążył do wcześniej prognozowanego poziomu 1 060 pkt.

II. Rynek polski

W Polsce skończył się nietypowy, krótszy tydzień. Krótszy tylko o jeden dzień, ale tak naprawdę w poniedziałek nic się nie działo, a obrót na WGPW stanowił 30 proc. normalnego sesyjnego obrotu. Podczas następnych sesji indeksy z początku rosły, ale potem trwało systematyczne i nudne osuwanie się kursów. Mam nieustające wrażenie, że chodzi o uśpienie rynku i zaatakowanie go wtedy, kiedy najmniej się tego będziemy spodziewali.

Od początku tygodnia ciekawie zachowywała się nasza waluta – przeszła prawdziwą metamorfozę, a nastrój rynkowy zmienił się na bardzo pozytywny. Duży wpływ na wzmocnienie złotego miał komentarz Fed, bo część zarządzających funduszami uwierzyła, że Alan Greenspan się nie myli i inflacja jest niegroźna i nadal najwięcej można zarobić właśnie w krajach rozwijających się. Podobnie zachowywały się waluty innych krajów regionu. Dodatkowo pomogły sondaże zapowiadające przyjęcie przez Francję Konstytucji UE (nadal trzeba je bardzo obserwować). Jeśli zaś chodzi o kraje rozwijające się, to trzeba patrzeć na rentowność amerykańskich obligacji, która od szczytu w końcówce marca mocno spadła. Teraz będzie trwała walka między wiarą Fed w „inflację pod kontrolą”, a danymi makro. Gdyby rentowność znowu ruszyła zdecydowanie do góry na skutek obaw o wzrost inflacji to dla złotego i innych walut regionu nie byłoby ratunku. Uspokojenie na tym rynku pozwoliłoby na dalsze wzmocnienie złotego szczególnie, że polityka przez pewien
czas nie będzie się liczyła.

A w polityce bez zmian. Prawdopodobieństwo tego, że Sejm się rozwiąże było takie jak zamarznięcia w sierpniu jeziora Mamry. Wszystko zostało po staremu i to jest zła wiadomość, bo kampania wyborcza będzie trwała jeszcze blisko 5 miesięcy, a przez ten czas nasi politycy będą psuli państwo próbując uchwalać ustawy, które będą klasyczną „kiełbasą wyborczą”. Panuje przekonanie, że to decyzja o wyborach we wrześniu wzmacnia naszą walutę, bo odsuwa zagrożenie polityczne, które niosą za sobą wybory, ale ja uważam, że rynki przyjęłyby bardzo pozytywnie samorozwiązanie Sejmu. Krótka kampania wyborcza, nowy rząd, który przygotuje projekt budżetu, możliwość zmian w systemie podatkowym – to wszystko pomagałoby naszym akcjom i walucie. Nie znaczy to wcale, że wynik wyborów zostałby przyjęty z zadowoleniem, ale to już jest zupełnie inna historia. W krótkim okresie jednak decyzja o zostawieniu wszystkiego „po staremu” była już zdyskontowana i nie mogła wpłynąć negatywnie na rynek, który zachowywał się tak jak i inne rynki
regionu.

Po decyzji Sejmu wiemy już, że to obecny rząd przygotuje projekt nowego budżetu. Można się jednak obawiać, że taki, zostawiony konkurencji politycznej budżet będzie (mimo obietnic premiera) mało realny. Tak samo zresztą jak nierealny może się okazać obecny budżet. Od początku twierdzę, że nie zaskoczy mnie jego nowelizacja po wyborach. Co prawda premier Belka zapowiada, iż deficyt finansów publicznych w tym roku wyraźnie spadnie, ale ja nie byłbym wcale tego taki pewien. Z punktu widzenia przychodów z podatku VAT marzec był najgorszym miesiącem od 9 miesięcy. Poza tym był to drugi, kolejny miesiąc spadku dochodów budżetu. A deficyt to nie tylko wydatki – tak samo liczą się przychody. Co prawda specjaliści twierdzą, że od kwietnie dochody zaczną wzrastać, ale nie widziałem nigdzie wyjaśnienia dlaczego teraz tak spadały. Może jednak rozwój gospodarczy jest dużo wolniejszy niż się oczekuje? Ostatni raport NBP zdaje się to bardzo wyraźnie sygnalizować. Padające tam stwierdzenia o „dalszym wzroście udziału
nieopłacalnego eksportu”, czy o nasileniu problemu nadmiernych zapasów i pogorszeniu płynności finansowej firm nie są zapowiedzią nadchodzącego ożywienia. Bank liczy na inwestycje i na mocny wzrost gospodarki w drugim półroczu, ale na razie nie jest to poparte żadnymi poważnymi przesłankami.
Obecny tydzień zamknie praktycznie nasz sezon publikacji wyników kwartalnych. Zazwyczaj właśnie w tym okresie następował atak byków, szczególnie, jeśli przedtem indeksy spadały.

Rynek walutowy wydaje się też sygnalizować lepsze czasy dla rynku akcji. Jeśli złoty się wzmacnia to oznacza, że zagranica znowu do nas wchodzi. Na jak długo? Pewnie na krótko, ale nie na dwa dni, a obecny okres wykorzystuje do akumulowania akcji. Fundusze zagraniczne liczą albo na dalszą hossę na rynkach rozwijających się albo na gwałtowniejsze odbicie, co w sumie różni się tylko długością trwania. Trzeba jednak pamiętać, że takie fundusze też się mylą, a swoje pomyłki naprawiają w sposób szybki i gwałtowny. Dlatego też uważam, że klucz do rynku akcji nadal znajduje się (pośrednio) na amerykańskim rynku obligacji. Jeśli tam rentowność przestanie wzrastać to u nas indeksy zaczną zwyżkować. Jeśli fakty w postaci danych makro zmniejszą znaczenie komunikatu Fed to ruch kapitałów w kierunku USA wywoła drugą falę przeceny złotego i akcji.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)