Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Winiecki
|

Winiecki: (Nie) cała władza w ręce rad

0
Podziel się:

Slogan rewolucji bolszewickiej: Cała władza w ręce rad zacznie być wkrótce - dzięki staraniom unijnych postępowców - realizowany w na terenie całej Unii.

Winiecki: (Nie) cała władza w ręce rad

Slogan rewolucji bolszewickiej: _ Cała władza w ręce rad _ zacznie być wkrótce - dzięki staraniom unijnych postępowców - realizowany w na terenie całej Unii.

W każdym przedsiębiorstwie zatrudniającym 50 i więcej pracowników powstaną w najbliższym czasie rady pracownicze. Choć wprawdzie mają one mieć kompetencje głównie informacyjno-konsultacyjne, to w rzeczywistości będzie to jeszcze jeden zbędny organ, który będzie musiało finansować przedsiębiorstwo.

ZOBACZ TAKŻE:

Strajk w Budryku kosztował 80 mln złotychTego rodzaju _ dar Danaów _ zawdzięczamy w szczególności Niemcom. Od nich zaczęło się to szaleństwo. Ich prawo o współdecydowaniu (Mitbestimmungsrecht) idzie jednak znacznie dalej, bo daje _ radzianom _ połowę miejsc w radach nadzorczych wielkich firm.

To zaś znakomicie spowalnia ich funkcjonowanie, gdy wszystko trzeba tłumaczyć ludziom - łagodnie mówiąc - nieprzygotowanym do podejmowania kluczowych decyzji ekonomiczno-finansowych. A do tego, stanowiąc kolejną reprezentację pracowników firmy, mają oni nierzadko interesy rozbieżne od właścicieli, interesując się bardziej np. zatrudnieniem niż zyskownością.

Mój kolega z Texas A&M University, prof. Pejovich, przeprowadził swego czasu badania porównawcze. Wynikało z nich, że niemieckie firmy, obarczone konsekwencjami Mitbestimmungsrecht, miały średnio o 25 proc. niższą zyskowność niż firmy z innych krajów zachodnich porównywalnej wielkości.

W Unii jako całości aż tak daleko - na szczęście! - nie zaszliśmy. Ale można sobie wyobrazić jak wielkim może to być obciążeniem dla średniej wielkości firm (50-249 zatrudnionych), kiedy takich _ radzian _ trzeba będzie zwalniać od pracy, by mogli pełnić swoje obowiązki członków rad i przygotowywać materiały o najważniejszych sprawach firmy dla potrzeb rad.

Proponuję, by związki pracodawców - a jeśli boją się to rząd, a jeśli boi się, to rzecznik praw obywatelskich - przy okazji tego nałożonego na przedsiębiorców garbu spróbowali skorygować aberracje, które są czymś typowo polskim.

W pierwszym rzędzie apeluję do polskiego parlamentu o zmianę ustawy o związkach zawodowych, która wprowadzi obowiązek - istniejący wszędzie! - samofinansowania się związków zawodowych ze składek członkowskich.

_ Niemieckie firmy, obarczone konsekwencjami Mitbestimmungsrecht, miały średnio o 25 proc. niższą zyskowność niż firmy z innych krajów zachodnich porównywalnej wielkości. _Tak jest bowiem choćby za miedzą w Czechach w prywatnym koncernie górniczym za południową granicą, gdy u nas w porównywalnej wielkością kompanii węglowej mamy dwadzieścia związków zawodowych, których funkcjonariuszy etatowych i wszystkie inne koszty opłaca przedsiębiorstwo. Włącznie z pokojami służbowymi dla każdego związku, a nawet - podejrzewam - z autobusami wypożyczanymi przez te pasożytnicze organizacje gdy chcą pojechać na jakąś demonstrację.

Kiedy parę lat temu największy niemiecki związek zawodowy, IG Metall, organizował akcje strajkową, trwała ona 3 dni i 4 godziny. Nie np. cztery dni, bo funduszu strajkowego, by zapłacić strajkującym równowartość straconych zarobków, starczyło tylko na tyle właśnie godzin. Ale u nas za strajk płacą podatnicy i dlatego związkowe pasożyty strajkowały w Budryku ponad 40 dni.

Autor jest profesorem ekonomii. W latach 1994-2003 był profesorem i kierownikiem Katedry Ekonomii na Europejskim Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Wykładał na uczelniach m.in. w Danii, Holandii i Stanach Zjednoczonych.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)