Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Arkadiusz Droździel
|

Winiecki: Nie grozi nam druga fala kryzysu

0
Podziel się:
Winiecki: Nie grozi nam druga fala kryzysu

Money.pl: Czy faktycznie grozi nam druga fala kryzysu, a takim właśnie zagrożeniem rząd tłumaczy celowość dalszego utrzymywania linii kredytowej z MFW?

*Jan Winiecki, członek RPP: *To nie jest tak, że nam grozi druga fala kryzysu, bo nam nie groziła specjalnie i pierwsza. A więc tym bardziej i druga nie jest zagrożeniem, biorąc pod uwagę fakt, że w najbliższych latach polska gospodarka będzie się rozwijać w tempie ponad 3 procent rocznie.

Jeżeli nic nam nie grozi to po co płacić co roku za obsługę tej linii kredytowej około 50 mln dolarów?

[

Winiecki: Druga fala kryzysu przed nami? Nic z tego! ]( http://www.money.pl/archiwum/felieton/artykul/winiecki;druga;fala;kryzysu;przed;nami;nic;z;tego,149,0,519061.html )

Nie można jednak wykluczyć, że spełnią się prognozy niektórych ośrodków analitycznych, że Europa Zachodnia może wejść ponownie w płytką recesję w drugim kwartale tego roku. A to zapewne odbiłoby się w jakimś stopniu negatywnie i na naszej gospodarce. A w takiej sytuacji linia kredytowa MFW byłaby dla nas swoistą polisą ubezpieczeniową.

Ubezpieczamy się przecież nie tylko od zdarzeń, których wystąpienie jest bardzo prawdopodobne, ale przede wszystkim od takich których możliwość wystąpienia jest bardzo niewielka. Przecież wykupujemy polisę na wypadek spalenia domu.

Czy koszt nie jest jednak zbyt wysoki?

Nie, bo za możliwość skorzystania z linii w wysokości 20 mld dolarów płacimy jedynie około 25 punktów bazowych (50 mln dolarów).

Czy nie obawia się Pan jednak tego, że amerykańska gospodarka ponownie pogrąży się w recesji? Przecież dane z niej napływające nie dają jednoznacznego sygnału, że recesję Amerykanie mają za sobą. Gdyby ten scenariusz miał się zrealizować to jego skutki odczulibyśmy także i my.

Nie ulega wątpliwości, że gospodarka amerykańska wyszła z recesji. Przecież w IV kwartale 2009 roku tempo wzrostu gospodarczego w skali roku wyniosło 5,6 procent. To jest bardzo ostre wyjście, biorąc pod uwagę, że w tym samy czasie w zamożnych krajach strefy euro wyniosło ono jakieś 0,1 procent.

Tak więc Amerykanie recesję mają za sobą, ale okupili to niesłychanie dużymi kosztami. Dlatego uważam, że w najbliższych latach świat zachodni będzie się rozwijał dużo wolniej niż przez poprzednie ćwierć wieku.

A czy zadłużenie Ameryki, które rośnie w gigantycznym tempie nie jest zagrożeniem dla jej wzrostu gospodarczego?

To jest problem prawie każdej zachodniej gospodarki. Tylko nieliczne się przed tym wybroniły, np. Niemcy. Natomiast większość gospodarek europejskich oraz amerykańska zapożyczyły się na ogromne kwoty. To zaś mocno ograniczy możliwość stymulowania ich gospodarek w przyszłości – co _ nota bene _ wyjdzie im tylko na zdrowie – ale równocześnie w najbliższych latach, a nawet dekadzie, będą się one rozwijać w tempie niższym niż w ostatnim ćwierćwieczu.

A i wtedy nie było ono zbyt imponujące, bo wynosiło w przypadku Europy Zachodniej średnio 2-2,5 procent i o 1 punkt procentowy więcej za oceanem. Przewiduję, że teraz bogate kraje europejskie będą notować co najwyżej 1,5 procent wzrostu PKB rocznie, a Amerykanie nie więcej niż 2,5 procent.

Czyli błędem była walka ze skutkami kryzysu przez finansowanie pakietów pomocowych z pożyczek?

Ależ oczywiście. Dla takich ekonomistów jak ja to było wiadome od początku. Co więcej w tym samym czasie ten szaleńczy rząd wprowadził nowe socjalne programy, które będą dodatkowo kosztować gigantyczne pieniądze i zwiększać deficyt oraz zadłużenie przez lata.

Jeżeli wszyscy się zadłużają, to kto jest pożyczkodawcą?

Należy pamiętać, że państwo to nie jedyny posiadacz pieniędzy. Chociaż zagląda ono bardzo bezwzględnie do kieszeni podatników i prywatnego biznesu, to mimo wszystko i jedni, i drudzy mają jeszcze jakieś pieniądze. I kupują obligacje skarbowe tego czy innego państwa.

Oprócz tego są kraje, które mają nadwyżki z wymiany handlowej. Nie chodzi tylko o państwa, ale i instytucje oraz firmy z nich pochodzące. Przykładowo japońskie firmy i banki za wpływy z eksportu kupują np. amerykańskie obligacje. Lepiej przecież kupić obligację wyżej oprocentowaną niż zdeponować te środki w banku na niski procent. A w ostatnim czasie nie ma zbyt wielu projektów inwestycyjnych, które gwarantowały by odpowiedni zysk przy rozsądnym ryzyku.

Wolniejsze tempo wzrostu gospodarczego w USA, a szczególnie w Europie będzie się musiało odbić na naszej gospodarce. Przecież do krajów Unii Europejskiej kierujemy większość naszego eksportu.

Jestem spokojny o nasz eksport w najbliższych latach, bo nawet jeśli gospodarki głównych odbiorców naszych towarów i usług będą się rozwijać o połowę wolniej, to nasz eksport do nich będzie też rósł o połowę wolniej, czyli 6-7 do 10-12 procent.

Skąd takie przekonanie?

W latach 2004-2007 nasz eksport rósł w tempie 14 do 23 procent, a wtedy tempo wzrostu gospodarczego w Europie Zachodniej wynosiło około 2,5 procent. Jeżeli więc spadnie teraz nawet o połowę to i wzrost eksportu o tyle powinien nam spaść.

Jak to przełoży się na tempo wzrostu naszej gospodarki?

Tak jak wcześniej powtarzałem, w najbliższych latach nie będziemy rozwijać się w tempie 6-7 procent, ale najwyżej ponad 3 procent rocznie.

A czy zagrożeniem dla naszych eksporterów nie jest umacniający się w ostatnim czasie złoty? To przecież powoduje, że spadają ich zyski.

To jest mantra podręcznikowa powtarzana przez wielu analityków i ekonomistów. Podręczniki nie zwracają jednak zbytniej uwagi na coś znacznie ważniejszego niż kurs: na wydajność pracy. Na potwierdzenie tego, proszę pamiętać, że złoty umacniał się najszybciej w historii, wtedy gdy nasz eksport rósł najszybciej!

Więc jest coś ważniejszego niż kurs, czyli koszty i wydajność pracy. Jeżeli ta druga rośnie szybciej od płac, to kurs walutowy ma raczej drugorzędne znaczenie dla opłacalności eksportu.

Grecja, Portugalia, Hiszpania, Irlandia, Włochy to państwa ze strefy euro, które już mają – jak Grecja – albo mogą mieć za chwilę duże problemy z finansowaniem swoich deficytów. To może zagrozić istnieniu euro jako waluty?

Kraj krajowi nie równy, Grecja jest dość szczególnym przypadkiem. Poza tym problemy strefy euro nie powstały teraz, lecz u jej zarania. Z jednej strony poprzez wprowadzenie wspólnej waluty chciano rozwijać integrację, ale równocześnie rządy nie chciały się pozbywać elementu suwerenności w postaci polityki fiskalnej. W tych warunkach wspólna waluta rodziła zagrożenie, że niektóre państwa będą chciały być _ pasażerami na gapę _. Wychodziłyby z założenia, że Niemcy będą w ryzach trzymać swój budżet, a oni nie.

Dzięki temu będą mogły przeznaczać z budżetu większe kwoty na wydatki, co przekładać się będzie na wyższy wzrost gospodarczy niż w państwach, które trzymałyby dyscyplinę budżetową. Gapowicze byliby przekonani, że ich działania są bezkarne, bo w imię wyższego interesu wspólnoty pozostali członkowie nie dopuściliby do wzrostu inflacji i prowadzili jednak bardziej restryktywną politykę.

Środkiem zapobiegającym temu miał być Pakt Stabilizacji i Rozwoju (PSiR), z jego ograniczeniami deficytu budżetowego do mniej niż 3 proc. PKB i karami finansowymi za zbyt wolny powrót do tego limitu (w wypadku wcześniejszego przekroczenia pułapu 3 proc. PKB).

Ale największe państwa, Francja i Niemcy, są poniekąd same sobie winne, gdyż podczas wcześniejszego, dużo płytszego spowolnienia nie chciały zbyt ostrych cięć wydatków i złagodziły nieco kryteria PSiR. I to mimo faktu, iż ich przekroczenia były rzędu 1,5-2 proc. PKB ponad ów pułap 3 procent. Tę atmosferę poluzowania kryteriów niektórzy – jak Grecja – uznali, że _ hulaj dusza, piekła nie ma _. I to jeszcze dużo przed ostatnim kryzysem.

Na szczęście, Niemcy jednak ocknęli się i powiedzieli: _ dość! _. Obecnie domagają się respektowania pierwotnych ostrych wymogów, bo zdali sobie sprawę, że to oni poniosą największe koszty utraty mocnej waluty, której potrzebę (od czasu hiperinflacji lat 20. XXw.) ma zakodowaną każdy Niemiec.

[

Noga: Rząd wprowadzi nas do eurolandu w 2016 roku ]( http://www.money.pl/archiwum/mikrofon/artykul/noga;rzad;wprowadzi;nas;do;eurolandu;w;2016;roku,156,0,585628.html )

Czyli nie powinniśmy w tych warunkach bać się zastąpienia złotego przez wspólną walutę?

Tak długo, jak strefa euro istnieje i nie rozrywają jej narodowe egoizmy, jest w naszym interesie, by być wewnątrz niej, a nie na zewnątrz. Euro stabilizuje gospodarkę kraju, którego 3/4 wymiany międzynarodowej jest właśnie z krajami tej strefy.

Według Pana druga fala kryzysu nam nie grozi, rośnie jednak prawdopodobieństwo, że w najbliższym czasie przekroczymy progi ostrożnościowe, co będzie w najgorszym przypadku skutkować ostrym cięciem wydatków budżetowych. Aby do tego nie dopuścić, co by Pan zalecił obecnemu rządowi – reformę finansów publicznych, czy może zniesienie tych ograniczeń?

Możliwości jest więcej. Moim zdaniem głównie dzięki szybszemu tempu wzrostu gospodarczego od zakładanego i znacznym wpływom z prywatyzacji uda się zapewne nie przekroczyć tych progów. W sytuacji, gdyby jednak się to nie udało, to apelowałbym, aby nie przekroczyć granic zdrowego rozsądku i pamiętać, że my i tak dzięki ostrożności mamy finanse publiczne w dużo lepszej kondycji niż zdecydowana większość państw europejskich.

A co do reform - gdyby istniała szansa ich przeprowadzenia, należy reformować. Ale ze względu na politykę obecnie takich możliwości nie ma. PiS będzie eksponować w wyborczej propagandzie bolesne konsekwencje reform, a nie pozytywne ich skutki. Dlatego rząd wybrał drogę małych kroków i próbuje zmieniać te obszary, gdzie ma na to realne szanse.

A może rząd powinien położyć na stół projekty ustaw, reformujących finanse publiczne i powiedzieć: sprawdzam?

To byłaby naiwność wysokiego stopnia. Na dobrą wolę opozycji nie ma bowiem co liczyć. A ułatwiłoby to tylko propagandę antyreformatorską w kampanii wyborczej. Wiadomo byłoby, co atakować.

W ostatnim czasie pojawiają się opinie, że za 20 lat polska gospodarka będzie na poziomie niemieckiej. Czy to jest realne?

Może nie za 20, ale za 30 lat jak najbardziej osiągnięcie niemieckiego poziomu PKB _ per capita _ jest możliwe. My jesteśmy krajem na dorobku, który rozwija się ciągle w tempie o 2-2,5 pkt. proc. więcej niż oni. Oczywiście jeżeli sami nie zmarnujemy tej szansy przez np. rozrastanie się biurokracji.

Raporty Money.pl
*Rostowski nie pobił rekordu zadłużania Polski * Tempo wzrostu długu publicznego szybsze było za rządów liberalnej minister Zyty Gilowskiej.
*Trudno liczyć na miliardy z reform Rostowskiego * Trudno liczyć na miliardy z reform Rostowskiego fot: kprm.gov.pl Do 2012 roku rząd chce zaoszczędzić na wydatkach z budżetu 11,6 mld złotych.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)