Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Winiecki
|

Winiecki: Państwo "cóśdaków" kontra państwo wolności

0
Podziel się:

Niezależnie od hałasu wzniecanego co chwilę przez populistyczną koalicję, gospodarka idzie - bo musi iść - swoim normalnym torem.

Winiecki: Państwo "cóśdaków" kontra państwo wolności

Niezależnie od hałasu wzniecanego co chwilę przez populistyczną koalicję, gospodarka idzie - bo musi iść - swoim normalnym torem. Najlepiej z tego powodu ma się prywatny sektor w gospodarce. Gdy politycy walczą o przetrwanie, przywileje i inne apanaże, nie psują prawa i nie utrudniają (więcej niż dotychczas) życia przedsiębiorcom. I m.in. dlatego gospodarka rozwija się tak dobrze.

Bowiem politycy (na szczęście!) tylko m ó w i ą, co będą poprawiać w gospodarce. Trochę to przypomina rozmowę ginekologa z zamężną pacjentką. Lekarz stwierdza w czasie badania, że mimo kilku lat związku małżeńskiego jego pacjentka jest nadal _ virgo intacta _. Pacjentka tłumaczy: „Mój mąż, panie doktorze, jest wybitnym teoretykiem-metodologiem. Siada na brzegu łóżka i opowiada, jak on to będzie robić..." Politycy na szczęście często nie mają już czasu by swoje obietnice w prowadzać w czyn. Przedsiębiorcy, inaczej niż owa pacjentka, są z tego dość zadowoleni.

Liczni politycy uważają, całkiem szczerze, że oni troszczą się najbardziej o społeczeństwo. A to obiecają niektórym wyższe emerytury, a to jakąś wcześniejszą ucieczkę z pracy w postaci emerytur pomostowych, a to jakieś zasiłki mieszkaniowe, tanie książki, a państwowym „kulawym gęsiątkom" (żeby znowu nie robić aluzji!) dotacje na przetrwanie.

Politycy wiedzą intuicyjnie, że obiecywanie kolejnym grupom roszczeniowym kolejnych ulg, przywilejów i subsydiów uzależnia te grupy od tych, którzy mogą im „cóś dać", że użyję _ warsiawskiego _ akcentu. No i tabuny takich „cóśdaków" głosują potem na tych, którzy owe obiecanki składają.

„Cóśdaki" niestety nie pamiętają tego, co mówi ludowe porzekadło na temat obiecanek-cacanek i komu one przynoszą (na krótko!) radość. A szkoda, bo słuchając głosu ludzi, którzy wiedzą, że „nie istnieje obiad za darmo" (tak mawiał noblista Milton Friedman), oszczędzili by sobie późniejszych rozczarowań.

Trzeba będzie bowiem zapłacić za te przywileje wyższymi podatkami. A tym „cóśdakom", którzy myślą, że to inni zapłacą wyższe podatki, a im się upiecze, bo mało zarabiają, zwracam uwagę, że płaci się na wiele sposobów, a podatki są tylko jednym z nich. Płaci się np. wyższą inflacją, a tu już najczęściej płacą biedniejsi, bo z reguły rosną ceny artykułów pierwszej potrzeby. Ceny antyków, czy biletów do opery nie wpływają na wskaźnik cen detalicznych...

Podręcznikowym przykładem kosztów populistycznego rozdawnictwa, płaconych przez najbiedniejszych, jest historia Peru z czasów pierwszej prezydentury niejakiego Garcii. Otóż ten obrońca najbiedniejszych zabrał się z takim rozmachem do zwiększania wydatków budżetowych, drukowania pustego pieniądza przez bank centralny, do regulowania i nacjonalizowania gospodarki, że doprowadził do czterocyfrowej inflacji, wyczerpania się dewiz w handlu zagranicznym i kompletnego „wyschnięcia" importu oraz do drastycznego spadku produkcji. W efekcie, po 5 latach takich rządów, średnia płaca spadła tam o 40%, a płace najniższe aż o 60%!!

Zakładając, racjonalnie, że do peruwiańskich rozmiarów katastrofy u nas nie dojdzie, warto jednak przypomnieć, że za ekscesy budżetowe płaci się też w jeden jeszcze, mało postrzegany, lecz wielce dotkliwy sposób. Otóż długie lata wysokiego udziału wydatków publicznych w produkcie krajowym, owocują - jak w kontynentalnej Zachodnie Europie - postępującym spowolnieniem tempa wzrostu gospodarczego, a więc i tempa wzrostu zamożności.

Jan Winiecki jest profesorem ekonomii. W latach 1994-2003 był profesorem i kierownikiem Katedry Ekonomii na Europejskim Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Wykładał na uczelniach m.in. w Danii, Holandii i Stanach Zjednoczonych.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)