Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Winiecki
|

Winiecki: Po co budować drogi? Wystarczy stawiać radary!

0
Podziel się:

Nasze władze doszły najwyraźniej do wniosku, że z budową dróg jednak sobie nie poradzą. Znalazły więc alternatywne rozwiązanie.

Winiecki: Po co budować drogi? Wystarczy stawiać radary!

Nasze władze doszły najwyraźniej do wniosku, że z budową dróg jednak sobie nie poradzą. Znalazły więc alternatywne rozwiązanie: zamiast tysięcy kilometrów autostrad będziemy mieć tysiące radarów, dzięki czemu nasze drogi i ulice staną się bezpieczniejsze - oczywiście według jakiegoś branżowego trustu móżdżków.

Otóż informuję móżdżków z trustu, że *nie *będzie. Z bardzo prostych powodów. Ludzie w innych krajach, na zachód od Polski, mają zaufanie, że jeśli jest znak drogowy: _ Ograniczenie prędkości do 30 km/godz. _ (czy 50 km/godz.), to mogą wierzyć, że jest ku temu jakiś powód.

U nas natomiast powód albo jest, albo go nie ma. Po prostu, ktoś zapomniał usunąć znak po robotach drogowych (które skończono parę lat wcześniej), albo właściciele stacji benzynowej załatwili z lokalną władzą, żeby ustawić znak: _ Zwolnij _, bo jak ktoś zwolni, to może i rzuci okiem na licznik paliwa i zatankuje właśnie tam.

Na trasie katowickiej, z Warszawy czy Łodzi, każda wieś ma prawo przejazdu w poprzek drogi. Lat temu kilkadziesiąt, gdy furmanką telepało się powoli, prawo przejazdu w poprzek drogi znacznie ułatwiało życie. Dzisiaj, gdy niemal każde gospodarstwo ma samochód, jest to utrudniający jazdę anachronizm; każdy co chwila musi zwalniać do 70 km na godzinę i potem znów przyspieszać.

Do tego dodajmy przecudowną zabudowę polskich wsi, które ciągną się wzdłuż każdej szosy. Oznacza to, iż na wzmiankowanej trasie katowickiej właściwie niemal cały czas jedzie się wzdłuż _ obszaru zabudowanego _, który wymaga jeszcze niższej prędkości.

Dlatego w warunkach braku porządnych dróg i autostrad ludzie dalej będą jeździć szybciej niż pozwalają na to znaki drogowe. Inaczej musieliby jechać np. z Warszawy do Katowic 8-9 godzin. A koszty mandatów za _ nadmierną _ prędkość potraktują, używając terminu z księgowości, jako koszty uzyskania.

Nawet obecny rząd, uważany - tylko w części słusznie - za liberalny brnie w tę samą ślepą uliczkę coraz wyższych kar, zamiast zmiany realiów i, co jeszcze ważniejsze, zmiany sposobu myślenia o regulowaniu rzeczywistości.

Nie jest bowiem przypadkiem, że pod względem przeregulowania gospodarki jesteśmy na świecie, w różnych rankingach, między 60. a 90. miejscem. To, po prostu, wynika z naszej prawdziwej natury, w której nadal silne są azjatyckie ciągoty państwa patrymonialnego, w którym wszystko i wszyscy zależą od i należą do władcy.

I jest rzeczą najzupełniej obojętną, czy dotyczy to karania kierowców zamiast budowania dróg, czy wymuszania na przedsiębiorcach, by nieustannie udowadniali (na piśmie!), że żaden z nich nie jest wielbłądem, czy kontrolowania tego, co kto kupuje na lotnisku (ostatnio musiałem pokazać kartę pokładową, aby w locie krajowym kupić gazetę!!).

Ważne jest jedno. Wszystkie te urzędowe interwencje pokazują, że w Europie jesteśmy tylko _ de iure ; _ de facto _mentalnie _ciągle tkwimy w Azji Zachodniej.

Autor jest profesorem ekonomii. W latach 1994-2003 był kierownikiem Katedry Ekonomii na Europejskim Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Wykładał na uczelniach m.in. w Danii, Holandii i Stanach Zjednoczonych.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)