Niestety, coraz więcej jest wiadomości źle wróżących na przyszłość, nawet jeśli rządzący są wręcz zachwyceni stanem gospodarki (do której dobrego stanu nie dołożyli nawet jednej cegiełki!).
Przede wszystkim narastają nierównowagi w gospodarce, których pierwsze niekorzystne efekty już przekładają się na stopniowy wzrost inflacji. W ciągu roku bieżąca inflacja wzrosła z 1,0 proc. średniorocznie w 2006 roku do 2,2 proc. w I półroczu b.r. w stosunku do I półrocza 2006 roku i do 2,6 proc. w czerwcu w stosunku do czerwca ubiegłego roku.
Trend inflacji jest wyraźnie wznoszący. Ceny w przemyśle na razie jeszcze nie rosną zbyt gwałtownie (mniej więcej w tempie inflacji cen artykułów konsumpcyjnych), ale w budownictwie szybko i coraz szybciej: w czerwcu do czerwca ub.r. aż o 8,7% rocznie. Ceny w przemyśle też, niestety przyspieszą, a to dlatego, że od paru miesięcy wzrosty płac są wyższe niż wydajności; czyli wzrosną jednostkowe koszty produkcji, a następnie ceny. W sektorze usług płace już od dawna rosną szybciej niż wydajność pracy.
_ W ciągu roku bieżąca inflacja wzrosła z 1,0 proc. średniorocznie w 2006 roku do 2,2 proc. w I półroczu b.r. w stosunku do I półrocza 2006 roku. _Inflacja w przyszłości będzie więc nadal szła w górę, tyle że szybciej. I nie tylko dlatego, że wskazują na to dane z najbliższej przeszłości oraz oczekiwania kontynuacji tych trendów w najbliższej przyszłości. Podstawą do oczekiwania dalszego wzrostu inflacji jest polityka gospodarcza. Od dłuższego czasu bowiem i polityka fiskalna, i monetarna są ekspansywne, co jest tym bardziej szkodliwe, że znajdujemy się w fazie silnego ożywienia. To jest tak, jak gdyby gasić pożar benzyną!
Polityka fiskalna jest zdecydowanie bardziej szkodliwa na długą metę. Charakteryzuje ją:
- - tendencja do wzrostu wydatków publicznych w okresie bardzo wysokiej koniunktury (oddziaływanie procykliczne, czyli klasyczny błąd w sztuce!);
- - tendencja do rozszerzania liczby obszarów wydatków publicznych, w myśl populistycznej zasady „dla każdego (czyli dla każdej grupy wyborców) coś miłego”, jak również
- - nieuzasadniony optymizm, że gospodarka będzie w stanie finansować nowe lub zwiększone zobowiązania także w latach wolniejszego tempa wzrostu, czy (nie daj Boże) głębszej recesji.
Przy takiej dyspozycji psychicznej rządzących trudno ocenić, jak wielkie są zagrożenia w średnim okresie, skoro nie wiadomo, czego jeszcze nie wrzucą do wydatków budżetowych rządzący.
Z polityką monetarną nie jest aż tak źle, ale Rada Polityki Pieniężnej przegapiła odjeżdżający pociąg inflacji i teraz może już tylko reagować po fakcie, czyli dusić inflację, gdy ona już jest i rośnie (co jest kosztowniejsze). Tyle, że nawet zauważywszy presję inflacyjną, zamiast duszenia ogranicza się raczej do zagłaskiwania inflacji, grożąc jej paluszkiem w postaci dwóch podwyżek stopy procentowej po ćwierć procenta.
A skoro i polityka fiskalna, i polityka monetarna nadal poganiają – i tak już rozpędzoną – gospodarkę, to po przyspieszeniu wzrostu gospodarczego możemy oczekiwać twardego lądowania. Być może nawet w przydrożnym rowie.
Jan Winiecki jest profesorem ekonomii. W latach 1994-2003 był profesorem i kierownikiem Katedry Ekonomii na Europejskim Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Wykładał na uczelniach m.in. w Danii, Holandii i Stanach Zjednoczonych.