*Włochy toną w długach i na gwałt potrzebują reformy emerytalnej, przekonuje dziennik "Financial Times". Tymczasem zachowawczy Romano Prodi gra na zwłokę. *
Włochy są w poważnych tarapatach. Jeśli centro-lewicowemu rządowi Romano Prodiego nie uda się przeprowadzić radykalnej reformy emerytalnej, kraj z zadłużeniem sięgającym 107 proc. PKB (!) czeka mroczna przyszłość. Przyczyny? Wyjątkowo niski wiek emerytalny, rosnąca oczekiwana długość życia, unikanie podatków.
_ Reforma jest priorytetem każdego gabinetu od 15 lat. Mimo to nie została jeszcze przeprowadzona. _ Romano Prodi jest w bardzo trudnej sytuacji - musi pogodzić interesy rynków finansowych, a także oczekiwania elektoratu. Do tego wszystkiego w jego rządzie zasiadają też komuniści.
Niektórzy posłowie domagają się zmian już teraz: "Kraj potrzebuje reformy emerytalnej. Nie możemy przekładać je do wyborów lokalnych w czerwcu", argumentuje centrolewicowy poseł Massimo Donadi.
Jak na razie Prodi nie robi nic. Bazuje jedynie na reformie poprzednika Silvio Berluscioniego, która zakłada zwiększenie wieku emerytalnego z 57 do 60 lat od początku przyszłego roku.
Będzie tylko gorzej
Według Grupy Roboczej ds. Starzejących się Społeczeństw, która doradza Unii Europejskiej wydatki Włoch na emerytury wzrosną do 2050 roku z 14,2 do 14,7 proc. PKB.
_ Już teraz zaledwie 30 proc. Włochów w wieku od 55 do 64 lat pracuje. _Jednak znacznie bardziej alarmujące są dane dotyczące rosnącej liczby emerytów. Obecnie stanowią około 30 proc. pracujących. W 2050 roku odsetek ten wzośnie do 65 proc.
"Financial Times" ocenia, że znany z ostrożności Prodi zaproponuje zestaw reform systemu emerytalnego za 3-4 lata, kiedy będzie kończył pięcioletnią kadencję.