Inwestorzy to mają stalowe nerwy - ci co zarabiają oczywiście. Bo reszta chwieje się jak ta leszczyna z piosenki. Raz w lewo, raz w prawo - za każdym razem z mniejszą zawartością w portfelach.
Wszystko, jak zwykle w gospodarce światowej, zaczyna się i kończy w Nowym Jorku. To tam, za oceanem, koniunktura pustego pieniądza przestała się kręcić. Kredyty hipoteczne zaczęły dostawać się w coraz pośledniejsze ręce i niczym piach w trybach zacierały rozpędzoną maszynę gospodarki.
ZOBACZ TAKŻE:
Fed powinien podnosić stopy Pierwsze objawy tego zacinania, to kłopoty z płynnością instytucji pośredniczących na rynkach finansujących rynek nieruchomości. Pusty pieniądz alokowany na nim w nadmiarze i w dodatku coraz bardziej nieefektywnie zaczyna potrzebować coraz większej ilości kolejnych pieniędzy, aby ta gra-show toczyła się dalej.
Póki jeszcze nie ma wysokiej inflacji (ponad 4 procent), zaś stopy procentowe na świecie nie przekraczają 7, to wszyscy wpatrzeni są w koniunkturę, wzrost wydajności pracy i Azję z jej wyścigiem szczurów.
ZOBACZ TAKŻE:
Mamy ciężkie czasy - trzeba robić zapasy cukruPierwszym sygnałem niepokoju jest cena surowców, których podaż nie nadąża za sztucznie kreowanym popytem. Następne w kolejce są rynki nieruchomości - napompowane rekordowo wysoko w swojej historii oraz sektor banków je finansujący na kredyt. Jeśli ten dostanie zadyszki rozpocznie się pompowanie pieniądza na wzór wielkiego balonu, dopóki wytrzyma i nie pęknie - jeśli zwyciężą populiści.
Druga możliwość to schłodzenie światowej gospodarki, podniesienie stóp i ściągnięcie tej masy zadrukowanego papieru z rynku.
Ostatni rok to było takie nieśmiałe schładzanie gospodarki, które jednak przebiegało z wielkimi oporami i zbyt późno. Dawały jednak one względne poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji oraz nadzieję, że dekoniunktura jakoś rozejdzie się po kościach. Teraz okazało się jednak, iż górę wzięła polityka.
_ "Czasy łatwego zarabiania powoli się kończą, nadchodzą czasy ryzyka i wiedzy. Ale nawet wiedza nic nie pomoże, kiedy dominować zaczyna spanikowane stado leszczy, które tratuje się nawzajem w ucieczce przed spadkami." _
Panikujące media, masy spekulantów amatorów, podmioty finansowe, które nie przewidziały tak szybkiego zwrotu akcji, wymusiły na decydentach zmianę sposobu działania. Na samobójczy niestety. Rozpoczęło się pompowanie pieniądza w mający coraz większe problemy z płynnością światowy system finansowy.
Codziennie słyszymy o dziesiątkach miliardów, które płyną z banków centralnych wielkich tego świata. I giną pochłaniane przez coraz szybciej pędzący na dno przepaści rynek konsumpcji na kredyt - który w wielu przypadkach nie zostanie nigdy spłacony.
Na domiar złego odchodzi się od polityki ściągania nawisu, USA obniżają stopy o 50 punktów, bez dania racji - mając kłopoty z budżetem, handlem zagranicznym, walutą i inflacją. Europa zapowiada, że wstrzyma się z podwyżkami, Azja - która nie ma już z czego obniżać, albo prowadzi politykę sztucznego kursu i oderwanych od rzeczywistości stóp procentowych (Chiny) - odczuwa kryzys najdotkliwiej.
Na razie, w krótkim kryzysie spadki zostały zażegnane, tylko co potem? Czy Chiny i eksporterzy ropy naftowej są w stanie sfinansować i wchłonąć kolejne tony zadrukowanego papieru? Jeśli nie, to już za niespełna pół roku będziemy mieli powtórkę z rozrywki, tylko w zacznie poważniejszej skali.
Autor jest doktorem nauk ekonomicznych,
pracownikiem Uniwersytetu Łódzkiego.