Wraca komuna. W PiS-ie i w Kościele

A wystarczyło, żeby wzięli przykład z naczelnego inkwizytora PiS-u Karola Karskiego. Doktor habilitowany nauk prawnych opanował do perfekcji metodę powszechnie w tej branży stosowaną. Idzie w zaparte bez względu na fakty. Włodzimierz Czarzasty przypomina mu aktywność w Stowarzyszeniu Ordynacka, na co indagowany odpowiada, że to kłamstwo. Zaplątał się przypadkiem na jednym zebraniu. Pewnie pomylił lokale w jedynie słusznej drodze do Jarosława Kaczyńskiego.

Podobnie na Cyprze, gdzie Karski zamiast do windy, wsiadł na wózek golfowy. Ciemno było, więc nie zorientował, a że wcześniej takiego pojazdu nie prowadził, zatrzymał się na płocie. Bezczelny hotelarz nie tylko posła za incydent nie przeprosił, ale jeszcze wyegzekwował w sądzie odszkodowanie.

Odnośnie potwarzy Czarzastego, Karol Karski zaklina się, że zna szefa Ordynackiej tylko z telewizji, mimo że razem studiowali i musztrowali się w tej samej jednostce Zrzeszenia Studentów Polskich. Więcej - najwyższy sędzia PiS-u miał być przewodniczącym komisji rewizyjnej w centrali ZSP, czego akurat nie powinien się wypierać. To w końcu dowód wierności życiowym wyborom oraz wieloletniej służby na rzecz prawa i sprawiedliwości.

*Czytaj w Money.pl *
Mularczyk: Muszę się zastanowić, czy pójdę za Ziobro
Gdyby Ziobro, Kurski i Cymański choć trochę zaczerpnęli ze skarbnicy doświadczeń Karskiego, nie mielibyśmy zadymy, jaka będzie rozsadzać przestrzeń publiczną przez najbliższe miesiące, a może i lata. Wystarczyło oświadczyć, że wcale nie mówili tego, co mówili, a naczelny inkwizytor musiałby oddać pole. Prezes Kaczyński miałby święty spokój, zaś PiS kolebałby się do kolejnych przegranych wyborów.

Teraz wychodzi na to, że wróg był bliżej niż się prezesowi w najczarniejszych snach mamrotało. A gdy już zrzucił maskę, od razu wypełzły widma PRL-u. Jarosław Kaczyński niczym pierwszy sekretarz w otoczeniu miernych, biernych, ale wiernych. Demokracja też socjalistyczna. Można mieć własne zdanie, pod warunkiem, że jest ono zgodne ze zdaniem prezesa i nie odstaje od jedynie słusznej linii. Dysydent Ziobro nie omieszkał przypomnieć, że nikt dotąd nie przelał za PiS tyle krwi co on. Do końcowego boju została cała kadencja, więc trup będzie się pewnie słał gęsto.

Na drugiej stronie czytaj, jakich forteli używają media, by słuchać Bonieckiego

PRL w ostatnich dniach powraca z wyjątkową mocą. Jakby następowało przebicie w czasoprzestrzeni. Historia ma jednak to do siebie, że przy powtórkach staje się przeważnie parodią.

W stanie wojennym społeczeństwo manifestowało sprzeciw, wpinając w klapy marynarek oporniki. Dziś redakcja _ Tygodnika Powszechnego _ drukuje dla czytelników naklejki wyrażające solidarność z ks. Adamem Bonieckim, któremu knebel nałożył prowincjał Zgromadzenia Księży Marianów. Zakonny cenzor nie przewidział jednak sytuacji, że kamery zarejestrują spotkanie kapłana z czytelnikami w bibliotece. Jedna ze stacji TV przekazała w ten sposób odpowiedzi ks. Bonieckiego na pytania, których nie mogą mu zadać dziennikarze.

Podobnie jak Jacek Kurski prowincjał wyszedł na osobę kiepskiej wiary. W zapobiegliwość mediów i w przewrotność historii. 20 lat temu nikt chybnie przypuszczał, że walcząc o wolność słowa media będą musiały używać podobnych podstępów, jak Kościół podczas walki ze zniewoleniem w PRL.