Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Piotr Pilewski
Piotr Pilewski
|

Zyta Gilowska: Czuję się jak Jodie Foster

0
Podziel się:
Zyta Gilowska: Czuję się jak Jodie Foster

Dowiedzieliśmy się, że kilka miesięcy temu prawdopodobnie była Pani przesłuchiwana, jakie pytania Pani zadawano? Co Pani ma do powiedzenia inwestorom?

Zyta Gilowska, była minister finansów: Zacznijmy od inwestorów. Apeluję, żeby byli spokojni, polska gospodarka jest w znakomitym stanie. Wykonywanie budżetu idzie bardzo dobrze. Na horyzoncie nie widać niczego, co mogłoby zachwiać zaufaniem inwestorów do Polski, jako miejsca lokowania kapitału. Nic złego się w tej chwili nie dzieje i nie powinno się dziać w ciągu najbliższych miesięcy.

Nie byłam przesłuchiwana. 5 miesięcy temu byłam poproszona przez
Gilowska: Rozmawialiśmy o moich prywatnych sprawachzastępcę rzecznika na rozmowę. Interesowało go głównie, co ja robiłam wtedy, kiedy mogłam być tajnym współpracownikiem. W tle tej rozmowy nie było sprawy obyczajowej, pieniędzy szantażu, niczego.

Miałam w swoich otoczeniu na pewno jednego pracownika aparatu SB. Nie byłam tego świadoma. Podobno zbierał na mnie jakieś papiery. Pytany przez rzecznika, „po co to robił?” odpowiedział „żeby mnie chronić”. Zaśmiałam się. W 1987r. nic mi nie groziło – chyba tylko to, że w sklepie nie dostanę wołowego z kością.

Czy pamięta pani jakieś wydarzenie, spotkanie, rozmowę, które mogły dać jakąkolwiek podstawę do wysuwania tego rodzaju oskarżeń?

Nigdy nie ubiegałam się o paszport, o stypendium, o staż, o talon na
Gilowska: Czuję się jak Jodie Foster samochód, nie ubiegałam się o mieszkanie, nie działałam w podziemiu, nie byłam wzywana na SB, nigdy nie byłam przesłuchiwana. Byłam jak miliony Polaków w tym czasie absolutnie niezadowolona z tego co się dzieje. Nie byłam obiektem żadnego szantażu o charakterze obyczajowym, pieniężnym i innym, stąd jestem zdziwiona.

Postawiła przed chwilą Pani poważne zarzuty. Czy łączy Pani z tą akcją tylko Rzecznika Interesu Publicznego, czy ewentualnie polityków?

Gilowska: Chcę, żeby ta sprawa wyszła na jaw Nie wiem. O wszystkim dowiaduję się przez osoby trzecie. Wiem, że przez 10 dni, które minęły przesuwane były terminy, kiedy to rzecznik na pewno skieruje wniosek do sądu. Tym terminom towarzyszyło oczekiwanie na moją dymisją. Ja z kolei wiedziałam, że dymisji być nie może, ponieważ byłaby to ucieczka, przyznanie się do winy, a także całkowite odcięcie sobie możliwości zapoznania się z dokumentami.

Czy jacyś politycy w rozmowach z panią, w przeciągu minionych kilkunastu dni sugerowali, że lepiej będzie, jeśli złoży pani dymisję?

Oczywiście, że nie odpowiem na to pytanie.

Dlaczego „oczywiście”?

Oczywiście, dziękuję.

Komu mogło zależeć na Pani dymisji?

Kochani, przecież doskonale wiecie, że od kilkunastu tygodni praktycznie jestem w sytuacji człowieka, który ucieka przed lokomotywą. I właśnie
Gilowska: Wielu mogłam się narazić okazało się, że naprzeciwko też pędzi lokomotywa. Okoliczności, które by usprawiedliwiały oczekiwanie, że stąd zniknę są liczne. Jeśli nie zdołałam dojść do ładu z tym, co jest w tych papierach i nakłonić rzecznika żeby mi je pokazał, jakiego rodzaju „fałszywki” tam są, bo jestem przekonana, że jeżeli coś jest to właśnie są to „fałszywki”… To jak Pan sądzi, że zdołam dojść, kto za tym wszystkim stoi? Nie zdołam.

Czy przynajmniej poinformowano Panią, dla jakich służb miała pracować?

Nie. Jedyny człowiek, którego nazwisko padło, był mężem mojej przyjaciółki - znałam go kilkanaście lat temu, a przyjaciółkę trzy lata dłużej – podawał się zawsze za osobę, która zajmuje się przestępstwami gospodarczymi i nic więcej nie wiem. Sądziłam, że jest milicjantem w cywilu.

Czy za kilkanaście miesięcy dopuszcza pani możliwość powrotu na stanowisko ministra finansów?

Ja zamierzałam stąd wiać od jakichś dwóch miesięcy. Mieliście czasami dobre informacje. Stawianie się przed tą pędzącą lokomotywą… Dzisiaj nie miałabym ochoty na coś takiego.

Czy czuje Pani poparcie ze strony premiera Kazimierza Marcinkiewicza i liderów PiS?

Gilowska: Jesteśmy na etapie rosołu Nie ulega żadnej wątpliwości, że ta sprawa jest bardzo delikatna i kłopotliwa dla Prawa i Sprawiedliwości. Jest to ugrupowanie, które walczy bardzo ostro o poszerzenie zakresu lustracji w Polsce, w związku z tym, historia jest jak puszczenie bąka w salonie – straszna rzecz. Teraz jestem przekonana, że należy pokazać wszystko.

Czy wolałaby Pani, żeby postępowanie toczyło się przed sądem lustracyjnym, czy cywilnym?

Nic bym nie wolała, chciałabym jak najszybciej zobaczyć te kwity. Jest mi
Gilowska: Nie jestem i nigdy nie byłam księdzem wszystko jedno, czy wraz ze mną zobaczy je 20 milionów Polaków, czy trzy osoby, bo dzisiaj rozumiem ileś osób je zna, tylko nie ja. Mogę je opublikować, mogę to pokazać w internecie, jest mi wszystko jedno… Chcę wiedzieć.

Kiedy po raz pierwszy dotarły do Pani sugestie, że kłamała Pani w swoim oświadczeniu?

Gilowska: Byłam tym bardzo zdumiona Sugestie przedstawił publicznie poseł Wrzodak na konferencji prasowej w Sejmie, zarzucając mi układ z SLD, że niby jestem skłonna poprzeć plan Hausnera, w zamian za zablokowanie mojego procesu lustracyjnego. (Zobacz także wywiad Money.pl z Zygmuntem Wrzodakiem)

Dlaczego nie złożyła Pani wniosku do IPN o status osoby pokrzywdzonej?

Złożyłam ten wniosek. Była odpowiedź, że statusu pokrzywdzonego mieć nie mogę, z sugestią, że po prostu nic nie ma. Nie ma papierów; nie byłam śledzona; nie byłam obiektem czegokolwiek; taka była sugestia.

wiadomości
wywiad
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)