Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Tomasz Bodył
Tomasz Bodył
|
aktualizacja

Zakaz handlu nie dla nich. W niedziele Topaz sprzedaje w najlepsze

100
Podziel się:

Marketu Topaz w Radzyniu Podlaskim zakaz handlu nie obowiązuje. Zrobiliśmy zakupy w niedzielę w prawdopodobnie największym sklepie w Polsce otwartym siedem dni w tygodniu.

Na parking cały czas podjeżdżają kolejni klienci.
Na parking cały czas podjeżdżają kolejni klienci. (Tomasz Bodył, Tomasz Bodył)

W niedzielne przedpołudnie cały parking przed Topazem zastawiony jest samochodami. Klientów nie brakuje - drzwi się właściwie nie zamykają, bo cały czas ktoś wchodzi lub wychodzi. Nic nie przyszło jednak samo - po to, żeby w niehandlowe niedziele sklep był normalnie otwarty, potrzebny był wyrok sądu. Właśnie się uprawomocnił.

Zdania są podzielone

Przez Topazem w ogóle nie czuć niedzieli. Parking wygląda dokładnie tak samo, jak każdy plac w tygodniu przed jakimkolwiek dyskontem czy marketem w Polsce. Cały czas wjeżdżają kolejne samochody. Sądząc po rejestracjach, raczej miejscowi. Niektórzy tankują, inni idą od razu do sklepu, dużym powodzeniem cieszy się też myjnia bezdotykowa.

Ciekawe, że dwaj pierwsi klienci Topazu, z którymi rozmawiamy, są… zdecydowanymi przeciwnikami handlu w niedziele.
- Niedziela powinna być dniem odpoczynku z rodziną - mówi zdecydowanie pan Paweł.
- Ale gdyby tak było, nie zrobiłby pan teraz zakupów - delikatnie kontrujemy.
- Oj, wie pan, teściowa przyjechała, zaraz jedziemy na cmentarz, wpadliśmy kupić jakieś drobiazgi - tłumaczy.

Podobnie mówi drugi klient sklepu. Też wpadł po drodze.
- Powinno być jak za komuny. Wtedy wszystkie sklepy były zamknięte i wszystkim to odpowiadało.

Jak się okazało, na tym jednak lista zdecydowanych przeciwników handlu w niedziele wśród naszych rozmówców się wyczerpała. Inni znacznie to tonują:
- Uważam, że jeden duży sklep w mieście w niedzielę powinien być otwarty. Na zasadzie dyżuru, tak jak apteki - mówi mężczyzna, który pakuje niewielkie zakupy do samochodu.

Zobacz także: Zobacz także: Premier zapowiada "przegląd" zakazu handlu. Ekspert: trzeba zrobić to, co na Węgrzech

Auta na parkingu wyglądają tak, jak w całej Polsce przed dyskontami. Stare i wysłużone, ale też nowe i drogie. Do jednego z tych przeciętnych wsiada pani Magda. Nie ma czasu rozmawiać, bo… właśnie jedzie do pracy. Wpadła tylko po drodze kupić coś do jedzenia.

- Ja jestem za zakazem handlu w niedziele, ale pod warunkiem, że nie będzie żadnych wyjątków. Dlaczego ja mam pracować, a w sklepach mają wolne? Czym różni się praca pani w sklepie od pracy kogoś, kto pracuje np. w cukierni - mówi i odjeżdża.

W niedzielę market jest otwarty do 8 do 20. Po zakupy przyjeżdżają całe rodziny, ale są też pojedyncze osoby. Niektórzy mają całe wózki pełne kupionego towaru, inni jedynie pojedyncze sztuki w małych siatkach. Nierzadko jest to wyłącznie czteropak piwa. Niektórzy wolą go kupić na stacji benzynowej, płacąc za paliwo, niż w sklepie. Po co dwa razy stać w kolejce?

Z reklamówki pani Agnieszki wystają raczej przekąski niż artykuły pierwszej potrzeby. Od razu też się przyznaje, że na zakupy przyszła, bo jest ładna pogoda i chciała się przejść.

- Uważam, że sklepy powinny być w niedziele otwarte. Przez wiele lat sama pracowałam w markecie, również w niedziele, i w ogóle mi to nie przeszkadzało. Moim zdaniem powinien o tym decydować właściciel sklepu, a nie rząd.

- Oczywiście, że sklepy w niedziele powinny być otwarte - mówi pan Radek, pakując do bagażnika zgrzewkę wody mineralnej. Przyjechał tu z żoną z drugiego końca miasta. - Czasem w tygodniu po prostu nie ma kiedy zrobić zakupów. Jeszcze u nas jak u nas, ale w większych miastach ludzie naprawdę na to nie mają czasu.

- Mąż wyjeżdża jutro na cały tydzień do pracy - dodaje żona pana Radka. - To nie jest tak, że przyjeżdżamy tu co niedzielę na duże zakupy, ale akurat dziś musieliśmy.

Pan Szczepan pali papierosa na parkingu przy samochodzie, czeka na żonę, która robi zakupy. Na co dzień pracuje w Danii, ale, jak mówi, odniósł kontuzję, wraca do zdrowia i dlatego jest w Polsce.
- Tam w niedziele sklepy są normalnie otwarte. Te małe, ale też normalne, sieciowe i nikt nie ma z tym problemu. U nas powinno być tak samo. Dziś mamy z żoną 40. rocznicę ślubu. Teraz zakupy, potem jedziemy na cmentarz, a po południu do teściowej - dodaje.

Rekordowe utargi

W sklepie nie ma tłumów, ale klientów jest sporo. Cały czas kilka osób stoi przy kasie. Nie ma też jakieś atmosfery niedzielnego rozleniwienia - na hali cały czas kilku pracowników dowozi z magazynu nowe towary i sprawnie rozkłada je na sklepowych regałach. Przy innych stoiskach wymagających obsługi, np. na mięsie, też cały czas stoi kilka osób.

- W niedzielę jest dużo większy ruch niż na co dzień - podpytując, przeszkadzamy trochę w pracy pani w średnim wieku, która wykłada towar. Ale rozmawia z nami chętnie: - Wiadomo, najwięcej po kościele, ale potem do końca dnia też przychodzą. W tamtym tygodniu w niedzielę nie mieliśmy czym handlować. Dzisiaj też dobra pogoda, więc piwo będzie ładnie schodzić. A zobaczy pan, co będzie, jak się zacznie sezon grillowy.

- Ludzie przychodzą na duże, tygodniowe zakupy, ale też po jakieś drobiazgi na zasadzie "zabrakło do obiadu" - dodaje druga - Bardzo dobrze w niedzielę sprzedaje się ciasto. Teraz jest tak, że poniedziałek i wtorek są słabsze, ale od środy to już na poważnie handlujemy. I tak do niedzieli.

Potrzebny był wyrok sądu

- Sąd uznał, że skoro mieści się ona w tym samym budynku co market, to może on być otwarty na zasadzie wyjątków przewidzianych w ustawie - mówi Mateusz Orzełowski, dyrektor ds. marketingu tej sieci sklepów.

Cała sieć Topaz ma ok. 110 sklepów w czterech województwach, mniej więcej po połowie - franczyza i sklepy własne sieci. Z tej drugiej kategorii w niedziele otwarty jest wyłącznie market w Radzyniu. Jest jeszcze druga placówka pod tym szyldem w innym mieście, przy której działa stacja benzynowa, ale znajduje się ona w oddzielnym budynku, pod ustawowy wyjątek więc nie podpada. Z tego powodu również musi być zamknięta w niedziele.

- Też jesteśmy za zakazem handlu w niedziele - tłumaczy dyr. Orzełowski - ale pod warunkiem, że nie byłoby żadnych wyjątków. A skoro ustawodawca je przewidział i wymienił w przepisach, to otwieramy nasz sklep w Radzyniu. Przecież gdyby nie było klientów, to byśmy nie handlowali. Po kartach stałego klienta, które wydajmy, widzimy, że większość kupujących u nas osób to ludzie stąd. Czyli ten sklep jest otwarty, bo chcą tego mieszkańcy Radzynia - podsumowuje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(100)
Genek
3 lata temu
Najwięcej po kościele, o czym to świadczy ha ha
głupi wariat
5 lata temu
Ja proponuję zamykać całą Polskę w każdą niedziele i w święta. Moje hasło: "Święta i niedziele tylko w kościele".
Daro
5 lata temu
Praca w niedzielę powinna byc dla chętnych. Ale przymus zapłaty ustawowo 100% płatne od sredniej krajowej (4500 brutto). Pracodawca skora ma najlepsze dochody w te dni musi dobrze zapłacić za prace w niedzielę. Za 8h pracy 470zl brutto czyli okolo 320zl na rękę. Wtedy sami znajdą się chetni żeby za 4 niedzielę dorobić 1300zl do domowego budżetu. Wystarczy tylko ustawa.🙂👍
Gosc
5 lata temu
Niech będę otwarte , ale ustawowo minimum 100 zł za godzinę pracy dla tego co chce pracować, moment znikną takie sponsorowane artykuly
jery
5 lata temu
A co z urzedami siedza pasozytuje na spoleczenstwie niech ida do roboty w niedziele i swieta.
...
Następna strona