Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Monika Rosmanowska
Monika Rosmanowska
|
aktualizacja

Zakaz handlu w niedzielę utrudnia rodzinny biznes. Tak twierdzą najmniejsi przedsiębiorcy

172
Podziel się:

Czy mały biznes skorzystał, czy stracił na zakazie handlu w niedzielę? Co o zakazie sądzą mikro i mali przedsiębiorcy – także ci obecni w galeriach handlowych? Opinie takie zebrała agencja, która przeprowadzała badania dla wielu rządowych instytucji.

Zakaz handlu w niedzielę utrudnia rodzinny biznes. Tak twierdzą najmniejsi przedsiębiorcy
(Fotolia, Davizro Photography)

Z 52 niedziel w 2017 roku w 50 z nich można było zrobić zakupy. W ostatnim roku takich niedziel było tylko 23. W 2020 roku będzie ich jeszcze mniej, bo handlować będzie można tylko w kilka przedświątecznych wolnych dni roku.

Polacy – zarówno kupujący jak i przedsiębiorcy - w sprawie samego zakazu są podzieleni. Blisko 45 proc. Polaków badanych przez agencję SW Research przyznaje, że zakaz handlu może utrudniać rozwój małego biznesu. * Co trzeci – przeciwnie – jest zdania, że sprzyja rozwojowi.

Zakaz handlu: Od biur podróży po sklep spożywczy

Co o zakazie sądzą jednak ci, których dotyka to bezpośrednio – właściciele mikro i małych firm? Opinie takie zebrała agencja Danae, która na swoim koncie ma m.in. badania dla Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju, Urzędu Komunikacji Elektronicznej, ale też największych polskich miast.

Projekt to 60 pogłębionych wywiadów w 10 miastach w Polsce. Badacze sprawdzali, jak zakaz handlu w niedzielę wpłynął na codzienność pracowników, klientów, ale także właścicieli małych biznesów – w tym rodzinnych sklepików, wysp w galeriach handlowych, lokali gastronomicznych, salonów fryzjerskich czy saloników piękności.

Czy małym polskim przedsiębiorcom jest łatwiej utrzymać rodziny? Jak rewolucyjna zmiana wpłynęła na ich poczucie stabilności życiowej i finansowej oraz zaufanie do państwa?

  • Katarzyna ma 35 lat i dwie córki. Od czterech lat prowadzi własne biuro podróży w jednym z centrów handlowych. Do pomocy zatrudnia jedną osobę.
  • W tym samym mieście od dziewięciu lat pizzerię posiada 32-letni Piotr. Zatrudnia dwoje pracowników. W sezonie otwiera też food truck. Ma żonę i syna.
  • Joanna, mama trójki dzieci, od 7 lat jest właścicielką salonu kosmetycznego. Przed zmianami chętnie pracowała w niedziele, dziś robi to rzadko, bo jej zdaniem ludzie krzywo patrzą, zazdrośnie licząc zarobek.
  • Łukasz ma sklep spożywczy na jednym z nowych osiedli w Piasecznie.
  • W jednej z tamtejszych galerii wyspę gastronomiczną ma też Krzysztof. Biznes prowadzi od roku, sezonowo.
  • 30-letnia Milena, mama dwuletniego malucha, ma stoisko florystyczne w centrum handlowym. Niedawno uruchomiła sprzedaż internetową z odbiorem osobistym w domu.

Co łączy wspomniane osoby? Zakaz handlu, który znacząco zmienił ich codzienne życie.

Czym dla właściciela firmy jest niedziela?

Dla Katarzyny, specjalistki od turystyki, niedziela nigdy nie była dniem odpoczynku. To wtedy nadrabia domowe obowiązki. Wstaje o godz. 5.00, szykuje śniadanie, później bawi się z córkami. Gdy jest ładna pogoda, idą na spacer. A później sprzątanie, odrabianie lekcji… Zanim rząd wprowadził ograniczenia, były też zakupy - zimą w każdą niedzielę.

– Z partnerem i starszą córką jeździliśmy do galerii w Kielcach. Najczęściej zaraz po śniadaniu, spędzaliśmy tam większość dnia. Były zakupy spożywcze, odzieżowe, obiad na miejscu – wylicza. Przyznaje, że lubili te wypady.

– Dziś mam wrażenie, że niedziela stała się smutnym obowiązkiem, szczególnie gdy za oknem plucha i zimno. Zakupy robię w tygodniu, przy okazji. Bo w soboty pracuję nawet 12 godzin, by nadrobić obroty, których już nie ma przez niehandlowe niedziele – narzeka.

Joanna, właścicielka salonu kosmetycznego w niedzielę… nudzi się w domu, czasem wyskoczy do koleżanki. Do galerii nigdy nie jeździła, ale rozumie tych, którzy to robili.
– Myślę, że kobiety chciały w ten sposób uciec od dzieci, mieć chwilę dla siebie, której w tygodniu nie mają. A dziś, kiedy mają ją wyrwać? – pyta.

Łukaszowi, który ma mały sklep spożywczy, po wprowadzeniu zakazu handlu niedziela kojarzy się z pracą. Każdej niedzieli musi teraz osobiście stanąć za ladą. Sam odpoczywa w poniedziałek.
Wcześniej (przed zakazem handlu) po śniadaniu chętnie jeździli w niedzielę na rodzinne zakupy, niekoniecznie spożywcze, pili kawę, jedli obiad. Spędzali tak co najmniej trzy godziny. Przy okazji odwiedzali rodzinę w Sokołowie Podlaskim.

– W niedzielę, gdy nie pracowaliśmy z żoną, wszyscy byliśmy dostępni. Nikt nam niczego nie narzucał. I o ten wybór właśnie chodzi – przekonuje.
I pyta: jak rodziny mają się dziś integrować? Gdzie mają iść? Zakaz handlu nie sprawił, że ludzie zaczęli spędzać czas ze sobą, jest odwrotnie. Może nawet więcej się kłócą.

Ograniczenie handlu w niedzielę to odczuwalne skutki finansowe

Milena, kwiaciarka: – Klienci zakupy robią tylko do piątku, jak niedziela jest wolna, to czasem i z soboty rezygnują. A moje opłaty są takie same, niezależnie od tego, czy jest czynne czy nie – mówi. – Coraz częściej myślę o tym, czy nie będę musiała zamknąć stoiska i zmienić branży. Jest kiepsko – przyznaje.

Dla Krzysztofa, właściciela wyspy gastronomicznej niehandlowe niedziele to także mniejszy obrót w soboty. Musiał pracownikom zmniejszyć godziny pracy. Dzięki temu nikogo nie zwolnił, ale pracownicy zarabiają mniej. Dziś zastanawia się, czy nie zainwestować w coś, co będzie czynne od poniedziałku do piątku.

Joanna chętnie otwierała salon kosmetyczny w niedziele, a dziś straty próbuje nadrobić w soboty. – Staramy się mieć otwarte do godz. 18.00-19.00, godzinę-dwie dłużej niż wcześniej. Dziewczyny nie mają już jednak tych napiwków, co w niedziele – ubolewa.

Biuro turystyczne Katarzyny też odczuło niedzielny zakaz:

– Teraz jest zdecydowanie mniejszy ruch. Mam też sporo klientów online i część z nich też straciłam, bo nie mogą przyjść w niedzielę, by dopełnić formalności. Ludzie robili zakupy w supermarkecie i przy okazji zaglądali do mojego biura, dziś się spieszą i już nie przychodzą. No i ta wydłużona sobota… To jest 12 godzin non stop, przynoszę też pracę do domu – mówi.

Piotr, który prowadzi firmę gastronomiczną znajdującą się poza galerią handlową zauważa poprawę sytuacji:

- Dla mnie jest to korzyść, te niehandlowe niedziele, bo ludzie nie jedzą w galeriach tylko u mnie. Minusem jest to, że jak czegoś braknie, to nie można wyskoczyć do Kauflandu i dokupić. Trzeba kupować w tych małych sklepikach, gdzie przy dużych ilościach jest już drożej…. A poza tym ciężko np. rukolę kupić w takich sklepikach, czy pomidory w puszkach.

Rodzina? Nie zyskała

Ograniczenie handlu w niedziele nie poprawiło według badanych sytuacji rodzinnej przedsiębiorców. U Katarzyny wprowadziło chaos. Bo czasu wcale nie jest więcej, a nadrabianie obowiązków odbywa się kosztem rodziny.

Jako przykład Katarzyna podaje też znajomego z jednego z marketów budowlanych. Dotychczas za każdą niedzielę miał płacone podwójnie, teraz – przy jednej pracującej – każdy chce być w grafiku.

– Jest przez to stratny 800 zł miesięcznie. W przypadku czteroosobowej rodziny to bardzo dużo. Trzeba być z bliskimi, ale przede wszystkim trzeba tym bliskim zapewnić bezpieczeństwo finansowe. Pieniądze szczęścia nie dają, ale bieda też nie uszczęśliwia – zwraca uwagę.

Joanna, kosmetyczka: – Dziś ludzie pracują dłużej w tygodniu, wracają do domu po nocach. Wolałabym pójść do pracy w niedzielę, a w tygodniu wcześniej odebrać dziecko ze szkoły i na spokojnie odrobić lekcje.

Zdaniem Łukasza ograniczenie handlu rząd przed jego wprowadzeniem powinien skonsultować ze społeczeństwem.

– Powinno być jakieś referendum. Zakaz został nam narzucony, Solidarność się z tym wyrwała, to jest takie ideologiczne. Nikt nikogo do pracy w niedzielę nie zmuszał.

Zakaz? Tak, ale dla wszystkich

Co dalej? Milena, florystka: – Próbuję działać i staram się rozwijać. Chciałabym jeszcze jeden lokal otworzyć, może w Kielcach… Zatrudniłabym kogoś… A tak jestem w kropce. Bo florystka ma zajęcie głównie w weekendy, a te się skróciły przez brak niedzieli – żali się.

Dla niej praca w niedzielę to dodatkowe pieniądze, większa stabilizacja w rodzinie, paradoksalnie także więcej wolnego czasu. – Pracuję w niedzielę, bo chcę, bo mam możliwość zarobienia pieniędzy. Lubię pracować, wtedy czuję, że żyję. Motywacją do pracy jest też dziecko, któremu niczego nie może zabraknąć.

Milena obserwuje też innych właścicieli lokali usługowych w Starachowicach, którzy pracują w tym samym centrum. – Jedni się zamykają, inni przenoszą biznes. Jeszcze inni wprowadzają promocje w tygodniu. Nie sztuką jednak jest robić ciągłe promocje, bo się człowiek urobi i nic nie zarobi.

Krzysztof, od gastronomii: – Jak już PiS wprowadza te niehandlowe niedziele, to dla wszystkich. Restauracje też można pozamykać, jak dajemy wolne, to nie tylko kasjerom i sprzedawcom…

Sobota nam tego nie wynagrodzi

W Polsce – według danych PARP – działa ponad 2 mln przedsiębiorstw, które zatrudniają ponad 9,5 mln osób. Szczególnie dynamicznie rozwija się mikroprzedsiębiorczość (firmy zatrudniające mniej niż 10 osób), co przekłada się na wzrost PKB.

Firmy z sektora MSP generują co drugą złotówkę (ok. 47 proc.), a największy udział mają właśnie mikroprzedsiębiorstwa (ok. 30 proc.). Najczęściej działające w usługach (53 proc.) i handlu (25 proc.).

Pytani w ubiegłym roku przez PARP przedsiębiorcy uznali, że koniunktura w gospodarce jest lepsza niż w 2017 roku (tak odpowiedziało 48 proc. pytanych), podobnie jak w branży (41 proc.). Zakaz handlu?

Przedsiębiorcy, którzy mają lokale w centrach handlowych, ale też właściciele małych sklepików osiedlowych w większości przyznają, że stracili część klientów, a ich przychody obniżyły się. Najbardziej poszkodowani są najemcy mniejszych stoisk, wysp i lokali gastronomicznych w centrach handlowych.

Ich zdaniem strat nie są w stanie zrekompensować wydłużone godziny pracy w soboty. Sobotnie wizyty klientów w centrach handlowych są często pospieszne, nie mamy czasu na dodatkowe zakupy czy wizytę w restauracji.

Potwierdzają to także kwietniowe badania SW Research z udziałem ponad tysiąca ankietowanych osób. Wynika z nich, że zakaz handlu w niedzielę utrudnia prowadzenie biznesu, ale także jak twierdzą badani – codziennego życia.

- * Aby pogłębić stan wiedzy na temat aktualnego stosunku Polaków 2 agencje badawcze - Danae i SW Research zrealizowały ilościową i jakościową diagnozę społeczną wokół tematu zakazu handlu w niedzielę. Indywidualne wywiady pogłębione prowadzone były w 10 miastach w Polsce, uzyskując łącznie 60 narracji społecznych w 7 tematach badawczych. Respondenci zostali zróżnicowani pod kątem światopoglądowym, stylu życia oraz wielkości miejscowości. Badanie jakościowe było wspierane danymi ilościowymi z badania na reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków – z zachowaniem struktury próby ze względu na płeć, wiek i miejsce zamieszkania. Badanie ilościowe realizowane było techniką CAWI na panelu internautów SW PANEL należącym do agencji SW Research – po jednym pytaniu do 7 kolejnych obszarów badawczych. Celem projektu jest zachęcenie do dialogu społecznego i wysłuchania opinii Polaków na temat rozwiązań, które mogą połączyć interesy wszystkich stron.

Partnerem materiału są agencje badawcze DANAE i SW Research

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(172)
Volt
5 lata temu
Ci ludzie z tego reportażu i tak nie mają najgorzej, biznesów nie potracili. Co mają zrobić ci handlowcy którzy przez ten choleryny zakaz musieli zwinąć interes? żesz naprawdę te wszystkie Dudy i Bujary z solidarności , którzy wymyślili te ustawę to pod sąd powinni trafić. Zamiast ajentów żabek, którzy swego czasu musieli się przed sądem tłumaczyć ze swojej uczciwej pracy, to ja bym tych szkodników z solidarności tam postawił.
roter
5 lata temu
Miłościwie nam panujący, otrząśnijcie się wreszcie z umysłowego letargu, przestańcie nam mydlić oczy jakimś bzdetami o pożytkach z tej ustawy i spójrzcie prawdzie w oczy, choćby na przykładzie bohaterów tego artykułu: ta ustawa to pomyłka!
jkp
5 lata temu
Rząd wiedząc, że polską gospodarkę napędzają małe i średnie firmy, dowala im ustawę o zakazie handlu która szkodzi im finansowo. Przecież to gospodarczy samobój!
szogun
5 lata temu
To ma być demokracja czy wolny rynek? To jest kpina.
Krzysiek
5 lata temu
A jestem za zakazem... wolnosc wolnoscia ale pazernosc ludzka nie zna granic i pewne rzeczy musza byc narzucane odgornie... to fikcja ze spadaja obroty sklepow... ludzie i tak kupia co mieliby kupic. Tylko uwazam ze ten zakaz powinien obowiazywac wszystkich bez wyjatku bo wystarczy ze ktos wstawi piec do sklepu i juz jest piekarnia... albo paczkomat... i mamy placowke pocztowa...
...
Następna strona