Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Fed wprowadza lekkie zamieszanie na rynkach

0
Podziel się:

Po poniedziałkowej przerwie na święto urodzin Waszyngtona, giełdy za oceanem rozpoczęły swój marsz na północ.

Inwestorzy doszli do wniosku, że 10-procentowe spadki na tyle ostudziły nastroje, iż można dalej zdobywać kolejne szczyty. Problemy Grecji na Wall Street to już przeszłość, a lepsze dane - jak przykładowo rosnąca więcej niż oczekiwano produkcja przemysłowa - każą kupować akcje. Trochę zamieszania wprowadziła jednak decyzja Rezerwy Federalnej, która w czwartek po sesji podwyższyła z 0,5 proc. do 0,75 proc. oprocentowanie kredytów udzielanych bankom, czyli stopę dyskontową.

Ruch był zapowiedziany w zeszłym tygodniu i przez to oczekiwany, ale nie w takim terminie. Ponadto decyzja nie zapadła na regularnym posiedzeniu Fedu, co rodzi wiele spekulacji. Co bowiem chodziło po głowie członkom amerykańskiego odpowiednika naszej RPP? Czy chcą przekazać rynkom, że boją się inflacji? Piątkowe dane CPI okazały się niższe od prognoz, więc może chodzi o wysłanie sygnału, że gospodarka stoi już na stabilnych podstawach i można normalizować ultraneutralną politykę pieniężną? Sama decyzja zamieszania tutaj więc nie wprowadza, ale jej moment już tak. Ciężko odpowiedzieć bowiem na pytanie, czym czas ogłoszenia decyzji o podwyżce był motywowany. Pamiętać jednak trzeba, że sama decyzja o zwiększeniu stopy dyskontowej nie musi być automatycznie negatywna dla rynku. Indeksy bowiem bardzo ochoczo rosną w okresie niepewności, a Fed ją z pewnością zwiększył.

Europejskie Rynki Wschodzące

Rosja wstąpiła w rok 2010 z dużym optymizmem. Rosyjscy ekonomiści pokusili się o podniesienie prognoz wzrostu PKB na ten i kolejne lata. Według wcześniejszych szacunków wzrost ten osiągnie w roku bieżącym 1,6%. Natomiast optymiści twierdzą, że może on być nawet dwukrotnie wyższy, a do 2016 roku średni wzrost PKB wyniesie około 5% przy jednoczesnym spadku inflacji do 5,5%. Duże znaczenie dla wskaźników ekonomicznych ma cena ropy, a tu panuje przekonanie, że będą one stopniowo rosły od 70 do 80 dolarów za baryłkę.

Styczniowe wskaźniki są bardzo niejednoznaczne. Stopa bezrobocia wzrosła do 9,2%. Jest to o punkt procentowy więcej niż miesiąc wcześniej. Jednocześnie o 20,4% miesiąc do miesiąca spadł wskaźnik produkcji przemysłowej, co można tłumaczyć większą liczbą dni wolnych od pracy. W porównaniu do stycznia roku 2009 produkcja wzrosła o 7,8%.
Warto odnotować fakt obniżenia stóp procentowych przez Bank Centralny Rosji. Jest to odpowiedź na spadek inflacji, która w styczniu wyniosła 2,1% (w całym 2010 roku spodziewana jest na poziomie 6,5-7,5%). Pozwala to na kontynuację obniżek stopy bazowej, rozpoczętych w roku ubiegłym, co w połączeniu z odgórnym zakazem podnoszenia oprocentowania kredytów przez banki dla przedsiębiorstw przyczyni się do tańszego dostępu do pieniędzy.

Ministerstwo Finansów Rosji nieco zwiększyło prognozę deficytu budżetowego na ten rok, podnosząc je do 7,2% PKB (w stosunku do planowanych 6,8%). Przyjęty budżet jest mocno prospołeczny, a na pokrycie jego założeń zostaną wykorzystane środki Funduszu Rezerw. W celu pokrycia deficytu po raz pierwszy od dziesięciu lat Rosja zamierza wyemitować na rynek zewnętrzny obligacje na sumę 17,8 mld dolarów.
Pomimo pozytywnego podejścia do perspektyw rozwoju, ekonomiści nie wykluczają spadku tempa wzrostu w 2011 roku, ale wskazują, że nie powinien on być zbyt duży i zależy od sposobu wycofywania środków pomocowych, które zostały przeznaczone w ubiegłym roku na podtrzymanie gospodarki.

Europa Zachodnia

Wydaje się, że zachodnioeuropejscy inwestorzy „otrząsnęli się" z problemów Grecji i skupili swoją uwagę na innych kwestiach, m.in. dobrych wynikach europejskich banków oraz dobrych odczytach PMI, w wyniku czego byliśmy świadkami drugiego z rzędu wzrostowego tygodnia na rynkach Starego Kontynentu.

Dobre wrażenie pozostawiła po sobie branża finansowa, pozytywne komunikaty odnośnie kwartalnych wyników płynące z brytyjskiego Barclays oraz francuskiego BNP Paribas pozwalają z delikatną nutką optymizmu twierdzić, iż europejskie banki z kwartału na kwartał „podnoszą się z kolan" po spustoszeniu ich bilansów w wyniku kryzysu. Nawet gorsze od prognoz wyniki holenderskiego ING zostały - na bazie pozytywnego sentymentu - potraktowane jako wyjątek potwierdzający regułę. Tematem na oddzielną dyskusję jest pytanie, czy zarządzający czołowymi amerykańskimi i europejskimi instytucjami finansowymi wyciągnęli wnioski z ostatnich 2 lat i czy aby kiedyś nie zafundują nam kolejnej bańki spekulacyjnej - odpowiedź na to pytanie poznamy zapewne za kilka lat i oby nie była to smutna „powtórka z rozrywki".

Modne w ostatnich kilku tygodniach kłopoty Grecji zostały nieco zepchnięte na boczne tory, co oczywiście nie rozwiązuje całego problemu, szczególnie, że „w kolejce" mogą czekać następni, czyli Hiszpania, Portugalia czy Irlandia. Oczywiście sytuacja fiskalna tych krajów jest nieco lepsza od greckiej, wysokość długu publicznego Portugalii i Irlandii to nieco ponad 80 proc. ich PKB, w przypadku Irlandii mówi się o niecałych 70 proc. Pewnym niebezpieczeństwem może wydawać się fakt, iż grupa „dużych graczy" na rynku długu (mowa tu chociażby o funduszach hedgingowych z aktywami rzędu biliona dolarów), nieoficjalnie uplasowała wyżej wymienione kraje w jednym koszyku z Grecją, która przecież boleśnie przekonała się o ataku spekulantów na swój dług. Jej potencjalni „następcy" nie czekając na rozwój wydarzeń sami podnoszą alarm i występują w roli „ofiar spisku", widząc rosnące rentowności swoich obligacji, a Hiszpania powołała nawet w tym celu specjalną komórkę wywiadu do badania sytuacji na rynku swoich instrumentów
dłużnych.

Abstrahując od powyższego, kończymy ten tydzień w dobrych nastrojach, do czego przyczyniły się pozytywne wstępne odczyty lutowych wskaźników PMI w strefie euro w przemyśle i usługach, do znudzenia pozostające po „zielonej stronie mocy", czyli powyżej poziomu 50, oddzielającego gospodarczą prosperitę od recesji. Zachodnioeuropejskie indeksy oddaliły się bezpiecznie od swoich 3-miesięcznych minimów, co - przynajmniej na razie - pozwala sądzić, iż optymalny poziom korekty został osiągnięty.

Japonia, Chiny, Indie

Noworoczne obchody roku Tygrysa spowodowały, że Chiny w tym tygodniu nie pracowały. Według astrologii chińskiej tygrysy chronią przed duchami, ogniem i złodziejami, a sam znak jest jednym z najszczęśliwszych, gdyż tygrys spada zawsze na cztery łapy. Chiński bank centralny, aby zamortyzować upadek rynków finansowych, poinformował niespodziewanie o podwyżce stóp po zeszłotygodniowej ostatniej sesji przed dłuższym okresem świątecznym. Tydzień po tej informacji władze amerykańskiego Banku Rezerwy Federalnej podwyższyły równie niespodziewanie stopę dyskontową. Z pewnością, wywoła to na poniedziałkowej sesji w Chinach spore odreagowanie.

Na piątkowej sesji japońskie akcje zanurkowały najmocniej od ostatnich dwóch tygodniu. Nikkei 225 spadł o 2,1% do poziomu 10 123,58, Topix stracił 1,7% do poziomu 889,08 punktów. Wszystkie 33 sektory zajaśniały w kolorze czerwonym przy najsilniejszej wyprzedaży od 5 lutego.

Indyjski Sensem, mimo piątkowej korekty na poziomie -0,6%, w perspektywie tygodnia wzrósł o 1,1%. W całym roku 2009 rynek wzrósł o ponad 81%, dając w tym czasie jedną z trzech najwyższych stóp zwrotu w Azji. Od początku tego roku stracił już 6,5%. Największa podaż akcji obserwujemy w sektorze budowlanym, energetyce i telekomunikacji. Kraj musi się uporać z najwyższym od 16 lat deficytem budżetowym oraz rosnącą inflacją. Ceny 10-letnich obligacji indyjskich spadały w obliczu spekulacji rynkowych, że rząd rozpocznie emisje kolejnych dłużnych papierów wartościowych.

Surowce

Rynek ropy pokazał w tym tygodniu swoją siłę, gdzie ceny poszły w górę pomimo niekorzystnych informacji jakie napłynęły ze Stanów Zjednoczonych. Otóż Departament Energii tego kraju podał dane o kolejnym wzroście zapasów, co nadal pokazuje słabość strony popytowej. Ponadto, w czwartek Fed podjął niespodziewaną decyzję o podwyżce stopy dyskontowej, co spowodowało silny wzrost wartości dolara do innych walut i w takim scenariuszu ceny ropy powinny były mocno spaść. Tymczasem baryłka ropy typu Crude w ujęciu tygodniowym zdrożała o ponad 7% i w Nowym Jorku trzeba za nią zapłacić 79 dolarów. Wydaje się, że inwestorzy grają pod analizę techniczną aniżeli pod dane makro. Ta bowiem wskazuje, że ceny powinny jeszcze podejść pod pułap 79,4 dolara za baryłkę, ponieważ wypełni się zasięg poprzedniej fali wzrostowej z przełomu roku. Wydaje się, że wówczas z tego poziomu nastąpi odwrót i ceny powinny spadać do najbliższego wsparcia na poziomie 72 dolarów.

Miedź również drożeje, pomimo wzrostu wartości dolara oraz nieobecności Chińczyków, którzy obchodzą święto Nowego Roku. Wydaje się, że to właśnie nieobecność inwestorów z Państwa Środka została wykorzystana do wzrostów. Po prostu przy niższych obrotach (niższa płynność) łatwiej jest wpływać na ceny. Bodźcem do podnoszenia cen były lepsze od oczekiwań dane PKB z japońskiej gospodarki oraz wzrost amerykańskiego wskaźnika NY Empire States sugerujący poprawę nastrojów gospodarczych z stanie Nowy Jork. Technicznie patrząc na rynek po przebiciu linii trendu wzrostowego zapoczątkowanego w grudniu 2008 roku ceny zeszły do poziomu 6200 dolarów za tonę i po odbiciu zmierzały do oporu wyznaczonego na pułapie 7134 (szczyt z końca listopada 2009 roku). Przekroczenie tego poziomu sugeruje kontynuację wzrostów cen w przyszłości i podejście ponownie pod wspomnianą linię trendu wzrostowego. Obecnie za tonę metalu płaci się 7248 dolarów, co stanowi ponad 6% wzrost cen w odniesieniu do poprzedniego tygodnia.

Złoto poddało się nastrojom na pozostałych rynkach surowcowych i uncja tego kruszcu również zdrożała. Złoto pozostaje pod presją informacji z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który ogłosił sprzedaż swoich rezerw. Większa podaż powinna przełożyć się w przyszłości (nie podano terminu transakcji) na spadki cen złota, ale i tak najważniejszym czynnikiem determinującym zachowanie się cen będzie rynek walutowy, a dokładnie amerykański dolar. W ujęciu tygodniowym kruszec drożeje o 1,5%, a za uncję w piątkowe południe płacono 1111 dolarów. Analiza techniczna wskazuje wyjście cen z formacji trójkąta, co powinno przełożyć się na dalsze wzrosty cen. Gdyby tak się nie stało i ceny ruszą na południe, wówczas najważniejszym wsparciem będzie linia trendu wzrostowego, czyli poziom 1082 dolary za uncję.

Waluty

W minionym tygodniu para EUR/USD kolejny raz powtórzyła znaną nam sekwencję, a mianowicie początek tygodnia wzrostowy, a końcówka to ustanawianie nowych minimów. Tym razem w środę kurs zatrzymał się przy wartości 1,3788 i z technicznego punktu widzenia był to punkt, w którym bieżąca korekta zrównała się z korektą z 5-9 lutego. Dodatkowo wykreśliła się negatywna formacja świecowa na wykresie godzinowym. W czwartek notowania zbliżyły się do minimum z poprzedniego tygodnia, ale dopiero informacja o podniesieniu stopy dyskontowej w USA pomogła dolarowi i zobaczyliśmy nowe dołki. Spadkowy trend utrzymuje się w dalszym ciągu i, póki co, nie widać sygnałów, żeby w najbliższym czasie miało się to zmienić.

Polski złoty w ujęciu tygodniowym niewiele zmienił się w relacji do głównych walut. Widoczne jest jedynie niewielkie osłabienie w stosunku do dolara. Wrażliwość złotego na zmiany EUR/USD jest zdecydowanie mniejsza, natomiast warszawski parkiet przynajmniej w krótkim terminie w dalszym ciągu powinien decydować o sile naszej waluty.

_ Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie: Łukasz Bugaj, Zofia Kamińska, Jacek Maleszewski, Paweł Pilzak, Adam Piotrowski, Tomasz Ray-Ciemięga, Tatiana Świderska, Piotr Trzeciak, Kamila Urbańska-Pałac, Konrad Widuliński, Jan Żuralski. _

dziś w money
komentarze walutowe
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)