Dolar traci grunt pod nogami, jedynie wzrost wyższy od spodziewanych 2.1% (te dane jutro, o 14:30) może mu pomóc. Po neutralnej wymowie komunikatu FOMC „zielony” konsekwentnie deprecjonował się w stosunku do „majors”.
Dzisiejsze dane, zwłaszcza te z rynku nieruchomości, źle wpływają na dolara. Odnotowany wzrost sprzedaży nowych domów spowodowany jest głównie spadkiem cen (największym od lat 70-tych), co jest poważną oznaką zbliżających się problemów – deweloperzy muszą obniżać ceny, aby znaleźć popyt. Ponadprzeciętny wzrost zamówień na dobra trwałego użytku wywołany jest przez nowe zamówienia na samoloty i samochody, po wyłączeniu środków transportu ten wskaźnik wzrósł mniej niż oczekiwano.
Na USDPLN mamy mocny spadek, do którego przyczyniły się następujące fakty: wyższa ścieżka inflacji w październikowej projekcji NBP, osłabienie dolara na rynku międzynarodowym oraz odbicie od technicznego oporu (górnego ograniczenia trendu spadkowego) w okolicach 3.0950, ruch w dół powinien wystarczyć do osiągnięcia poziomu 3.04. Eurozłoty otworzył się niejako „ z luką”, w dodatku najprawdopodobniej dzień zamknie się czarną świecą. Ten sygnał nie doczekał się jednak potwierdzenia wzrostem obrotów, więc jeszcze za wcześnie mówić o wczesnej śmierci trendu wzrostowego.
Jutro poza wstępnymi szacunkami amerykańskiego PKB również wskaźnik inflacji PCE, „ulubiony” miernik wzrostu cen Bena Bernanke. O 14:30 w piątek powinno więc dojść do przełomu na parach dolarowych. Jeśli PCE bazowy (nie uwzględnia cen żywności i paliw) zacznie spadać do „obszaru komfortu” Fed, czyli 1-2%, to wówczas po raz kolejny odżyje spekulacja o możliwych obniżkach stóp w USA w pierwszym kwartale 2007 roku.