Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Inflacja a wzrost dobrobytu gospodarstw domowych

0
Podziel się:

Co jest największym wrogiem szarego człowieka? Odpowiedź nie jest prosta, bo zapewne jest zbyt wielu pretendentów do tego zaszczytnego miana. My skoncentrujemy się na wrogach ekonomicznych. Wszyscy zapewne chórem zakrzykną – Bezrobocie!

Inflacja a wzrost dobrobytu gospodarstw domowych
(rcarver/CC/Flickr)

Otóż, niewątpliwie jest to pewien poważny problem, jednak znam jeszcze groźniejszy, który dotyka wszystkich biednych. Bezrobocie dotyka przede wszystkim niewykształconej części społeczeństwa, z reguły określonych zawodów, w branżach, które przeżywają kryzys. Bezrobocie związane jest koniunkturą gospodarczą oraz sytuacją demograficzną, na którą ma się dosyć ograniczony wpływ. Bezrobotny może liczyć na zasiłki, rodzinę, może wyjechać do innego miasta, na zagraniczne saksy, pracować w niepełnym wymiarze lub w szarej strefie, może się wreszcie próbować przekwalifikować, czy też dostać pracę interwencyjną.

Jest jednak coś gorszego niż bezrobocie, coś co rujnuje wszystkich bez wyjątku, a zwłaszcza biednych, coś co wprowadza w państwie chaos, ludzie wychodzą na ulicę, nie mają co włożyć do garnka, w sklepach robią się pustki, paraliż ogarnia struktury państwowe. Tą plagą egipską jest ... wysoka inflacja. Wynalazek ten pochodzi, jak większość wynalazków z epoki przedwojennej. Proszę sobie wyobrazić, że jeszcze 100 lat temu (poza paroma historycznymi wyjątkami) inflacja była prawie zupełnie nieznana. Trzeba było złupienia Ameryki przez hiszpańskich i portugalskich konkwistadorów, aby przywiezione przez nich złoto, przerobione w Hiszpanii i Portugalii na monety, doprowadziło do zjawiska inflacji.

Inflacja jest wynalazkiem iście szatańskim. Za jego pomocą biedni zostają zrujnowani kosztem interesów zupełnie wąskiej grupy decydentów na rynku pieniądza. Ale co to właściwie jest inflacja, i czemu niczym biblijny smok może nas pożreć.

Inflacja to wzrost cen, wywołany na skutek braku równowagi pomiędzy ilością towarów i usług a ilością pieniądza w obiegu. Jeśli pieniądza jest za dużo, to nie można zaspokoić wszystkich pragnących wymienić je na dobra i usługi tymi właśnie dobrami i usługami, po cenach aktualnie obowiązujących. Aby przywrócić zaistniałą nierównowagę należy ... podnieść ceny. W przypadku przewagi towarów nad ilością pieniądza dochodzi do spadku cen.

Należy zwrócić uwagę, że zjawisko inflacji wynika albo z niedostatku towarów i usług, albo nadmiaru pieniądza. Dodajmy, że nie chodzi o wszelkie dobra i usługi i wszelki pieniądz, lecz o ten na który jest zapotrzebowanie co do wymiany. To ostatnie zjawisko wiąże się z terminem szybkości obiegu pieniądza w gospodarce, o czym była mowa już we wcześniejszych artykułach.

Inflacja jest groźna dlatego, że pozbawia nas dotychczasowej wartości pieniądza, który wcześniej zarobiliśmy. Poniżej klika sytuacji z życia wziętych:

  1. Kiedy cały miesiąc chodzimy do pracy i większym lub mniejszym trudem wykonujemy swoje obowiązki – mają one jakąś konkretną wartość, jesteśmy w jakiś sposób wyceniani za nasz wysiłek. W efekcie tej wyceny po umówionym okresie otrzymujemy ekwiwalent naszej pracy w postaci pensji. Idziemy do sklepu i ... okazuje się że wartość towarów i usług, które możemy nabyć jest mniejsza niż spodziewaliśmy się. Gdzieś zginęła część naszego potu i łez.
  2. Kiedy odkładając sobie od ust zbieramy w pocie czoła na jakiś upragniony cel, ponosimy pewne określone i wymierne wyrzeczenia. Ponosimy je przez pewien dłuższy czas powstrzymując się od części konsumpcji po to, aby w efekcie nabyć dobro, które zrekompensuje nam poniesione trudy. Idziemy wreszcie do sklepu... i wracamy z kwitkiem do domu. Wzrost cen spowodował bowiem, iż jeszcze jakiś czas będziemy musieli dodatkowo pooszczędzać. Z jakiegoś powodu nasze wyrzeczenia muszą być większe niż nagroda za nie poniesiona.
  3. Z miesiąca na miesiąc na nasze konto przychodzą pobory. I chociaż co miesiąc są one jednakowo wysokie, stosownie do naszych wysiłków wkładanych w pracę, to jednak odczuwamy stopniowe pogarszanie się naszego standardu życiowego. Co miesiąc brakuje coraz więcej, pensja starcza do 28, 26, 24... Zupełnie jakby ktoś podbierał nam z portfela. Te trzy sytuacje ilustrują trzy najczęściej spotykane straty jakie ponosimy z tytułu inflacji. Pierwsza z nich dotyczy utraty części wartości naszych zarobków na skutek opóźnienia w czasie ich wypłat. Gdybyśmy otrzymywali pieniądze codziennie po skończeniu pracy za dany dzień, straty byłyby mniejsze. A tak praca wykonana pierwszego dnia miesiąca zostaje wynagrodzona po miesiącu, praca wykonana 15 dnia miesiąca – po połowie miesiąca...Ktoś „dzieli się” z nami naszym zarobkiem bez naszej świadomości.

Druga sytuacja oznacza utratę części wartości naszego majątku wówczas, gdy jest on wydawany raz na jakiś czas, w wyniku oszczędzania na jakiś "grubszy" zakup. Z uwagi na istniejącą inflację musimy oszczędzić (czyli wyrzec się bieżącej konsumpcji) więcej niż wynika z wartości dobra, na które oszczędzamy.
Za prawo do oszczędzania płacimy komuś haracz.

Trzecia scenka to tzw. pułapka płynności. Wpadamy w nią nie dostrzegając, że w wyniku istnienia zjawiska inflacji za naszą pracę płaci się nam z miesiąca na miesiąc coraz mniej. Nasza praca wynegocjowana na jakimś satysfakcjonującym nas poziomie z miesiąca na miesiąc traci swoją siłę nabywczą.

Podsumowując inflacyjny lewiatan żywi się: naszymi bieżącymi dochodami, naszymi oszczędnościami, naszymi przyszłymi dochodami. Jeśli ma mały apetyt, to można się do niego przyzwyczaić i nawet go nie zauważać. Gorzej kiedy jego apetyt rośnie. Pierwsze łupem padają oszczędności, gdyż te poddane są łakomstwu potwora przez stosunkowo długi czas. I w przypadku oszczędności dostrzegamy go najszybciej. Wówczas przestajemy oszczędzać, albo oszczędzamy w innych jednostkach niż rodzima waluta.

Jeśli inflacja nadal rośnie zaczynamy dostrzegać pułapkę płynności, wówczas mówimy między sobą, że „wszystko strasznie drożeje” i domagamy się podwyżek, rekompensat i obniżek cen. Bestii nigdy jednak mało – kiedy nabierze apetytu pożera wszystko coraz szybciej. Zjawisko spirali inflacyjnej przerabialiśmy w 1989 roku, kiedy miesięczna inflacja dochodziła do 40%.

Komu szkodzi inflacja? Przede wszystkim biednym. Tym którzy niewiele mają, a ich egzystencja zależy od bieżących dochodów. Biedni nie mają nieruchomości, złota, waluty obcej, a więc środków odpornych na inflację, których wartość rośnie wraz z inflacją. Biedni nie mają zapasów, aby w razie czego zamienić je na dobra niezbędne do przeżycia, swoją egzystencję opierają na bieżących i przyszłych dochodach (jeśli są zadłużeni). Bieżące i przyszłe dochody "idą na dno" jeżsli są pożerane przez inflację .

Zamożniejsza część społeczeństwa posiada różne koła ratunkowe przed inflacją, poza dobrami trwałymi, udziałami w zyskach z przedsięwzięć kapitałowych, mają jeszcze złoto, biżuterię, dzieła sztuki, waluty obce. Oczywiście też tracą oszczędności w walucie krajowej i zmniejsza im się wysokość realnego wynagrodzenia, ale i tak pozostaje ono na wystarczającym dla przetrwania poziomie. To biedni trzymają oszczędności życia – na czarną godzinę – w walucie krajowej. Gdy owa czarna godzina nadchodzi nie mają nic, bo potwór trawi ich zabezpieczenie w swoich trzewiach.

Nie muszę chyba wskazywać, kto pozyskuje te zabrane nam środki. Przecież w przyrodzie, także tej ekonomicznej, nic nie ginie. Kto zarządza rynkiem pieniądza – bank centralny, a gdzie przekazuje swoje zyski, prawie w całości (ponad 98% do budżetu państwa). Ale o paradoksie to NBP najbardziej w tym kraju zależy na zlikwidowaniu inflacji. Nie zależy na tym jednak tak bardzo rządowi. O NBP i rządzie szerzej jeszcze kiedyś sobie powiemy.

Inflacja to jednak nie tylko skutki bezpośrednie dla naszego życia. Pośrednio oddziałując na kondycję gospodarki, oddziałuje także na nasz stan dobrobytu. Ale o tym w następnym odcinku.

Autor: dr Rafał Wójcikowski

Oszczędzaj i inwestuj
pieniądze
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)