Prokurator zarzuca mu niezgodne z prawem działania w celu skompromitowania ugrupowań politycznych za rządów Hanny Suchockiej. Ludwik Dorn zeznał, że jego wiedza dotycząca inwigilacji prawicy pochodzi głównie z doniesień prasowych i z rozmów o charakterze towarzyskim. Wicepremier zapewnił sąd, że nigdy nie dysponował wiedza źródłową w tej sprawie.
Ludwik Dorn zeznał, że rozmawiał o tej sprawie z premierem Jarosławem Kaczyńskim oraz z Antonim Macierewiczem. Obaj po lekturze akt jako pokrzywdzeni mówili o sprawie w kategoriach ogólnych. Wicepremier zeznał, że Jarosław Kaczyński powiedział, że akta potwierdzają hipotezę o poważnych aktywach służb specjalnych w środowisku dziennikarskim.
Po wyjściu z sali rozpraw wicepremier powiedział, że prywatnie nie czuł się inwigilowany. Miał jednak poczucie, iż jego partia jest inwigilowana i rozbijana.
Według wicepremiera, sprawa pułkownika Lesiaka dowodzi, że ingerencja służb specjalnych w otoczenie przywódców partii politycznych była dość głęboka.