Konstantin Kosaczow powiedział, że ukraińscy politycy szukają jakiegokolwiek wyjścia z obecnej sytuacji. Sięgnęli zatem po decyzję kijowskiego Sądu Gospodarczego. "Jest to bezwartościowy papierek" - zaznaczył gość telewizji Wiesti. Jego zdaniem, w sporach międzynarodowych: handlowych, czy politycznych nie może być ważna decyzja sądów krajowej jurysdykcji. Mogą być tylko decyzje sądów mających do tego prawo, w tym przypadku jest to sztokholmski Sąd Arbitrażowy.
Wcześniej, na wniosek ukraińskiego Ministerstwa Paliw i Energetyki, Gospodarczy Sąd Kijowa anulował umowę Naftohazu z Gazpromem zabraniając w ten sposób ukraińskiej firmie transportować rosyjski gaz przez terytorium Ukrainy według zeszłorocznego cennika. Takim działaniem Ukraińcy chcą zmusić Rosjan do zaakceptowania podwyżki stawki tranzytowej.
Wcześniej, sam Naftohaz groził, że złoży pozew wobec Gazpromu do sztokholmskiego Sądu Arbitrażowego jeżeli wcześniej przeciwko Ukraińcom pozew złożą Rosjanie. Gazprom zapowiedział taki krok bowiem chciał aby to ta instancja zabroniła Naftohazowi ograniczać tranzyt do państw Unii Europejskiej. Ukraińcy z kolei przekonują, że brak kontraktu na ten rok nie daje im podstaw prawnych oraz możliwości finansowych i technicznych dla realizacji tranzytu rosyjskiego gazu przez terytorium Ukrainy.
Opłata za tranzyt jest jednym z punktów spornych między Moskwą a Kijowem. Gazprom i Naftohaz oskarżają się nawzajem o odpowiedzialność za kłopoty w dostawach gazu do państw Unii Europejskiej. Obie strony nie mogą się także porozumieć, co do wysokości ceny paliwa kupowanego w tym roku przez Ukrainę.
Ukraińskie sądy obwiniane są często o zależność od władz centralnych i podejmowanie decyzji zgodnych z zamówieniem politycznym.