Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Durlik na procesie dr. G.:fachowiec z zespołem przeciw sobie

0
Podziel się:

Wybitny fachowiec, jego klinika zarabiała na cały szpital, wprowadził
wysokie standardy, miał świetne wyniki i cały zespół przeciwko sobie - tak o dr. Mirosławie G.,
ordynatorze kardiochirurgii szpitala MSWiA, mówił b. dyrektor szpitala Marek Durlik.

Wybitny fachowiec, jego klinika zarabiała na cały szpital, wprowadził wysokie standardy, miał świetne wyniki i cały zespół przeciwko sobie - tak o dr. Mirosławie G., ordynatorze kardiochirurgii szpitala MSWiA, mówił b. dyrektor szpitala Marek Durlik.

Jego zeznań Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów słuchał w piątek przez ponad cztery godziny. To Durlik - jak sam powiedział - był "sprawcą całego zamieszania", bo to on postanowił w 2000 r. ściągnąć z Krakowa do Warszawy dr. G.

Nowy ordynator miał rozwinąć oddział kierowany wcześniej przez prof. Zbigniewa Religę - pierwszego kardiochirurga, który przeprowadził w Polsce udany przeszczep serca. Rywalizacja między autorytetem profesora Religi a zdolnym doktorem, wychowankiem sławnego kardiochirurga z Krakowa prof. Antoniego Dziatkowiaka, jest tłem procesu, w którym dr. G. jest oskarżony o korupcję i mobbing.

Dziatkowiak polecał dr. G. Durlikowi słowami: "jest tylko dwóch kardiochirurgów, którym dałbym swoje serce do zoperowania. Jeden z nich to doktor G.". Z kolei Religa, według Durlika, "alergicznie nie znosił Mirosława G." i protestował co sił, by nie powołać go na ordynatorskie stanowisko.

"Myślę, że powód mógł być prozaiczny i stary jak świat - już w +Ogniem i mieczem+ opisał Sienkiewicz, jak Wołodyjowski z Bohunem rywalizował, kto jest pierwszą szablą Rzeczypospolitej. Dr G. przeszczepił 350 serc. Myślę, że Religa mniej" - odpowiedział.

Według Durlika, nigdy nie było skarg na dr. G. jeśli chodzi o korupcję. Według niego, na Zachodzie - gdzie pracował - zdarza się, że pacjent wręcza lekarzowi w podziękowaniu kwiaty i skrzynkę dobrego rocznika wina. "I nikogo to nie dziwi, a prokuratura nie wkracza, bo wdzięczność wobec lekarza to prawo pacjenta" - mówił.

"Nieporozumieniem jest uznawanie, że korupcją jest wdzięczność pacjenta, wyrażona wręczeniem lekarzowi pieniędzy po już po operacji, przy wyjściu ze szpitala z podziękowaniem za opiekę. Czymś takim byłoby uzależnianie od pieniędzy przyjęcia do szpitala czy operacji" - mówił Durlik.

Jako przykład podał sytuację, w której zespół asystentów z kardiochirurgii pewnego dnia zbuntował się i oświadczył, że nie będzie operować, dopóki szpital nie wypłaci im zaległych premii. "Z tego wynika, że to ja byłem mobbingowany" - skomentował dr G. Durlik odparł, że ten przykład świadczy, iż zespół nie był tak zastraszony, jak przedstawiali to podopieczni ordynatora.

Personel - a na kardiochirurgii zarabiało się najwięcej w całym szpitalu - był zaś od początku źle nastawiony do ordynatora, bo - według Durlika - znacząco zaostrzyły się rygory higieniczne. "Nawet ja - jako dyrektor szpitala - bałem się wejść na kardiochirurgię, bo mógłbym zostać zrugany przez doktora G., że wszedłem bez ochraniaczy i maski na twarzy - i miałby on rację" - mówił świadek.

Przytoczył dane statystyczne, z których wynikało, że w latach 2001-2003 na kardiochirurgii przeprowadzono 3 tysiące operacji serca, w tym około 70 przeszczepów, podczas gdy w 32 poprzednich latach funkcjonowania oddziału, przeprowadzono 2800 operacji. "To była zmiana jakościowa, nastąpił przełom" - mówił b. dyrektor szpitala.

Zwrócił też uwagę, że dzięki wyśrubowanym standardom higienicznym spadła liczba powikłań i zakażeń pooperacyjnych - do imponującego poziomu kilku procent. "Zasada jest taka: jeśli chory po operacji pozostaje na oddziale 7-10 dni, szpital na takim chorym zarabia. Jeśli są powikłania i chory musi leżeć kilka miesięcy - szpital dokłada, nawet kilkaset tysięcy do chorego" - wyjaśnił.

Durlik uważa, że dr G. to wybitny fachowiec, jednak nie zaprezentował on umiejętności integrowania zespołu. "To bardzo trudne w takiej pracy jak nasza - gdzie przede wszystkim liczy się chory, a nie czas pracy czy pieniądze za premie. Tutaj się pracuje wtedy, gdy trzeba - w dzień, w nocy, świątek-piątek, na wielkich dawkach adrenaliny. Znam nawet przykłady rękoczynów na sali operacyjnej - ale to są sprawy między lekarzami, a nie prokuratury" - mówił.

"Jaka dewiza wisi nad szpitalem MSWiA?" - spytał na koniec Durlika oskarżony Mirosław G. "Zdrowie chorego - najwyższym prawem" - odparł Durlik. "Czy postępowałem zgodnie z tą zasadą?" - dopytywał kardiochirurg. "Przełożona z pańskiego oddziału, z którą do dziś pracuję, powiedziała, że dziś, po latach, wie, że wszystko co pan mówił, za co ją nawet pan rugał, było z myślą o pacjencie. Pan był wręcz obsesyjnie nastawiony na pacjenta" - brzmiała odpowiedź. (PAP)

wkt/ itm/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)