Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Komisja: parytety przed wyborami samorządowymi mało prawdopodobne

0
Podziel się:

Uchwalenie ustawy wprowadzającej parytety z zachowaniem wymaganego
półrocznego vacatio legis nie jest możliwe - wynika z wyliczeń Komisji Nadzwyczajnej do
rozpatrzenia niektórych projektów ustaw z zakresu prawa wyborczego.

Uchwalenie ustawy wprowadzającej parytety z zachowaniem wymaganego półrocznego vacatio legis nie jest możliwe - wynika z wyliczeń Komisji Nadzwyczajnej do rozpatrzenia niektórych projektów ustaw z zakresu prawa wyborczego.

Według posłów z komisji, zajmującej się projektem ustawy o parytetach, uchwalenie ustawy na tyle wcześnie, by mogła wejść w życie przed wyborami samorządowymi, jest mało prawdopodobne. Tym bardziej, że - jak wynika z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego - wprowadzanie istotnych zmian w prawie wyborczym powinno mieć miejsce co najmniej sześć miesięcy przed kolejnymi wyborami. Wybory samorządowe muszą się odbyć między 14 listopada 2010 r. a 9 stycznia 2011 r. Jak wynika z wyliczeń komisji, biorąc pod uwagę obowiązujące w procesie legislacyjnym terminy, uchwalenie ustawy o parytetach z półrocznym vacatio legis nie jest już możliwe.

Podczas czwartkowego posiedzenia komisji swoją opinię na temat projektu przedstawił dr Jarosław Flis z Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ.

Jego zdaniem, wprowadzenie parytetów na listach wyborczych nie doprowadzi do zwiększenia udziału kobiet we władzach, a to ze względu na obowiązujący obecnie w Polsce system wyborczy, w którym partie wystawiają kandydatów w dwukrotnym nadmiarze w stosunku do liczby mandatów, co oznacza, że ostateczni zdobywcy mandatów stanowią tylko znikomy ułamek kandydatów. Flis zwraca uwagę, że o zdobyciu mandatu decyduje miejsce na liście i dzieli miejsca na mandatowe i niemandatowe, przy czym przez miejsca mandatowe rozumie wszystkie miejsca od góry listy, odpowiadające liczbie zdobytych przez daną partię mandatów w danym okręgu.

Flis argumentuje, że średnio jedynie co piąty mandat (20 proc.) jest zdobywany przez kandydata z miejsca niemandatowego. Dodaje, że o ile podstawowe znaczenie dla zajmowania miejsca mandatowego ma znacząca pozycja wewnątrzpartyjna, o tyle dla zdobycia mandatu musi jej towarzyszyć wcześniejsza znacząca pozycja publiczna.

"Znacząca pozycja publiczna pozwala na zdobycie mandatu nawet w przypadku zajmowania miejsca niemandatowego. Brak takiej pozycji skutkuje niepowodzeniem w staraniach o mandat nawet w przypadku zajmowania miejsca mandatowego. Wyparcie z miejsc mandatowych, z mocy ustawy, kandydatów płci męskiej o znaczącej pozycji publicznej i zastąpienie ich kandydatkami bez takiej pozycji, najpewniej nie będzie mieć żadnego wpływu na ostateczny skład Sejmu. Kandydaci o wcześniejszej znaczącej pozycji publicznej najpewniej zdobędą więcej głosów niż kandydatki bez takiej pozycji, umieszczone wyżej na liście, i to oni obejmą mandaty" - przekonywał Flis.

Prof. Małgorzata Fuszara z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW - występująca w imieniu autorów projektu - przekonywała, że w Polsce - podobnie jak w wielu innych krajach - najlepiej sprawdziłby się system wyborczy, w którym parytetom lub kwotom towarzyszyłby system suwakowy, czyli umieszczanie kobiet i mężczyzn na listach naprzemiennie. To zapobiegłoby umieszczaniu kobiet na miejscach, z których mają znikome szanse na zdobycie mandatu.

Jak poinformował przewodniczący komisji Waldy Dzikowski (PO), z powodu ostatnich wydarzeń związanych z katastrofą w Smoleńsku, nie wszystkie zamówione ekspertyzy zostały przygotowane. Zaproponował jednak, by poczekać na nie i potem wrócić do dyskusji. Zgodził się również, by wnioskodawcy zaprosili na kolejne posiedzenia komisji ekspertów, którzy dla nich przygotowali opinie na temat projektu. Wiceprzewodniczący komisji Witold Gintowt-Dziewałtowski (Lewica) zapewnił, że eksperci przygotowujący opinie na zlecenie komisji byli dobierani tak, by reprezentować różne punkty widzenia.

Zdaniem Marka Borowskiego (SdPl) nie ma sensu "przerzucać się opiniami", podczas gdy bardzo łatwo można wyliczyć, że im więcej kobiet na listach, tym więcej trafia do Sejmu. Zaproponował, by poprosić PKW, która dysponuje danymi na temat kandydatów, o zrobienie takiego wyliczenia.

Przygotowany przez Kongres projekt zmienia ordynację wyborczą - do Sejmu, Parlamentu Europejskiego oraz rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich - i zapewnia co najmniej 50-procentową obecność kobiet na listach wyborczych (nie obejmuje wyborów do Senatu i do rad gmin do 20 tys. mieszkańców, które zakładają ordynację większościową).

W polskim Sejmie jest niewiele ponad 20 proc. kobiet, a w Senacie zaledwie 8 proc. Badania pokazują, że aby mieć realny wpływ na politykę, kobiety powinny mieć co najmniej 30-procentową reprezentację.(PAP)

akw/ itm/ jbr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)