Z żalem muszę stwierdzić, że moje obawy co do świątecznego charakteru rozpoczętego wczoraj tygodnia giełdowego znalazły potwierdzenie w praktyce. Zmiany indeksu podczas poniedziałkowej sesji były niewielkie, a obroty spadły do najniższego od 1997 roku poziomu niespełna 67 mln zł. W porównaniu z zachowaniem giełd światowych taki przebieg notowań należy jednak uznać za korzystny, co tym razem nie świadczy jednak o sile rynku lecz wyłącznie o tym, że wakacje urządziła sobie także podażowa jego strona.
Dziś giełdy europejskie oczekiwały będą na dane o sprzedaży detalicznej w USA w lipcu oraz na wynik posiedzenia FED-u. Ponieważ decyzja w sprawie stóp procentowych będzie znana dopiero po zakończeniu dzisiejszych notowań na giełdach naszego kontynentu jej wpływ może być widoczny dopiero jutro. Znacznie większe znaczenie mają zatem dane publikowane o 14.30 naszego czasu. Jeżeli rzeczywisty wynik będzie lepszy od prognozowanego +1,2 proc. to końcówka notowań w Eurolandzie i początek sesji w USA powinny być dobre dla posiadaczy akcji.
Na nasz rynek nie powinno mieć to większego znaczenia, ale jeśli indeksy zachodnie będą odrabiały wczorajsze straty to łatwiej będzie utrzymać notowania na dotychczasowych poziomach nawet na niewielkim obrocie. Z drugiej strony logika wydarzeń z ostatnich dwóch tygodni wskazuje na to, że po sesji spadkowej istnieje większe prawdopodobieństwo ruchu w drugą stronę. Nie doprowadzi to jednak do żadnych zmian sytuacji naszego parkietu w dłuższej perspektywie.
