Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Nie ma nic za darmo

0
Podziel się:

Rząd zakłada 3,5% wzrostu PKB w przyszłym roku. Już nie 3%, już nie 3,1% ale aż o 3,5% wzrośnie realnie przyszłoroczne PKB. Oczywiście możliwy jest wzrost gospodarczy w wysokości 3,5% i niewielkiej inflacji rzędu 2,3-3% w 2002 roku. Jednak nic nie ma za darmo

Rząd tryska optymizmem niczym islandzki gejzer. Po zapowiedziach o niższej inflacji w 2003 roku i nie zmienianiu pomimo niej pensji dla sfery budżetowej, przyszedł czas na założenia budżetowe dotyczące wzrostu gospodarczego. Już nie 3%, już nie 3,1% ale aż o 3,5% wzrośnie realnie PKB w przyszłym roku. Nawet prof. Marek Belka był skromniejszy, nie mówiąc o szerokim spektrum analityków i komentatorów życia gospodarczego, których opinie o wzroście w przyszłym roku nie przekraczają 2,8%.

Z pozoru założenia wydają się nierealistyczne, niemożliwe do spełnienia patrząc na sytuację międzynarodową. Tak duży wzrost gospodarczy zahamuje także wzrost bezrobocia, na poziomie mniej więcej 18,6%. Zmniejszy się również dynamika wzrostu długu publicznego, a także spadnie wielkość deficytu budżetowego. Pozostaje tylko wątpliwość o realne możliwości wykonania tej prognozy. Zanim jednak przejdziemy do jej oceny, zastanówmy się nad przesłankami jej towarzyszącymi.

Po pierwsze - spadające stopy procentowe pozwalają na zaciąganie coraz tańszych kredytów konsumpcyjnych, co raz większa rzesza potencjalnych konsumentów uzyskuje zdolność kredytową (spada część odsetkowa rat kredytu). Dzięki temu koszty obsługi długu są niższe - dla państwa, gospodarstw domowych i dla przedsiębiorstw. Pozostaje zaoszczędzona część dochodu, która albo bezpośrednio zostaje przeznaczona na konsumpcję, bądź na obsługę dodatkowego zadłużenia. Wszystko to prowadzi do wzrostu konsumpcji na rynku wewnętrznym. Wzrost konsumpcji to wzrost PKB, w większym stopniu przełożenie to występuje jeśli konsumpcja dotyczy produkcji krajowej, w mniejszym jeśli importu (ale też występuje).

Po drugie - rząd pomimo spodziewanego niższego poziomu inflacji w 2003 roku nie obniża rewaloryzacji pensji w sferze budżetowej oraz świadczeń emerytalnych i rentowych. Dzięki temu, pomimo że wszystkie wydatki w budżecie rosną wg zasady 'inflacja + 1%' to pensje w sferze budżetowej rosną o 1,7% a świadczenia emerytalne i rentowe o 1,4%. Ponadto ekstra podwyżki czekają na nauczycieli i nauczycieli akademickich. To jest w pewnym sensie napędzanie koniunktury przez rząd.

Po trzecie - rząd mocno zasugerował się wynikami produkcji sprzedanej w lipcu i zapowiedzią koniunktury w sierpniu. Pytanie brzmi - jak trwałe są ujawnione w lipcu tendencje? Czy wzrost eksportu był jednorazowy, czy też jest to szersza tendencja pomimo wyraźnego spadku koniunktury na zachodzie. Sygnały sierpniowe mówią o pewnym zahamowaniu wzrostu ekspansji eksportowej, natomiast nie widać tego po imporcie. Nie mówi się także o efekcie psychologicznym, który może schłodzić nastroje, związanym z lawinowo już wkrótce rosnącym bezrobociem od jesieni.

Po czwarte - rząd nie przejmuje się konsekwencjami rozbudzenia gospodarki za pomocą wzrostu konsumpcji dla równowagi zewnętrznej. Już raz tak było - właśnie kiedy ministrem finansów jest Grzegorz Kołodko. Moim zdaniem począwszy od lipca obserwować będziemy stały wzrost importu - głównie konsumpcyjnego. Spowoduje do już niebawem ostry deficyt na rachunku obrotów bieżących. Może to zaniepokoić liberalną stronę RPP, ale zapewne Grzegorz Kołodko raczej poświęci RPP niż zgodzi się na ostrożne stymulowanie gospodarki konsumpcją.

Tak więc - jest możliwy wzrost gospodarczy w wysokości 3,5% i niewielkiej inflacji rzędu 2,3-3% w 2002 roku. Jednak nic nie ma za darmo. Kosztem uzyskania tego wysokiego wzrostu gospodarczego musi być zwiększenie nierównowagi zewnętrznej, czyli większy deficyt na rachunku bieżącym. W związku z tym wzrost może nie być zbyt trwały a utrzymywany w ten sposób w kolejnych latach doprowadzić do wzrostu inflacji lub/i kryzysu walutowego.

Na koniec mała informacja na potwierdzenie tezy - w sierpniu znów znacząco wzrosła sprzedaż samochodów osobowych w porównaniu do sierpnia 2001 - ponad 10%. Obecna struktura sprzedaży jest znacznie korzystniejsza dla samochodów importowanych. Sprzedaż samochodów jest więc barometrem dla całości importu konsumpcyjnego, zapewne także rośnie import zaopatrzeniowy dla krajowej produkcji.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)