Na terenie sześciu nadleśnictw w Puszczy Piskiej słychać odgłosy pił. Tylko w nadleśnictwie Pisz pracują ponad 2 tysiące drwali i cztery harvestery - maszyny, które oczyszczają zwalone pnie.
Marek Taradejna z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku powiedział, że w pierwszej kolejności uprzątnięto zwalone drzewa z dróg. Teraz - podkreślił - buduje się tak zwane pasy przeciwpożarowe wzdłuż dróg, mające od 60 do 80 metrów. Teren cały czas patrolowany jest przez samoloty i helikoptery-dodaje Taradejna-mają one możliwość ugaszenia pożaru w razie jego pojawienia się.
Marek Taradejna sądzi, że na przywrócenie Puszczy Piskiej stanu sprzed huraganu potrzeba pracy kilku pokoleń leśników. Będzie to trwało - powiedział - przynajmniej kilkadziesiąt lat. Proces związany jest z przygotowaniem powierzchni, zebraniem nakładów finansowych i sadzonek, co potrwa co najmniej 2 lata. Trzeba także pozyskać nasiona, a ze względu na regionalizację nasienną, nie można ich przywieźć z innych regionów kraju.
Żeby mieć pieniądze na ponowne zalesienie Puszczy Piskiej, leśnicy postanowili sprzedawać drewno uzyskane ze zniszczonych drzew. "Chcemy, aby koszt całej operacji był jak najniższy dla Skarbu Państwa" - tłumaczą leśnicy. I tak najlepsze gatunkowo drewno trafi do tartaków, część zostanie przerobiona na papier, reszta na płyty wiórowe. Gałęzie i odpady będą sprzedawane jako drewno opałowe.
Koszt uprzątnięcia i wywiezienia wiatrołomów nie zamyka wydatków na tworzony od nowa las - mówi nadleśniczy Nadleśnictwa Pisz Władysław Czajka-cały proces odnowy lasu potrwa latami, od pozyskania nasion do wyhodowania sadzonek. Młody las narażony będzie na wypalenie i inne szkody-dodaje Czajka.
Na szczęście leśnicy nie zanotowali większych strat wśród zwierzyny. Na przykład stado hodowanych na wolności żubrów pół godziny przed huraganem wyszły daleko na pola.