Stawki za nadgodziny miałyby być obniżone do poziomu krajów Wspólnoty Europejskiej, gdzie wynoszą z reguły 30-50 procent. W Polsce jest to obecnie 50 procent za pierwsze dwie godziny i po 100 procent za każdą kolejną. Zniesionoby roczny limit godzin nadliczbowych, a pracodawca sam by decydował, czy wypłacić pracownikowi dodatkowe wynagrodzenie za nadgodziny, czy też zrekompensować je dodatkowym czasem wolnym.
Wypłacanie odpraw zależałoby od stażu pracy u konkretnego pracodawcy, a nie od ogólnego stażu. Zmiany pozwoliłyby na stosowanie przerywanego czasu pracy (teraz jest to możliwetylko wobec kierowców)
i wydłużenie okresu rozliczeniowego za pracę z 3-ech do 6-ciu miesięcy, a w przypadku prac sezonowych nawet do roku. Pracodawcy mogliby zawieszać niektóre przywileje kodeksowe, gdyby ich firma była zagrożona bankructwem. Więcej o proponowanych przez rząd zmianach w kodeksie pracy - w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej".
"Gazeta Wyborcza" 31 01/Siekaj/gaj